Nic się nie stało

 KINO OKO 

Lato, czas wakacyjnych szaleństw i urlopowego relaksu rządzi się swoimi prawami, także w kulturze. Nie ma co się napinać i po całorocznym wysiłku intelektualnym czy fizycznym raczej szukamy rozrywki lekkiej i przyjemnej. Jako fanka kina, często błędnie nazywanego męskim, zacierałam ręce z radości, że oto już za chwileczkę, już za momencik doczekam się nowego „Pitbulla” w reżyserii Patryka Vegi i to właśnie policjantki i złodzieje pozwolą mi się letnio zrelaksować.

Serce zabiło mi mocniej, a wypieki na twarzy przybrały koloru ognia, gdy okazało się, że najnowszy „Pitbull” będzie poświęcony kobietom! Czekałam z niecierpliwością jak piszcząca nastolatka, no i się doczekałam. Napaliłam się jak przysłowiowy szczerbaty na suchara, ciesząc się na mocne kobiece historie, ale wyszło jak zawsze i aż chciałoby się zaśpiewać stadionowe „Nic się nie stało, Polacy nic się nie stało…”.

Ale może po kolei. O czym jest to dzieło? Policja przyjmuje nowych rekrutów, wśród nich są także kobiety, m.in. Zuza i Jadźka (Joanna Kulig, Anna Dereszowska). Praca w służbach mundurowych wymaga od dziewczyn twardego charakteru, jednak prywatnie zmagają się one z zupełnie babskimi problemami, jak agresywny, bijący mąż czy romans z gangsterem-filozofem.

Pojawia się też zmęczona życiem wariatka porucznik (Magda Cielecka), kobieta mafii „Drabina” (Alicja Bachleda-Curuś) i dziewczyna policjanta Ola (Maja Ostaszewska). I właściwie trudno mi powiedzieć, o czym to jest, bo miałam wrażenie, że oglądam strzępy historii niemające poza mundurami policyjnymi ze sobą nic wspólnego. Oglądałam i oczom nie wierzyłam, że taki potencjał fabularny, jak kobiety półświatka i kobiety wymiaru sprawiedliwości, można tak zmarnować. Bo został on zmarnowany.

Samo to, że w tytule są kobiety i w filmie są kobiety, nie oznacza, że film jest o kobietach. To znowu film o facetach, a kobiety są tylko tłem wydarzeń, nie zaś nośnikiem dramaturgii. W ogóle miałam dziwne wrażenie, że scenariusz pisany był na kolanie przez kilka osób, z których każda napisała „coś tam” i to wszystko sklejono do kupy. No i powstała kupa. Rozmyte jest wszystko, niektóre wątki pojawiają się bez potrzeby i celu, niektóre intrygują, ale są urwane i niedokończone, jakbyśmy cały czas oglądali urywki różnych filmów. Plus stanowi wizualna strona filmu, która prezentuje się smakowicie, momentami hollywoodzko – świetne sceny pościgów, walk, strzelanin.

Patryk Vega wie, jak pokazać porządne mordobicie i to ma tempo, pazur i klasę. Niestety pomiędzy tymi trzymającymi za gardło scenami pojawiają się dialogi, które chyba z założenia miały być śmieszne, a brzmią jakby je napisała trzynastolatka. Aktorzy bronią się, jak mogą, charyzmatyczne Cielecka i Ostałowska potrafią zagrać każdy, nawet najsłabszy tekst, ale filmu nie ratują. To kalejdoskop postaci, wątków i dialogów nietrzymających się kupy i o żenująco słabym dowcipie.

Podobno Vega czerpał inspirację z wywiadów, które przeprowadzał z policjantkami, i chyba dlatego poszczególne sceny nie wynikają jedna z drugiej, tylko nijak mają się do fabuły filmu. Vega chciał na siłę wstawić do filmu sceny oparte na faktach, tylko zapomniał je ze sobą połączyć.

Podsumowując, „Niebezpieczne kobiety” mają świetne sceny akcji, zapewne za sprawą rewelacyjnej pracy kamery, kilka bardzo dobrych, zaprzepaszczonych wątków, które giną w natłoku niejasności i żenujących dowcipów rodem z gimnazjum. Dobrze dobrana obsada robi, co może, żeby drewniane i suche teksty wypadały w miarę wiarygodnie.

Cieszy również obecność niezawodnego Andrzeja Grabowskiego, który kradnie każdą scenę kolegom i koleżankom po fachu. A poza tym, choć w tytule główną rolę powinny pełnić kobiety, to według mnie na to miano zasłużył sobie Sebastian Fabijański, grający gangstera Cukra. Brak zarysowanej głównej osi fabularnej, za dużo urwanych wątków to największe mankamenty, przez co film się dłuży i nie wciąga.

Magdalena Marszałkowska

MP 9/2017