Moralność zemsty

 KINO OKO 

Filmów o wojnie jest chyba tak samo dużo, jak filmów o miłości. Są to zresztą podobne samograje, bo nic tak jak wojna nie wprowadza chaosu w życie głównego bohatera, a w fabule chodzi przecież o to, żeby bohater miał jak najwięcej przeciwności losu, z którymi walczy. Filmy o wojnie mogą być spektakularne pod wieloma względami. Umieszczanie bohaterów w zawierusze wojennej to zawsze dobry zabieg, choć mało oryginalnym.

Dobrze, że znajdują się jeszcze twórcy, którzy opuszczają strefę komfortu i szukają nowych dróg. Maciej Sobieszczański do nich należy. Reżyser wziął na warsztat miłość i przyjaźń i umieścił je w, zdawać by się mogło, mało spektakularnym czasie na krótko przed wybuchem II wojny światowej i zaraz po jej zakończeniu.

To, co kojarzy nam się z końcem wojny, to sielankowe obrazki dzieci machających białymi kwiatkami, rodzin wpadających sobie w ramiona i ogólnego powrotu do stabilizacji. Tymczasem rzeczywistość powojenna wygląda inaczej, jest to czas przewartościowań, pretensji, oskarżeń, szukania winnych i spełniania zemsty, czasem okrutniejszej niż czyn pierwotny.

Zgoda“ Macieja Sobieszczańskiego już w pierwszej scenie pokazuje fotografię trojga uśmiechniętych przyjaciół – dwóch młodych mężczyzn i kobiety. Jako widzowie niby nie wiemy nic, ale przecież wszyscy się domyślamy, że będzie to trójkąt przyjacielsko-miłosny, czyli dobra tragedia murowana! W kolejnych scenach następuje przeskok w czasie, jest już koniec wojny.

Franek (Julian Świeżewski) zatrudnia się do pracy w obozie dla jeńców, zdrajców, kolaborantów i Niemców. Nie robi tego z miłości do ojczyzny i chęci odwetu, chce uwolnić ukochaną Annę (Zofia Wichłacz), której serce należy już do ich wspólnego przyjaciela Erwina (Jakub Gierszał), który jako Niemiec przebywa w obozie jenieckim. Mamy więc nie tylko trójkąt miłosny, ale niemiecko-polsko-śląski trójkąt miłosny w ostatnich dniach II wojny światowej.

To już tragedia wielopoziomowa, której autorce scenariusza Małgorzacie Sobieszczańskiej pozazdrościliby tragicy starożytnej Grecji. Pani Małgorzata z ogromnym wyczuciem komplikuje życie Franka, mnoży przeszkody na jego drodze i stawia dylematy: wierność ojczyźnie czy starym przyjaciołom, miłość do kobiety czy męska lojalność.

Co okaże się ważniejsze w czasach po ludobójstwie, gdy relacje między bliskimi, sąsiadami, współobywatelami trzeba było tworzyć na nowo w atmosferze czarno-białych uczuć: albo wróg, albo przyjaciel, albo ofiara, albo kat. Niemiec jest zły, bo jest Niemcem?

Pomijając powojenne love storyna osi Franek – Anna – Erwin, najciekawszym dla mnie wątkiem jest obraz obozowej rzeczywistości, która nie różni się niczym od tej, którą widzieliśmy już w setkach filmów o obozach zagłady. To samo okrucieństwo, ta sama frajda z upokarzania innych, poniżania uwięzionych, zabijania dla zabawy. Tyle, że tym razem oprawcy obozowi mają na ramionach opaski z flagą biało-czerwoną zamiast swastyki.

Mszczą się, uważają, że mają do tego prawo, prawo zemsty. Nie różnią się jednak niczym od swych poprzedników. Okrucieństwo w człowieku nie ma paszportu i przynależności narodowej. Zdrajcy umieszczeni są w obozie posiłkowym Auschwitz Birkenau, a zarządzający nim Polacy nie traktują Niemców łagodniej, niż ci traktowali Polaków czy Żydów. Wszystko niby w imię sprawiedliwości.

Z tego filmu łatwo byłoby stworzyć pompatyczny moralitet, tymczasem jego siła tkwi w braku patosu, braku martyrologii, braku tych wszystkich cierpiętniczych póz tak chętnie przez nas przyjmowanych w temacie wojny. Jest tu realizm w każdym brudzie, każdej ranie i każdej scenie przemocy.

Jak napisał jeden z krytyków „Zgoda“ to film, który – wbrew tytułowi – raczej podzieli niż zjednoczy widownię. Dawno nie było tak mocnego, ale przy tym mądrego i wyważonego filmu o przemocy. Zamiast moralitetu o złych Niemcach oglądamy dramat o zemście, tłumaczonej moralnym obowiązkiem. Polecam.

Magdalena Marszałkowska

MP 6/2018