Z NASZEGO PODWÓRKA
Po słowacku „tábor“, po polsku „obóz“. Jak co roku, spotkaliśmy się w hotelu Spojár w Žiarskiej Dolinie, jednakże w lekko odnowionym składzie. Jest nas piętnaścioro, dziesięciu chłopaków i pięć dziewczyn.
Jak nakazuje tradycja, rozpoczęliśmy od meczu piłki nożnej (był remis J). Nie mogliśmy się doczekać następnego dnia, kiedy to mieliśmy zacząć pracować nad naszymi obrazami! W niedziele dzień rozpoczęliśmy od śniadania, po którym przygotowaliśmy nasze atelier na zbliżający się tydzień.
Następnie poszliśmy na Salaš Žiar, gdzie naszkicowaliśmy otaczające nas górskie krajobrazy (tzw. plener J), a trzeba przyznać, że są one oszałamiąco piękne i majestatyczne. Spędziliśmy tam przyjemne półtorej godziny w otoczeniu uspokajającej natury i koni, bawiąc się i gadając o wszystkim i o niczym. Po powrocie i obiedzie dokończyliśmy nasze szkice i je pomalowaliśmy. Wieczorem zorganizowaliśmy sobie karaoke, na którym świetnie się bawiliśmy. Był to bardzo ciekawy dzień pełen wrażeń. Mieliśmy także przyjemność spotkać się z Konsulem honorowym, panem Tadeuszem Frąckowiakem, który zafundował nam różne prezenty – wejście do Tatralandii i zaprosił wszystkich na kofolę. Jesteśmy bardzo wdzięczni – dziękujemy.
W poniedziałek postawiliśmy na abstrakcję – malowaliśmy płótna w przeróżne, pokręcone szlaczki i plamy, które zostały tłem do naszych obrazów. Wyszły nam one pięknie, każde było przepełnione kolorami – wykorzystane były całe palety barw, nie tylko tymi podstawowymi, lecz również naszymi własnymi. Poszliśmy później na pobliskie boisko piłki nożnej, aby rozegrać nasz tradycyjny mecz – wygrała drużyna Steni (5:2 J). Zebraliśmy następnie kwiaty, które malowaliśmy po obiedzie. Na wcześniej przygotowanych płótnach namalowaliśmy czarne drzewa i odcisnęliśmy liście, zrobione pieczątkami z ziemniaków. Było widać, jak dużo wysiłku włożyliśmy w stworzenie tych obrazów.
We wtorek postanowiliśmy się trochę pobawić. Po śniadaniu pokryliśmy duże płótna we wszystkie kolory tęczy, tworząc piękne mozaiki przeróżnych barw. Miały one posłużyć za tło białemu labiryntowi, który malowaliśmy po obiedzie. W międzyczasie natomiast wybraliśmy się na długi, relaksujący spacer w góry. Mieliśmy okazję do zobaczenia przepięknych widoków na „Západné Tatry“, które mnie osobiście zachwyciły. Wieczorem zorganizowaliśmy ognisko na znajdującej się niedaleko naszego hotelu polanie. Piekliśmy na nim kiełbaski, śpiewaliśmy, tańczyliśmy – ogólnie rzecz biorąc, bawiliśmy się przednie!
W tym samym czasie, Stano pozwolił nam robić zdjęcia swoimi aparatami. Była to fantastyczna okazja do poduczenia się fachu od profesjonalisty. Dzięki, Stano! Po ognisku poszliśmy na naszą coroczną, nocną sesję zdjęciową, na której Stano porobił przepiękne zdjęcia, bawic się światłem, latarkami i nami samymi. Efekty bardzo mi się spodobały J. Był to niesamowity i fantastyczny dzień, z którego wspomnienia pozostaną na długo.
Dzięki uprzejmości pana Konsula, Tadeusza Frąckowiaka, wybraliśmy się w środę do aquaparku „Tatralandia“. Jest to największy tego typu obiekt w Europie Środkowo-Wschodniej, z dwudziestoma ośmioma zjeżdżalniami i czternastoma basenami. Spędziliśmy tam niezwykle przyjemne, niezapomiane i pełne zabawy siedem godzin, bawiąc się, pływając, odpoczywając i korzystając z wszechobecnych „topogunów“, przez które adrenalina skakała nam jak szalona. Jestem pewien, że dzień ten na bardzo, bardzo długo pozostanie nam w pamięci! Wieczorem, po powrocie, zorganizowaliśmy sobie dyskotekę, na której bawiliśmy się przednie, trochę tańcząc, gadając i wymieniając doświadczenia z tak wspaniale spędzonego dnia.
Czwartek był dniem pod znakiem kolorów – malowaliśmy zieloną trawę na kartonach, przyklejaliśmy na nią przygotowane wcześniej kwiaty i motyle, na koszulki nanosiliśmy wzory abstrakcyjne lub związane z naturą. Stenia metodą sitodruku przeniosła na inne logo Polskiego Klubu, na sam koniec zaś dostaliśmy wolną rękę – mogliśmy zrobić z naszymi „tričkách“ co nam tylko przyszło do głowy. Powstały podróbki Supreme i Thrasher, piękne widoki, różnego typu napisy… Feeria kolorów przykuwała uwagę ludzi przechodzących koło drzwi naszego atelier, którzy chwalili nas za wyobraźnię.
Po kolacji postanowiliśmy pobawić się w podchody – chłopcy ze Stankiem szukali karteczek ze słowami po polsku i po słowacku, które poukrywały dziewczyny pod opieką Steni. Bawiliśmy się niezwykle, latając po lesie, krzycząc do siebie, śmiejąc się, robiąc zdjęcia aparatmi Stana. Była to dla mnie wielka przyjemność! Dzięki za dzisiaj! Nie mogę doczekać się jutra, idziemy w góry.
Piątek był wyzwaniem – poszliśmy w góry. Do przejścia mieliśmy około 7 kilometrów w jedną stronę. Było gorąco i parno, a zbliżająca burza zbiła nas trochę z pantałyku, bo baliśmy się, że nie będziemy mogli zrealizować naszego planu co do powrotu – zjazdu na hulajnodze. Kiedy zaczęło padać byliśmy dwieście metrów od naszego celu – Žiarskiej Chaty – więc najgorsze przeczekaliśmy pod dachem. Gdy w końcu przestało lać, a było to istne urwanie chmury, wynajęliśmy hulajnogi i rozpoczęliśmy zjazd, który był znacznie bardziej obfity w zabawę, niżliśmy się spodziewali. Wykonywaliśmy różne akrobacje, „driftowaliśmy“, świetnie się bawiliśmy.
Późnym popołudniem miał miejsce nasz skromny, ale przesycony dumą, wernisaż w atelier. Przyjechali też goście z konsulatu honorowego w Liptowskim Mikulaszu – Jakub Frąckowiak i Jolanta Drobčo. Serdecznie nam gratulowali talentu i wyobraźni, a w dowód uznania dostaliśmy słodycze. Bardzo dziękujemy za przybycie, była to dla nas wielka przyjemność J. Wieczorem miejsce miała ostatnia dyskoteka. Było nam smutno, byliśmy świadomi że ten pełen wrażeń i wspomnień tydzień powoli dobiega końca, byliśmy jednak szczęśliwi, że miał on miejsce i i mogliśmy w nim wziąć udział.
Sobota była dla nas wszystkich dniem bardzo smutnym – tego dnia wyjeżdżaliśmy. Dwóch chłopaków, Jakub i Filip Krchen, wyjechało poprzedniego wieczoru. Po śniadaniu dotarł do mnie fakt, że to już koniec. Ten wspaniały, pełen wspomnień, zabawy, śmiechu, oglądania filmów, biegania, tworzenia sztuki, słuchania muzyki i wielogodzinnych dyskusji dobiegł końca. Byłem niepocieszony, że obóz, na który czekam cały rok zaraz się skończy. Rodzice odbierający swoje dzieci oglądali, podziwiali nasze prace i chwalili je. Pierwszy do domu pojechał Riško, mój przyjaciel. Po tym hotel coraz bardziej pustoszał i cichł, sprawiając wrażenie miasta duchów. Nie mogę się już doczekać następnego roku i następnego obozu, kolejnych wspomnień i zabaw. Była to dla mnie, jak zawsze, wielka przyjemność móc uczestniczyć w tym wydarzeniu. Dzięki Stanko i Stenia za opiekę, profesjonalne rady i tak wspaniałą zabawę! Do zobaczenia za rok!
Filip Tusk
Zdjęcia: Stano Stehlik, Jakub Krchen, Riško Očkai, Filip Tusk, Matúš Hromjak