Mamy powód do świętowania, bo oto nasz były ambasador, a jednocześnie członek naszej organizacji obchodził zacny jubileusz. Mowa o panu Janie Komornickim, który bardzo często przebywa na Słowacji i wspiera Klub Polski.
Postanowiliśmy opublikować wspomnienie ,dotyczące Jubilata, i garść życzeń od osób ze Słowacji bądź związanych ze Słowacją. A Szanowny Jubilat? Tak niedawno pisał do redakcji: „Urodziłem się w piątek 13 marca 1943 roku. Podkreślam ten piątek i do tego 13-tego.
W dodatku trwała wojna, więc moją biedną mamę straszono pechem, który powinien prześladować jej syna“. Cieszy nas to, że życie Pana Ambasadora jest dowodem na to, że nie opłaca się być przesądnym.
Jego Ekscelencja Janek
Niesłychane, ale prawdziwe! Jego Ekscelencja Janko Komornicki obchodzi 75 urodziny!!! Data ta jest zbieżna z 15. rocznicą utworzenia Konsulatu Honorowego RP w Liptowskim Mikulaszu, którego ojcem chrzestnym jest właśnie nasz Jubilat, za co Mu serdecznie dziękujemy.
Z miłym Jubilatem wiąże się jeszcze jedno wspomnienie. Był początek maja 2002 roku, kiedy o północy zadzwonił do mnie z Bratysławy. To były gratulacje z powodu otrzymania podwójnego obywatelstwa, polskiego i słowackiego.
Był to pierwszy taki przypadek na Słowacji. Czułem powagę chwili, wzruszenie i podekscytowanie, mimo odległości, jaka nas wtedy dzieliła, bo wtedy właśnie przebywałem w Nowej Zelandii. Dziękuję Ci za wszystkie przyjemne chwile podczas naszej długiej znajomości. Dla mnie zawsze zostaniesz Jego Ekscelencją Jankiem.
Trzymaj się ciepło, wszystkiego najlepszego!
Tadeusz Frąckowiak z Liptowa
Konsul Honorowy RP w RS
Nasze greckie wakacje
Drogi Janku,
z okazji pięknego jubileuszu składamy na Twoje ręce, dla Ciebie i Twojej małżonki, kochanej Zosi, najserdeczniejsze życzenia długich lat życia w zdrowiu i pogodzie ducha.
Dziękujemy Wam kochani za przyjaźń, której doznajemy od Was. Dziękujemy za cudownie spędzony czas podczas naszych pobytów na Thassos, spędzanych na poznawaniu historii, odkrywaniu pięknych zaułków wyspy, zbieraniu ziół, lunchach u Stelli, kolacyjkach u „Kapitana“, kozinkach pod Platanami przy zachodzie słońca, że nie wspomnimy o degustacji tsipuro i malamatiny. Nadal liczymy, życząc kolejnych, na wspólnie spędzane „nasze greckie wakacje“.
Serdecznie pozdrawiamy,
Ela Juranyi-Krajewska i Andrzej Krajewski
Przyjaciel prezydenta RS
Pan Jan Komornicki – w mojej ocenie – należał do grona najlepszych ambasadorów od czasu powstania naszego samodzielnego państwa w 1993 roku. Skromny, choć jego występy publiczne za każdym razem wywoływały duże wrażenia, ponieważ mówił zawsze konkretnie i mądrze, zyskał olbrzymi autorytet wśród ambasadorów akredytowanych w Republice Słowackiej.
Poznaliśmy się jeszcze w czasie, kiedy byłem prezydentem miasta Koszyce (1994 – 1999) i w okresie poprzedzającym Boże Narodzenie zapraszałem ambasadorów z Bratysławy, Wiednia i Budapesztu. I to właśnie Jan Komornicki pomagał mi organizować te uroczystości, sam stał się niepisanym nestorem grupy ambasadorów, którzy regularnie brali udział w tych koszyckich uroczystościach.
Były to spotkania nieformalne. Najpierw w magistracie, potem pod dużą choinką, stojącą na ulicy Głównej. Tam zaproszeni ambasadorzy recytowali wiersze albo śpiewali. Wszystko to działo się w obecności dwudziestu tysięcy mieszkańców miasta. Na koniec każdy występujący ambasador otrzymywał podarunki od mikołaja.
Wieczory spędzaliśmy przy wspólnym wigilijnym stole, gdzie zapoznawaliśmy naszych gości ze zwyczajami i rytuałami wschodniej Słowacji. Aby goście mogli do nas dotrzeć, z Bratysławy do Koszyc i z powrotem był wyprawiany specjalny pociąg.
Jan Komornicki ma wielkie zasługi w moim osobistym zbliżeniu z ówczesnym prezydentem RP Aleksandrem Kwaśniewskim, autorytetem na arenie międzynarodowej. Dzięki Janowi doszło do wizyty Aleksandra Kwaśniewskiego w Koszycach, gdzie przyjęto go z wszystkimi honorami, włącznie z przekazaniem mu symbolicznych kluczy do miasta.
Jan Komornicki ma olbrzymie zasługi w rozwoju polsko-słowackiej współpracy, szczególnie w budowaniu i rozwoju tej transgranicznej między Słowacją a Polską. Te zasługi oceniłem, wręczając Mu prezydenckie wyróżnienie.
Jan Komornicki stał się moim osobistym przyjacielem. Prowadziliśmy mnóstwo ciekawych debat, co dokumentuję w mojej książce „Powrót do wielkiej polityki“, w której mowa o niektórych naszych rozmowach o charakterze filozoficznym.
Dlatego z okazji 75. urodzin chcę bardzo pochwalić pracę pana ambasadora Jana Komornickiego, którą podczas misji na Słowacji wykonał, i życzyć mu dużo zdrowia, sukcesów i rodzinnej sielanki w następnych latach jego życia.
Rudolf Schuster, prezydent SR w latach 1999 – 2004
Czar spotkań w rezydencji
Pan ambasador Jan Komornicki był moim szefem, kiedy w latach 2001-2003 pracowałam w polskiej placówce dyplomatycznej. Do dziś jest bardzo ciepło wspominany przez wszystkich, którzy mieli z Nim kontakt.
Często wraz z innymi mieliśmy okazję brać udział w spotkaniach towarzyskich w rezydencji ambasadora, gdzie to wraz z małżonką Zosią przyjmowali wszystkich bardzo ciepło i serdecznie. Do dzisiaj pamiętamy smak nalewek, które sam przyrządzał.
Niezwykle ciekawie opowiadał o ich właściwościach i walorach. Zabawnie i barwnie, z wrodzoną swobodą słowa opowiadał historyjki i anegdoty, których był świadkiem lub uczestnikiem. Tak rodziła się nasza przyjaźń, która trwa po dzień dzisiejszy.
Szanowny Panie Ambasadorze, Jubilacie wspaniały, drogi Janku, życzymy Ci z całego serca dalszych niebanalnych przygód, ciepłych wspomnień wspólnie spędzonych chwil oraz wiele radości z najdrobniejszych przyjemności. Niech eliksir młodości stale w Tobie gości.
Ilona i Marek Sobkowie
Psotnik i…
Słowacka Polonia tych wspomnień związanych z ambasadorem Komornickim ma wiele, ale to jedno – według mnie – jest szczególne. Dotyczy Dni Polskich w Koszycach, które otwierał właśnie ambasador Komornicki. Kiedy uroczystość nabrała już mniej formalnego charakteru, ambasador wpadł na pomysł, byśmy na dworcu kolejowym w Koszycach „odbili“ prezydenta RS Rudolfa Schustera, który wracał na weekend do Koszyc.
Na taki wybryk nie każdy może sobie pozwolić. O całym zamieszaniu ambasador poinformował ochronę, ale sam prezydent był naprawdę zaskoczony dużą gromadą Polaków na peronie i pozwolił się porwać na wernisaż. Mało tego, polecił komuś, by przyniósł słynną drienkovicę (mocny alkohol własnej produkcji), którą poczęstował każdego.
Tak się złożyło, że miałam przyjemność wracać do Bratysławy z panem ambasadorem oraz przedstawicielami Polskich Linii Lotniczych LOT. Wtedy tytułem podsumowania niesamowitych wydarzeń jakoś mi się wymknęło: „Z pana, panie ambasadorze to niezły jajcarz!“.
Wszyscy na chwilę zamarli, ale ambasador zaczął się głośno śmiać, a ja do dziś wspominamy tamten dzień. Teraz dołączam się do tych wszystkich pięknych życzeń i dodaję to, co dodać muszę: Niech nigdy psota i humor nie opuszczają Pana, Szanowny Jubilacie!
Małgorzata Wojcieszyńska, Klub Polski