BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI
Wiesław Myśliwski nie często obdarza na nową książką. Mówi o sobie, że jest „pisarzem od czasu do czasu”, że nie ma „w sobie tej profesjonalnej namiętności pisania, która /…/ decyduje o zawodowstwie”.
Pisanie nowej książki zaczyna po latach wewnętrznej bezczynności, której potrzebuje, jak wyznaje: „by zebrał się we mnie znów jakiś zasób doświadczeń, przemyśleń, który wart byłby opisania /…/ do świata, który chciałbym opisać, docieram w wielkim trudzie, przez mozolną selekcję zdarzeń, postaci, nawet poszczególnych zdań”.
Owa pozorna bezczynność autora Nagiego sadu (1967 r.), Pałacu (1970 r.), Kamienia na kamieniu (1984 r.), Widnokręgu (1996 rok), pierwszego laureata literackiej Nagrody „Nike” (1997 r. za Widnokrąg) owocuje zawsze dziełem znaczącym w literaturze polskiej. Nie inaczej stało się w przypadku ostatniej powieści Wiesława Myśliwskiego, która ukazała się w maju tego roku, wydana przez krakowski „Znak”. Traktat o łuskaniu fasoli, bo taki nosi tytuł, nie zawiódł wiernych autorowi czytelników.
I w tej powieści autor pozostaje wierny swemu głębokiemu zakotwiczeniu w przeszłości, która, jak deklarował kiedyś na łamach dwutygodnika literackiego „Sycyna”, jest jego jedynym trwałym gruntem. „Gdybym nie miał przeszłości, tej nawet zmitologizowanej, czułbym się bezdomny” – pisał wówczas.
I gdyby nie pamięć o minionym życiu takim bezdomnym czułby się z całą pewnością stary człowiek doglądający kolonii domków letniskowych, pilnujący tam porządku i opiekujący się dwoma psami. Do tego samotnika, byłego elektryka, teraz człowieka wyciszonego przez starość, któregoś jesiennego wieczoru trafia spóźniony letnik, który chce kupić fasolę. Staruszek proponuje mu łuskanie strąków fasoli.
Przy tym łuskaniu płynie jego opowieść o życiu. Noc jest długa, słuchacz jest jednym z tych dziś nielicznych, którzy słuchać chcą. I tak płynie opowieść o polskim jednostkowym losie człowieka urodzonego na wsi nad rzeką Rutką, który jako jedyny przeżył pacyfikację, ale wskutek traumatycznych przeżyć stracił mowę. Znaleziony przez partyzantów, przyłączył się do ich oddziału.
Po wojnie się włóczył, potem trafił do szkoły prowadzonej przez wojskowych, uczył się zawodu – chciał być spawaczem, ale został elektrykiem. Pracował przy elektryfikacji wsi i na wielkich budowach. W orkiestrze szkolnej uczył się gry na saksofonie, który go oczarował. Ucząc się grać, odzyskiwał mowę. Saksofon odegrał w jego życiu ogromną rolę, podobnie jak kapelusz. Oba przedmioty były w sferze jego marzeń, ale stały się rzeczywistością. Nasz elektryk, teraz już saksofonista, wyjechał za granicę, gdzie w nocnych lokalach grał do tańca.
Po latach powrócił do kraju schorowany i postanowił odwiedzić rodzinne strony. W miejscu, gdzie znajdowała się jego rodzinna wieś nad Rutką, powstał zalew. Został tu jednak; nie tylko dogląda osiedla domków letniskowych, ale co pewien czas odmalowuje rdzewiejące tabliczki na zapomnianych, rozrzuconych w lesie grobach mieszkańców wsi, którzy zginęli ponad pół wieku temu podczas wojennej rzezi, tak przedłużając pamięć o nich.
Traktat o łuskaniu fasoli nie obfituje w niezwykłe historie czy przygody. Tak jak w nie nie obfituje zwyczajne ludzkie życie; życie, w którym jest miejsce na marzenia i pasje, na miłość i samotność, na beznadziejność i radość, na zadowolenie i gorycz.
W tle tej niezwykłej opowieści jest pierwsza i druga wojna światowa, ale także PRL i czas teraźniejszy, ale przede wszystkim to opowieść o losie człowieczym i, na jego przykładzie, losie pojedynczego człowieka, Myśliwski, jak zwierza się w wywiadzie udzielonym „Polityce”, stara się „dokonać naturalnie jakiejś cząstkowej rekapitulacji tego strasznego XX wieku, który, jak wynikało z marzeń i nadziei pokoleń poprzedniego, XIX w., miał rozwiązać większość udręk ludzkości.
Tymczasem to, co się stało, zaprzeczało wszelkim marzeniom i nadziejom, a konsekwencje tego strasznego wieku będziemy jeszcze długo odczuwać”. By zaraz dodać: „Nie była to, ma się rozumieć, moja jedyna i nie najważniejsza intencja. Ale ponieważ w moim przekonaniu każdy los jest zdeterminowany społecznie, nie mogłem usytuować bohatera w jakiejś wyabstrahowanej przestrzeni i w nieokreślonym czasie”.
Czytelnika, dla którego Wiesław Myśliwski nie jest autorem nieznanym, nie muszę zachęcać do przeczytania Traktatu o łuskaniu fasoli – prędzej czy później sięgnie po tę powieść, natomiast tym, którzy dotąd nie mieli radości z obcowania z dziełami tego autora, gorąco polecam książkę niezrównanego mistrza narracji, książkę niezwykle ważną i mądrą.
Danuta Meyza-Marušiak
MP 10/2006