Lektura dla kinomanów

 BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI 

Nie tak dawno przeprowadziliśmy wśród Państwa ankietę na temat zainteresowań czytelniczych. Wielu ankietujących na pytanie, które zagadnienia poruszane na łamach „Monitora“ interesują ich najbardziej, odpowiedziało wówczas, że materiały na temat filmu polskiego. Zdajemy sobie sprawę, że nie jesteśmy w stanie w pełni zaspokoić zainteresowań czytelniczych zapalonych kinomanów, dlatego w tym numerze pragniemy przedstawić im  tytuły niektórych wydanych ostatnio książek, które warto przeczytać.

Już prawie trzy lata minęły od śmierci Zygmunta Kałużyńskiego (1918-2004). Licznym kinomanom brak jego wnikliwego i najczęściej sarkastycznego spojrzenia na światowe i polskie kino. Można się było z jego uwagami nie zgadzać, można było, czytając je lub słuchając, polemizować z ich autorem, ale nie można było, kochając kino, nie czytać tekstów tego krytyka.

Dla Kałużyńskiego film nie był faktem samoistnym – każde dzieło filmowe oglądał z perspektywy tysiąca innych, które widział wcześniej. Każdy nowy film był dla niego określonym wydarzeniem zarówno w kulturze, w historii sztuki, jak i w polityce czy socjologii. I chociaż jasne było, że krytyk wie znacznie więcej o filmie, niż przeciętny widz, jego propozycje interpretacyjne pozostawały otwarte; zawsze dawał szansę widzowi na własne przeżywanie i własną interpretację.

Nie był krytykiem chłodnym, zdystansowanym, na to nie pozwalała mu żarliwa miłość do kina i chyba także temperament. Potrafił film chwalić bez granic, ale potrafił również „schlastać” bez miłości, nie szczędząc złośliwych uwag pod adresem jego twórców.

Teksty Kałużyńskiego się nie starzeją, o czym mogą przekonać się ci, którzy sięgną po zbiór omówień ukochanych jego filmów – Zygmunt Kałużyński: Kanon królewski. Jego 50 ulubionych filmów (Michałów-Grabina: Instytut Wydawniczy „Latarnik” im. Zygmunta Kałużyńskiego, 2005). Czytelnik Kanonu królewskiego spotka sie w tym zbiorze z wyraziście sformułowanym gustem filmowym krytyka.

Kałużyński pisze jasno: „Uwielbiam tę jedyną poetyczną magię, pragnę Drakuli, Dyliżansu, Casablanki i mam absolutnie dość kina nowej fali, kina autorskiego, kina prawdy, kina moralnego niepokoju. Kina Wysoce Wartościowego, Nie Nadającego się Do Oglądania”. Ale równocześnie cenił tych artystów kina, którzy dokonali w tej sztuce przełomu. Wśród jego „ulubionych” był Fellini, Welles, Eisenstein, Chaplin, Buňuel, Kurosawa.

Jeśli chodzi o kino polskie, to cenił zwłaszcza tych twórców i ich dzieła, które przeciwstawiały się mistyfikacjom i polskim mitologiom. Bliskie mu były pierwsze filmy szkoły polskiej, szczególnie wyróżniał dzieła Munka i Wajdy. Do ulubionych filmów Kałużyńskieho należały: Wesele, Ziemia obiecana, Matka Joanna od Aniołów, Perła w koronie, Ryś, Struktura kryształu czy Jak być kochaną. I im też poświęcił wiele uwagi.

Kałużyński często podkreślał, że jest „przedstawicielem szarego widza”, czyli tego, który jest po prostu entuzjastą kina, który chce film oglądać, i jako taki „szary widz” wiódł z Tomaszem Raczkiem telewizyjne i prasowe dyskusje o filmie, mające na celu oczywiście popularyzację dzieł srebrnego ekranu.

Tomasz Raczek wydaje konsekwentnie kolejne tomy tych rozmów w „Latarniku”. Pod wspólnym tytułem Leksykon filmowy na XXI wiek ukazało się ich już pięć. Każdy ma jednak także własny tytuł, ponieważ Raczek rozmowy układa w cykle tematyczne. I tak np. tom II, wydany w 2005 roku, nosi tytuł Ekranizacje literatury, a tom V z 2006 roku jest zatytułowany Perły kina. Rarytasy, niewypały i kurioza. Tomy są grube (każdy ponad 400 stron), a takie szczegółowe tytułowanie ułatwia czytelnikowi wybranie tematu, którym jest on szczególnie zainteresowany.

W poszczególnych tomach przeważają teksty Zygmunta Kałużyńskiego, w których jawi się jako koneser, błyskotliwy rozmówca. Często występuje w nich jako zjadliwy złośliwiec, nie szczędzący ani twórców, nawet tych uwieńczonych laurami, ani ich dzieł. Był interesujacym krytykiem, nieakademickim.

W swych krytykach bywał bezlitosny, często miał niewyparzony język, ale jeśli jakieś film chwalił, zachwycił się nim, to i dziś możemy mu wierzyć. Nawet jeśli ten film powstał dawno temu, to na podstawie rekomendacji Kałużyńskiego warto go zobaczyć, tak jak i dziś warto czytać jego teksty.

Danuta Meyza-Marušiak

MP 4/2007