BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI
Przysłowie Polak, Węgier – dwa bratanki i do szabli, i do szklanki określa nasz stosunek do Węgrów już od XVIII wieku. Owa serdeczność nie jest jednak równoznaczna z naszym dzisiejszym stanem wiedzy o historii Madziarów, choć przez całe stulecia Polska graniczyła z Koroną Świętego Stefana. Każda więc książka węgierskiego pisarza przetłumaczona na język polski, każda książka polskiego autora o Węgrzech może liczyć na zainteresowanie czytelników.
Wśród polskich książek poświęconych Węgrom (szczerze mówiąc, nie jest ich zbyt wiele) szczególną pozycję zajmuje wydany w 2008 roku przez Wydawnictwo „Czarne” esej Krzysztofa Vargi Gulasz z turula.
Autor – polski pisarz urodzony w Warszawie w 1968 roku, po mieczu Węgier, po kądzieli Polak – należy do najciekawszych współczesnych polskich powieściopisarzy. Wydał powieści Chłopaki nie płaczą (1996), śmiertelność (1998), Tequila (2001), Karolina (2003), Nagrobek z lastryko (2007), a także prozę eseistyczną Bildungsroman (1997) i 45 pomysłów na powieść (1998).
I chociaż każda z wspomnianych książek Krzysztofa Vargi warta jest przeczytania, to jednak Gulasz z turula uważam za najlepszą, jaką dotąd ten autor napisał. Pod tym esejem podpisuje się, w dobrym znaczeniu tego słowa, podwójna tożsamość narodowa pisarza, uwikłanego w powiązania rodzinne, dzielącego się z czytelnikiem bardzo osobistymi uwagami o Węgrzech i Węgrach.
Społeczeństwo węgierskie opisuje z dużym dystansem i nie wolną od goryczy ironią, którą sygnalizuje już sam tytuł książki. Tytułowy turul, mityczny ptak – symbol Prawęgrów, zostaje ściągnięty z cokołu –dziś kojarzony jest raczej z ciemnogrodem i nacjonalistami w czarnych koszulach. Ironiczne są również tytuły poszczególnych rozdziałów, np. Paprykarz z Kádára, Pieczeń z Hortyego, Salami ze św. Stefana, Leczo z Gyurcsánya i Orbána czy Smalec z Kossutha itp.
Myliłby się jednak ten, kto, kierując się tytułami, oczekiwałby tekstu politycznego. Tym esej Vargi nie jest. Jest natomiast niezwykle sugestywną diagnozą przewalcowanego przez dwudziestowieczną historię społeczeństwa, które zawsze za czymś tęskniło; dawniej za historyczną potęgą, później za Franciszkiem Józefem i „wielkimi Węgrami”, okrojonymi po pierwszej wojnie światowej przez traktat z Trianonu, a w końcu za pozornym dobrobytem „gulaszowego komunizmu” czasów Kádára.
Węgry Vargi nie są Węgrami atrakcji turystycznych, znanych z wydrukowanych na kredowym papierze kolorowych folderów. Autor wprowadza nas w mity i realia dziejów tego kraju, a równocześnie oprowadza po zaułkach przedmieść Budapesztu, każe nam inaczej spojrzeć na jego pomniki i place Męczenników.
Pisarz prowadzi nas też do małych, zapomnianych przez Boga i ludzi miasteczek, pełnych wołania o ratunek. Świadomie nie oprowadza nas po zabytkowych, wypełnionych turystami dzielnicach jednej z najpiękniejszych stolic Europy, dwumilionowej metropolii, położonej nad brzegami Dunaju. Wiedzie natomiast do melancholijnych knajpek, w których budapeszteńczycy w narodowych potrawach szukają schronienia przed narodową depresją.
Owa narodowa depresja i melancholia Węgrów jest znana powszechnie i budzi tak zdumienie, jak i zaciekawienie. „Węgierska dusza jest praprzyczyną wszelkich nieszczęść, a ogólna narodowa dusz-ność objawia się w jedzeniu. Węgry to duszny kraj” – pisze Varga i kontynuje: „Mały i nizinny, otoczony górami sąsiednich państw, które to góry kiedyś były węgierskie i Węgrzy nigdy nie pogodzą się z ich utratą.
Dawniej Karpaty, dziś tylko góra Kékes na drodze do Egeru – najwyższy szczyt Węgier (1014 metrów), na którą wyjeżdża się samochodami i jeszcze trzeba płacić za parking na szczycie. /…/ Węgry to pole walki turula ze smogiem nostalgii. Ale siedmiogłowy smog wygrywa w tym starciu, bo turul został zaklęty w kamień i bronz i nie może się ruszyć. Jego skrzydła są rozpostarte, ale nieruchome, dziób groźny, ale stępiony, pazury ostre, ale obmyte jak kamień przez wodę”.
Fascynująca dla polskiego czytelnika książka Vargi jest zapewne gorzką lekturą dla Węgra, ale mimo ironii i frustracji autora i czytelnik węgierski musi przyznać, że nie kierowała nim prymitywna zła wola, ale przede wszystkim pragnienie zrozumienia źródeł narodowej traumy naszych bratanków, którzy od lat przodują w samobójczych statystykach. Autor zastanawia się nad tym, czy źródeł tego zjawiska społecznego nie należałoby szukać w historycznych klęskach i nie do końca szczerych ugodach politycznych, czy też może jeszcze w innych, dotąd nie definiowanych przyczynach.
Trudno nie zgodzić się z Tadeuszem Olszańskim, wybitnym znawcą Węgier, który o Gulaszu z turula pisze: „…esej Krzysztofa Vargi o traumach i bohaterstwach tak bliskiego, a przecież ciągle mało znanego nam narodu jest jednak drogą do zrozumienia Węgrów, których kochamy – nie znając!”
Danuta Meyza-Marušiak