Mełł czy mielił?

 OKIENKO JĘZYKOWE 

Bardzo lubięczytaćw„Monitorze” rubrykę kulinarną. Jego
 autorka, oprócz tego, że doskonale
 prezentuje kulisy nie tylko polskiej kuchni, potrafi bawić się językiem – a to umiejętność rzadka, wymagająca doskonałej znajomości materii i… talentu.

W tym miejscu chylę głowę! Przyznam, że z przepisów prezentowanych przez nią nie korzystam, bowiem smakoszem nie jestem, a ponadto natura nie obdarzyła mnie zdolnością kucharzenia, krótko mówiąc – gospodyni ze mnie żadna. Ucztą, ale tylko duchową, jest dla mnie samo czytanie o tym, co mogłabym zjeść.

W marcowym „Piekarniku” jego autorka, rozpisując się na temat sera i jednocześnie bawiąc się formami językowymi, użyła form: mielił się i mielił się albo mełł i mełł. Skąd ta oboczność? Obie formy są poprawne, ale… problematyczne. Problematyczny jest już sam bezokolicznik wspomnianego czasownika: mleć czy mielić?

Otóż jeszcze niedawno jedyną poprawną formą było mleć, które w czasie teraźniejszym odmienia się: mielę, mielesz (nie: mielisz!) itd. I właśnie te formy spowodowały tworzenie na ich podstawie wtórnego bezokolicznika mielić.

Stopień jego rozpowszechnienia był tak ogromny, iż nie pozostawało nic innego, jak tylko uznać i tę formę za poprawną (jak widać demokracja funkcjonuje i w języku), choć może trochę gorszą, bowiem „Nowy słownik poprawnej polszczyzny” pod red. A. Markowskiego (PWN, Warszawa 2002) oznacza ją kwalifikatorem „potoczna”, czyli dopuszczalna w języku nieoficjalnym.

Ale skoro mielić mielę, to dlaczego miałyby pozostać w czasie przeszłym tradycyjne i trudne mełłem, mełłeś, mełł? Prostsze i formalnie bliższe stało się wobec tego mieliłem, mieliłeś, mielił – przez ww. słownik uznawane również za potoczne, ale… spotykane powszechnie, również i w odmianie oficjalnej.

Podobnie rzecz się ma z innym, podobnym czasownikiem pleć (pielę, pielesz, nie: pielisz!), który w formie podstawowej występuje też jako pielić, a w czasie przeszłym jako pełł lub pielił. I choć te drugie formy są kwalifikowane jako teoretycznie niepoprawne w normie wzorcowej, to zdecydowanie spotyka się je o wiele częściej również w językowej odmianie nieoficjalnej.

Jak Państwo widzą, współczesne zmiany zachodzące w języku nie są oceniane przez specjalistów biegunowo, na zasadzie: białe – czarne. Obecna norma ma charakter dwupoziomowy, czyli uzależnia poprawność językową od sytuacji, w której problematycznych form się używa, a zatem dopuszcza i odcienie „szarości”. A im więcej kolorów (choć zdaje się, że dla fizyków czarny, biały i szary nie są kolorami), tym ciekawiej, wobec czego życzę Państwu wesołych i kolorowych świąt Wielkiejnocy.

Maria Magdalena Nowakowska

MP 2006/4