OKIENKO JĘZYKOWE
Kiedy zaczynałam pisać artykuliki do swojej rubryki, zwracałam się do Państwa z prośbą o dzielenie się ze mną problemami językowymi.
Odzewu jednak nie było, co może świadczyć, że albo Państwo takich problemów nie macie, albo nie jesteście tą tematyką zainteresowani, albo, nawiązując do tytuł znanego filmu Woody Alena, „…boicie się zapytać”. Być może istnieją jeszcze jakieś inne przyczyny Państwa milczenia, ale jakoś nie przychodzą mi one do głowy. Inspiracji do niniejszej rubryki szukam zatem, gdzie się da.
Tym razem zainspirowała mnie moja studentka, która miała problem z odmianą polskiego nazwiska Lato. Starsi Polacy zapewne takiego problemu by nie mieli i nie mają, bo przecież nazwisko to kojarzy się im przede wszystkim ze znanym piłkarzem, królem strzelców pamiętnych mistrzostw świata z bodajże 1974 roku. W tamtych czasach nazwisko Grzegorz Lato odmieniane było przez wszystkie przypadki.
Mojej studentce (urodzonej w 1984 r., na dodatek Słowaczce) nazwisko to jednak nic nie mówiło, a kojarzyło się tylko z wyrazem pospolitym, nazywającym jedną z pór roku. Miała więc problem, czy odmieniać je tak jak lato (kogo? czego? lata, o kim? o czym? o lecie itd.), czy może jakoś inaczej.
Rodzime nazwiska męskie zakończone na –o (a więc i Lato) sprawiają Polakom (a co dopiero cudzoziemcom!) chyba najwięcej problemów, zwłaszcza gdy ich postać zbieżna jest z rzeczownikami pospolitymi (ale nie tylko). Według normy odmieniać je należy jak inne nazwiska na –o, czyli np. Kościuszko, Matejko, a to znaczy, że jeśli Kościuszki i Matejki, Kościuszce, Matejce, z Kościuszką, z Matejką, tak i Laty, Lacie, z Latą. Taka odmiana pozwala na ich odróżnienie od nazw pospolitych. Niekiedy jednak formy przypadkowe tych nazwisk utrudniają odtworzenie ich formy podstawowej.
Kilka lat temu, w związku z aferami związanymi z jednostką specjalną „Grom”, którą dowodził płk Roman Polko, towarzyszyła mniejsza „afera”, przez niektórych niezauważona. Dziennikarze zajmujący się sprawą odmieniali nazwisko pułkownika zgodnie z powyższą zasadą, w efekcie czego pojawiały się dość często formy zależne jego nazwiska w postaci: płk. Polki, z płk. Polką.
Na tej podstawie można by odtworzyć formę podstawową tego nazwiska jako… Polka (!), która zbiega się z nazwą tańca („polka”) lub nazwą obywatelki państwa Polskiego („Polka”). Problem z odmianą tego nazwiska wrócił, albowiem zupełnie niedawno płk Polko ponownie objął stanowisko dowódcy „Gromu”, na które mianował go ówczesny wiceminister, a obecny szef kancelarii prezydenta, noszący równie problematyczne nazwisko, Aleksander Szczygło. A zatem mamy „dwa w jednym”! I co dalej? O Szczygle? Ale to mogłoby oznaczać, że szef kancelarii nazywa się nie Szczygło, ale po prostu Szczygieł!
Co zatem robić? Jak sobie radzić? Przestrzegać normy językowej? A może nie?
Otóż już od dawna utrzymuje się w Polsce tendencja do nieodmieniania tego typu nazwisk, choć formalnie jest ona niezgodna z normą. Powyższe przykłady świadczą jednak o tym, iż do normy nie zawsze należy podchodzić bezkrytycznie. Aby uniknąć wątpliwości dotyczących formy mianownikowej, odtwarzanej na podstawie form zależnych, w opisywanych sytuacjach można opowiedzieć się za pozostawieniem nazwisk Polko, Szczygło i im podobnych bez odmiany, a odmieniać tylko występujące z nimi imiona (kogo? Romana Polko, Aleksandra Szczygło).
Zatem chyba po raz pierwszy publicznie nawołuję do sprzeciwiania się polskiej normie językowej. Co mnie do tego upoważnia? Normy ulegały, ulegają i będą ulegać zmianom. W innym przypadku język by się nie rozwijał i dziś posługiwalibyśmy się językiem Jana Kochanowskiego.
Jednym z kryterium oceny innowacji językowych jest ich ocena pod względem precyzowania znaczenia, a w przypadku nieodmieniania powyższych nazwisk mamy do czynienia właśnie z takim przypadkiem. Wniosek nasuwa się sam – trzeba tę normę zliberalizować. Proszę jednak nie powoływać się na mój artykuł w sytuacji braku odmiany takich nazwisk, jak Kościuszko czy Matejko. Te należy odmieniać zawsze, albowiem nie nawiązują w żaden sposób do nazw pospolitych.
Maria Magdalena Nowakowska
MP 11/2006