Z NASZEGO PODWÓRKA
Ponoć taki, jak pierwszy dzień miesiąca, będzie cały miesiąc. Pierwszego lutego w czwartkowe popołudnie w ślimaczym tempie przemieszczałam się na warszawskie Stare Miasto, by zdążyć na wyjątkowy koncert.
Oto w Instytucie Słowackim na Krzywym Kole zagrać miała grupa Jablco w składzie: Janko Morávek – fortepian, Miroslav Kyselica – gitara, Tomáš Letenay – perkusja, Viktor Vlasák – gitara basowa, Stano Stehlik – flet. Grupie towarzyszyć mieli Przyjaciele: Ewa Sipos oraz Andrea i Łukasz Cupałowie. Muzycy i wokaliści przyjechali z premierową płytą „Za górami, za lasami, za Tatrami” i owoce swojej pracy chcieli zaprezentować warszawiakom, miłośnikom Słowacji i przyjaciołom nie tylko z Warszawy.
Sala wypełniona była po brzegi. Humory dopisywały, bo w końcu spotkali się ci, których łączy sympatia do słowackiej kultury, miłość do muzyki lub dawno niewidziani znajomi. Zaczęło się! Słowo wstępu wygłosił dyrektor Instytutu Słowackiego Milan Novotný, a po nim mikrofon przejęła Małgorzata Wojcieszyńska, redaktor naczelna „Monitora Polonijnego”, tym razem występująca w roli autorki większości tekstów piosenek i dobry duch całego przedsięwzięcia. Każdy utwór został poprzedzony jej komentarzem, anegdotą, słowem zachęty.
I tak dowiedzieliśmy się, że pierwszy koncert odbył się niedawno w Bratysławie, a warszawskie spotkanie to jakby ostatnie ogniwo pomysłu – by stworzyć wspólną płytę z polsko-słowackimi tekstami i pokazać, jak wiele nas łączy.
Małgorzata napisała więc teksty, jej mąż Stano Stehlik skomponował muzykę, a grupa Jablco, do której Stano należy, ochoczo podjęła aranżacji muzycznej całości. Stronę finansową zabezpieczyły polskie i słowackie instytucje państwowe i w ten sposób wymyślony spontanicznie gdzieś między kuchnią a salonem pomysł, zaczął się urzeczywistniać.
Prezentowane piosenki rozgrzewały coraz bardziej. Stopy rytmicznie postukiwały, ciała zaczynały się kiwać. A było do czego! Ze sceny płynęła muzyka dynamiczna i żywiołowa, chociaż różnorodna. Na przykład utwór tytułowy – „Za górami, za lasami…” mocno nawiązuje do tradycji ludowych, ale już „Latino Baltico” przenosi w zdecydowanie gorące południowoamerykańskie klimaty.
Na płycie nie brakuje bluesa, nastrojowej bossanovy – choćby piosenka „Bossanova z Kwiatuszkowa”, czyli miejsca zamieszkania autorów płyty. Uwagę przyciąga również klimatyczny utwór „Chce się żyć”, pięknie zaśpiewany przez Ewę Sipos.
Z kolei piosenka „Dworzec główny” sprawia, że przez chwilę możemy poczuć się jak podróżni. Każdy kolejny muzyczny kawałek mile zaskakuje – mnie bardzo spodobały się „Cztery pory roku w wykonaniu Andrei i Łukasza Cupałów.
Jednym słowem – czternaście piosenek jak czternaście muzycznych przygód. Nie zdradzę jednak wszystkiego, bo przecież najlepiej sprawdzić samemu, kupując płytę. Powiem jedynie, że koncert był fantastyczny!
Artyści profesjonalnie, ale z dużą lekkością podarowali nam godzinę wyśmienitej zabawy. Słowa polskie mieszały się ze słowackimi, współgrając idealnie, a zarazem umożliwiając publiczności wspólne nucenie. Gwarantuję, że gdy już kupicie płytę, odnajdziecie szybko swój ulubiony kawałek, który będzie towarzyszył wam od rana do wieczora.
W wieczór koncertu w Warszawie padał deszcz, a miasto grzęzło w korkach. Gdyby nie ten koncert, byłby to zwykły początek lutego. A dzięki tak solidnej dawce optymistycznej muzyki i spotkaniu z dawno niewidzianymi przyjaciółmi nie tylko ja zapewniłam sobie świetny początek kolejnego zimowego miesiąca.
A płyta? Wzbogacona o autograf Stana leży blisko odtwarzacza, bo klimatyczno-energetyczne piosenki grupy Jablco i Przyjaciół zupełnie zasłużenie znalazły sobie miejsce w moim domu.
Agata Bednarczyk
Zdjęcia: Arkadiusz Bartnicki, Anna Porada i Stano Stehlik