POLAK POTRAFI
Puder, szminka, fluid do twarzy, tusz do rzęs, róż – nie znam kobiety, która nie używałaby na co dzień chociaż jednego z tych kosmetyków. Liczba marek dostępnych na rynku jest imponująca i bez trudu można znaleźć coś dla siebie w każdym przedziale cenowym. Jedną z najstarszych i najlepiej rozpoznawanych przez klientki jest bez wątpienia Max Factor. W czasach PRL-u Polki miały możliwość kupna kosmetyków tej marki głównie w Peweksie.
Były one wówczas synonimem bardzo drogich, luksusowych produktów z zagranicy. Mało kto wtedy (a podejrzewam, że także i teraz) wiedział, że światowo i obco brzmiąca nazwa Max Factor pochodzi od imienia i nazwiska założyciela firmy, Maksymiliana Faktorowicza. Brzmi swojsko? I słusznie, bo Faktorowicz przyszedł na świat i dorastał w Polsce.
Urodził się w latach siedemdziesiątych XIX wieku w Łodzi w ubogiej, wielodzietnej rodzinie żydowskiej. Trudna sytuacja materialna zmusiła go do szybkiego podjęcia pracy zarobkowej – już jako czternastolatek był asystentem aptekarza i dentysty, pomagał też w drogerii. Świat rozmaitych mieszanek, kremów i maści, który wtedy poznał, pochłonął go całkowicie. W wieku 20 lat, dzięki uporowi i ciężkiej pracy, otworzył w Moskwie własny sklep z kosmetykami i perukami.
Szybko zyskał też renomę jako świetny i utalentowany makijażysta. Kiedy dla księżnej Jusupowej, uważanej przez wielu za najpiękniejszą i najelegantszą kobietę przedrewolucyjnej Rosji, wymyślił nową fryzurę i niezwykle efektowny makijaż ślubny, rosyjskie elity oszalały. Najbogatsze salony Petersburga – w tym Pałac Zimowy – stanęły przed Faktorowiczem otworem. Sowicie wynagradzany, jako jedyny, nie licząc Rasputina, miał przywilej wstępu do carskich komnat niemal o każdej porze. Wkrótce jednak stało się to dla niego przekleństwem, bo zaczęto wymagać od niego, by był na każde zawołanie.
W Rosji wytrzymał do 1904 roku. Wkrótce jego nowym domem stały się Stany Zjednoczone. To właśnie tam, na skutek pomyłki urzędnika wpisującego nazwisko do dokumentów, z Maksymiliana Faktorowicza stał się Maxem Factorem.
Czas, w którym Faktorowicz sprowadził się do Los Angeles, był jednocześnie czasem gwałtownego rozwoju amerykańskiej kinematografii. Wraz z rosnącą liczbą powstających filmów rosło zapotrzebowanie na specjalne kosmetyki do charakteryzacji aktorów. Nowe medium bezlitośnie obnażało niedoskonałości wyglądu; makijaż, używany do tej pory w teatrze, zupełnie nie sprawdzał się na ekranie. Faktorowicz postanowił opracować nową recepturę i produkt stricte do makijażu filmowego.
Udało mu się to w 1914 roku, kiedy stworzył pierwszy w historii podkład (fluid) w płynie flexible greasepaint, w dwunastu odcieniach, odpowiednich do różnych karnacji. Ten wynalazek okazał się dużym sukcesem i spowodował, że Faktorowicz stał się makijażystą największych gwiazd. Chwaliły one nie tylko stworzone przez niego produkty, ale również nowatorski wówczas sposób malowania twarzy, czyli makijaż skrojony na miarę; dopasowany kolorystycznie do typu urody.
W pierwszych latach działalności w Los Angeles Faktorowicz wykonywał makijaże osobiście. Do grona stałych klientów jego salonu, znajdującego się przy Hollywood Boulevard, należeli Ben Turpin, Gloria Swanson, Mary Pickford, Pola Negri, Jean Harlow, Claudette Colbert, Bette Davis, Norma Shearer, Joan Crawford i Judy Garland.
To Faktorowicz wymyślił charakterystyczny sposób malowania ust Clary Bow (w kształcie serca) i przesadnie uwypuklone usta Joan Crawford. Dla Rudolpha Valentino stworzył specjalny puder, który nadawał jego naturalnie ciemnej twarzy jaśniejszy odcień.
Nie popadając w przesadę, można powiedzieć, że wymyślając dla Rudolpha Valentino rozjaśniający podkład, Max Factor uratował jego karierę. „Domyślam się, że obsadzano mnie w roli złoczyńców z powodu ciemnej karnacji i nieco egzotycznego wyglądu. Zasmucało mnie to, bo zdawałem sobie sprawę, że taki ciężki typ zwykle ma małe szanse na zdobycie najbardziej zyskownych i pożądanych ról w filmach”– wspominał później Valentino.
Stworzenie podkładu, który współgrałby z ciemną karnacją aktora, a jednocześnie nie nadawał mu trupiego wyglądu na ekranie, było nie lada wyzwaniem. W końcu, po trwających kilka dni testach i eksperymentach, Factor uzyskał satysfakcjonujący odcień. Na czarno-białych zdjęciach, które zrobiono wówczas umalowanemu nowym kosmetykiem Rudolphowi Valentino, po raz pierwszy ukazał się amant, którego spojrzenie hipnotyzowało później tysiące kobiet na całym świecie.
I tak Factor został makijażystą i charakteryzatorem od spraw beznadziejnych. W coraz prężniej rozwijającym się Hollywood i wśród zyskujących masową popularność gwiazd zyskał – jak przed laty w Moskwie – opinię niezawodnego, solidnego i niezwykle utalentowanego profesjonalisty. Nie bał się ryzyka.
Poproszony o stworzenie wodoodpornego makijażu do ciała (na potrzeby filmu „Mare Nostrum”) – produktu, który wówczas nie istniał – pracował niemal bez przerwy przez sześć dni i nocy, nie opuszczając swojego laboratorium. Efekt przerósł oczekiwania. Wodoodporny makijaż spisał się podczas kręcenia podwodnych scen bez zarzutu.
Factor zdobył duże zaufanie ludzi związanych z filmem, którzy bez wahania godzili się na proponowane przez niego zmiany w wyglądzie, nawet te drastyczne. To on zrobił z Jean Harlow platynową blondynkę, pomógł nieśmiałej brunetce Margaricie Cansino przeobrazić się w zmysłową, rudowłosą gwiazdę, znaną później jako Rita Hayworth.
Dzięki makijażowym sztuczkom zmieniał niekorzystne kształty nosów, a nieatrakcyjny kolor zębów poprawiał, nanosząc specjalną emalię, która tuszowała przebarwienia i inne niedoskonałości.
Co ciekawe, stworzył również czarną wersję wspomnianej emalii – ta z kolei znalazła zastosowanie w scenach z udziałem aktorów, grających postacie, mające ubytki w uzębieniu. Zresztą w oszpecaniu aktorów na potrzeby filmu miał nie mniejsze doświadczenie niż w upiększaniu – niezapomnianym i jednym z najwybitniejszych osiągnięć zawodowych Maxa Factora pozostanie charakteryzacja Borisa Karloffa w filmie „Frankenstein” (1931).
Max Factor nie tylko wymyślił i ułatwił przygotowanie specjalistycznego makijażu filmowego. Jego niebagatelną zasługą jest także stworzenie i spopularyzowanie produktów, umożliwiających korygowanie mankamentów urody i podkreślanie jej atutów w domowym zaciszu.
Fenomen jego postaci oraz genialność pomysłów świetnie uchwyciła Helen Van Slyke, która już w latach 30. ubiegłego stulecia pisała na łamach magazynu „Glamour”: „Jeśli kiedykolwiek (…) próbowałyście używać pędzla do pudru, podziwiałyście makijaż gwiazdy filmowej, dobierałyście kolor szminki do koloru włosów, używałyście pędzelka do ust (…), mówiłyście makijażzamiast kosmetyki, to znak, że niejaki Max Factor zostawił ślad w waszym życiu.
Bowiem wszystkie te rzeczy zostały wynalezione, ukute albo udoskonalone właśnie przez Maxa Factora, który stał się symbolem piękna na ekranie i poza nim, we własnym kraju i w stu jeden innych”.
Katarzyna Pieniądz