Demontażu realnego socjalizmu ciąg dalszy

 TO WARTO WIEDZIEĆ 

Rok 1989 zajmuje szczególne miejsce w najnowszej historii Polski – wtedy to rozpoczął się demontaż realnego socjalizmu w Polsce. Okrągły Stół, wybory czerwcowe i ich rezultat – powstanie rządu Tadeusza Mazowieckiego –  to ciąg wydarzeń, które zapoczątkowały ten proces.

Pierwszoplanowym zadaniem, które stało przed wybranymi w wyborach czerwcowych posłami do Zgromadzenia Narodowego, był wybór prezydenta. Obywatelski Klub Parlamentarny, utworzony przez posłów i senatorów „Solidarności”, już na swoim pierwszym posiedzeniu w dniu 23 czerwca 1989 roku podjął decyzję, wynikającą z porozumień przy Okrągłym Stole, że na ten urząd nie wystawi własnego kandydata. I chociaż postanowienia Okrągłego Stołu nikogo nie desygnowały wprost na stanowisko prezydenta, to było oczywiste, że jedynym kandydatem jest gen. Wojciech Jaruzelski. Zgodnie z konstytucją wyboru prezydenta miały dokonać połączone izby Sejmu i Senatu.

Ponieważ jednak Senat został całkowicie zdominowany przez ludzi „Solidarności”, którzy nie zamierzali poprzeć autora stanu wojennego, wybór Jaruzelskiego stał pod znakiem zapytania. Z zaistniałej sytuacji zdawali sobie sprawę wszyscy zainteresowani, łącznie z Jaruzelskim, który wahał się, czy kandydować, a nawet 30 czerwca na XIII Plenum KCPZPR oświadczył, że na urząd prezydenta kandydować nie będzie i zarekomendował na to stanowisko gen. Czesława Kiszczaka.

Plenum KC podjęło uchwałę, w której zwróciło się do gen. Jaruzelskiego o ponowne rozważenie swej decyzji. Na rzecz jego kandydatury nadal pracował sztab wyborczy, kierowany przez Józefa Czyrka. Prowadzono liczne rozmowy sondażowe w różnych środowiskach, w tym także z Episkopatem, który uważał, że jedynym właściwym kandydatem jest Wojciech Jaruzelski, zastrzegając jednak, iż nie zajmie w tej sprawie żadnego wyraźnego stanowiska.

Opozycja solidarnościowa, chociaż nie zamierzała w głosowaniu poprzeć gen. Jaruzelskiego, to jego wybór na prezydenta uznała za konieczny dla utrzymania stabilizacji politycznej i przeprowadzenia dalszych przemian. Zdawała sobie bowiem sprawę, że mimo sukcesu odniesionego w wyborach i dużego wpływu w parlamencie, źródła realnej władzy – wojsko i Ministerstwo Spraw Wewnętrznych są całkowicie kontrolowane przez gen. Jaruzelskiego i że właśnie od jego stanowiska zależy, czy przemiany demokratyczne będą kontynuowane, czy też zostaną radykalnie zakwestionowane i jak dalece Związek Radziecki jest gotowy je akceptować.

Także Waszyngton za pośrednictwem swego ambasadora w Warszawie zachęcał przywódców „Solidarności” do kompromisu, uważając nawet, że odrzucenie kandydatury Jaruzelskiego „grozi wybuchem wojny domowej”.

Generała wyraźnie poparł składający wizytę w Polsce prezydent Stanów Zjednoczonych George Herbert Bush, który później w swych wspomnieniach napisał: „Powiedziałem, że jego odmowa może mimo woli doprowadzić do groźnego w skutkach braku stabilności, i nalegałem, aby przemyślał ponownie swoją decyzję. Zakrawało to na ironię, że amerykański prezydent usiłuje nakłonić przywódcę komunistycznego do ubiegania się o urząd publiczny. Byłem jednak przekonany, że doświadczenie, jakie posiadał Jaruzelski, stanowiło najlepszą nadzieję na sprawne przeprowadzenie zmian okresu przejściowego w Polsce” (Georg Bush, Bent Scowcroft: Świat przekształcony, Warszawa 2000, s. 127). Później wybór Jaruzelskiego „ze względu na wewnętrzną i międzynarodową sytuację Polski” poparł także Lech Wałęsa.

W dniu 3 lipca w „Gazecie Wyborczej” ukazał się artykuł Adama Michnika, zatytułowany Wasz prezydent, nasz premier.W nim Michnik zapytywał: „W jaki sposób może ruch demokratyczny zwyciężyć stalinowską nomenklaturę bez rewolucji i przemocy? Twierdzę – odpowiadał – że tylko poprzez sojusz demokratycznej opozycji z reformatorskim skrzydłem władzy. Polska stoi w obliczu takiej możliwości. /…/ Polsce potrzebny jest teraz silny i wiarygodny układ władzy. Nie wystarczą żadne zmiany fasadowe: zastąpienie jednego drugim spośród kandydatów na prezydenta czy premiera. Dlatego twierdzę: rozstrzyganie osobistych przewag generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka jest drogą fałszywą /…/ rzecz nie w ludziach, lecz w mechanizmach.

Potrzebny jest układ nowy, możliwy do zaaprobowania przez wszystkie główne siły polityczne. Nowy, ale gwarantujący kontynuację. Takim układem może być porozumienie, na mocy którego prezydentem zostanie wybrany kandydat PZPR, a teka premiera i misja sformowania rządu powierzona kandydatowi Solidarności.

Taki prezydent będzie gwarantować ciągłość władzy, umów międzynarodowych i wojskowych sojuszy. Taki rząd będzie miał mandat ogromnej większości Polaków i zagwarantuje konsekwentną zmianę systemu gospodarczego i politycznego”.

Artykuł Michnika, opublikowany w przeddzień inauguracyjnego posiedzenia parlamentu, stał się ważnym faktem politycznym. Jego autor poddawał pod publiczną dyskusję projekt nowego kontraktu politycznego, nie rozważanego przy Okrągłym Stole. Projekt „wasz prezydent, nasz premier” wywołał znaczne opory w środowisku „Solidarności”; krytycznie wypowiedział się o nim Tadeusz Mazowiecki w artykule Śpiesz się powoli, opublikowanym na łamach „Tygodnika Solidarność”. Za ewolucyjną drogą przemian wypowiadali się też Karol Modzelewski, Janusz Onyszkiewicz, Andrzej Stelmachowski i Jan Nowak-Jeziorański.

Inaczej zareagowała na koncepcję Michnika Moskwa. Przebywający w Paryżu Wadim Zagładin, bliski współpracownik Gorbaczowa, zapytany w dniu, w którym artykuł się ukazał, o reakcję Związku Radzieckiego na możliwość powstania w Polsce rządu solidarnościowego, odpowiedział jasno: „Będziemy utrzymywać stosunki z każdym wybranym w Polsce rządem. Jesteśmy zadowoleni z przebiegu procesu demokratycznego w tym kraju i sytuacji w Polsce nie nazwałbym krytyczną” (cyt. za: A. Garlicki, Karuzela, Czytelnik, Warszawa 2004). Kilka dni później w Bukareszcie sam Gorbaczow na spotkaniu przywódców państw Układu Warszawskiego odrzucił grożenie przemocą i mówił o respektowaniu „niezależności bratnich partii“.

Generał Jaruzelski odbył spotkania z wszystkimi klubami parlamentarnymi, w tym także z Obywatelskim Klubem Parlamentarnym, i 18 lipca powiadomił Biuro Polityczne PZPR, że zmienił zdanie i zamierza kandydować na prezydenta Polski.

W środę 19 lipca 1989 roku Zgromadzenie Narodowe wybrało prezydenta. W wyborach wzięło udział 544 posłów i senatorów, z których 270 poparło jedynego zgłoszonego kandydata Wojciecha Jaruzelskiego. Wyboru dokonano przewagą jednego głosu, a osiągnięcie większości stało się możliwe dzięki temu, że kilku parlamentarzystów z Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego świadomie oddało głosy nieważne lub nie uczestniczyło w głosowaniu.

Lech Wałęsa i Obywatelski Klub Parlamentarny odrzucili propozycję nowo wybranego prezydenta, by powołać rząd „wielkiej koalicji”. Ten powierzył więc misję utworzenia nowego rządu gen. Kiszczakowi, którego nie chciała poprzeć „Solidarność”. Równocześnie działający w kuluarach politycznych Jarosław i Lech Kaczyńscy z upoważnienia Lecha Wałęsy prowadzili intensywne rozmowy, których celem było zawarcie porozumienia politycznego między Obywatelskim Klubem Parlamentarnym a Zjednoczonym Stronnictwem Ludowym i Stronnictwem Demokratycznym.

W przypadku powodzenia tych mediacji PZPR stałaby się w Sejmie mniejszością. W dniu 7 sierpnia Wałęsa wydał oświadczenie, że jedynym „rozwiązaniem politycznym jest powołanie Rady Ministrów w oparciu o koalicję Solidarności, ZSL i SD, o co będę zabiegał”. Dnia 14 sierpnia Kiszczak zrezygnował z misji utworzenia rządu, a dwa dni później Lech Wałęsa, Roman Malinowski (ZSL) i Jerzy Jóźwiak (SD) wydali oświadczenie, że „w poczuciu odpowiedzialności za wyprowadzenie Polski z kryzysu gospodarczego wyrażają gotowość sformowania koalicyjnego rządu odpowiedzialności narodowej zgodnie z propozycją przewodniczącego L. Wałęsy”.

Lech Wałęsa zaproponował prezydentowi trzech kandydatów na urząd premiera: Tadeusza Mazowieckiego, Bronisława Geremka i Jacka Kuronia. Jaruzelski wybrał Mazowieckiego i w dniu 19 sierpnia powierzył mu misję utworzenia rządu. Po latach, zapytany przez publicystę „Polityki” Jacka Żakowskiego, dlaczego wolał Mazowieckiego od Geremka i Kuronia, odpowiedział: „/…/Mazowiecki miał doświadczenie z Sejmu PRL. Znał mechanizmy władzy. I wiedzieliśmy, że jest umiarkowany, choć jednocześnie konsekwentny, nawet uparty. Uważałem, że opór wobec niego będzie stosunkowo najmniejszy. Nazwisko Mazowieckiego było jakimś znieczuleniem na fakt, że po pół wieku oddajemy urząd premiera” (Mnie się ta Polska podoba. Generał Jaruzelski o przełomie 1989 r. „Polityka” 2009 nr 7).

Lech Wałęsa wysoko oceniał Tadeusza Mazowieckiego, który od sierpnia 1980 roku stał na czele Komisji Ekspertów „Solidarności”. Mazowiecki, zwolennik rozmów i poszukiwania kompromisów, był przed Okrągłym Stołem najuważniej słuchanym jego doradcą, a w rozmowach przygotowujących Okrągły Stół i następnie w czasie obrad odegrał olbrzymią rolę.

Mając szerokie plenipotencje od Wałęsy, uzgadniał z nim strategię i przedstawiał mu do akceptacji najważniejsze decyzje. Historyk Andrzej Garlicki w Rycerzach Okrągłego Stołu („Czytelnik”, Warszawa 2004) wspomina, że Lech Wałęsa powiedział kiedyś, iż przy Okrągłym Stole „on był Grzegorzem Lato, a dwoma pozostałymi graczami ataku – Tadeusz Mazowiecki i Bronisław Geremek”.

Sam Mazowiecki w wyborach czerwcowych nie kandydował, nie zgadzając się ze sposobem tworzenia listy wyborczej. Był też, jak już wspomnieliśmy, przeciwnikiem tworzenia przez „Solidarność” rządu. Zmienił zdanie dopiero, gdy rozpadła się dotychczasowa koalicja PZPR – ZSL – SD, i zgodził się stanąć na czele rządu.

W dniu 24 sierpnia Sejm powołał Mazowieckiego na stanowisko premiera („za” było 378 posłów, 4 „przeciw” i 41 wstrzymało się od głosu) i powierzył mu utworzenie gabinetu. W swym przemówieniu, wygłoszonym z tej okazji, pierwszy po wojnie niekomunistyczny premier mówił m.in. „Konieczne jest wprowadzenie rządów prawa, przyznanie każdemu obywatelowi praw zgodnych z międzynarodowymi paktami, umowami i konwencjami. Obywatele muszą mieć poczucie wolności, bezpieczeństwa i współuczestnictwa”.

Tadeusz Mazowiecki powiedział wówczas również: „Przeszłość odkreślamy grubą linią. Odpowiadać będziemy jedynie za to, co uczyniliśmy, by wydobyć Polskę z obecnego załamania.” I właśnie te słowa później solidarnościowa prawica cynicznie przeinterpretowała, zarzucając mu sformułowanie teorii grubej kreski, chroniącej komunistyczne elity od pociągania ich do odpowiedzialności. Mazowiecki zapowiedział też, że będzie „premierem rzeczywistym, a nie malowanym”.

Tadeusz Mazowiecki samodzielnie stworzył rząd, który został zatwierdzony przez Sejm 12 września 1989 roku. Rząd ten liczył 24 ministrów, z czego 12 reprezentowało „Solidarność”, po 4 było przedstawicielami Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego i PZPR, 3 wywodziło się ze Stronnictwa Demokratycznego, a jeden był niezależny. Radę Ministrów poparło 402 posłów, przy 13 wstrzymujących się od głosu.

Z partii dotąd rządzącej do rządu weszli gen. Czesław Kiszczak – wicepremier i minister spraw wewnętrznych, gen. Florian Siwicki – minister obrony i jeszcze dwu ministrów. Ministrem spraw zagranicznych został dotąd politycznie nie angażujący się prof. Krzysztof Skubiszewski, zaś wicepremierem i ministrem finansów prof. Leszek Balcerowicz i była to chyba najważniejsza nominacja, albowiem ten mało dotąd znany młody naukowiec stał się twórcą i realizatorem reformy gospodarczej, która wyprowadziła Polskę z długotrwałego upadku gospodarczego. Tekę ministra pracy i polityki socjalnej objął Jacek Kuroń.

Rząd Tadeusza Mazowieckiego był pierwszym niekomunistycznym rządem w całym bloku postkomunistycznym. Jego powstanie otwierało proces systematycznej likwidacji obowiązującego w PRL systemu politycznego i tworzenia demokratycznego państwa prawa, proces odzyskiwania suwerenności oraz przebudowy gospodarki.

Pierwszy niekomunistyczny premier, zapytany w 19. rocznicę pamiętnych wyborów czerwcowych przez J. Żakowskiego: „To kiedy ostatecznie PZPR oddała władzę w Polsce?”, odpowiedział: „Do dziś nie jestem pewien, czy z utworzeniem mojego rządu oni zrozumieli, że już stracą władzę. Myślę, że nie do końca. Nawet, kiedy mówiłem, że będę premierem rzeczywistym, a nie malowanym, co odnosiło się do moich kolegów z Solidarności i do ryzyka, że w Gdańsku powstanie sterujące mną Biuro Polityczne, odniosło się to też do PZPR. Wtedy chyba duża część z nich zrozumiała, że to już koniec” (Tadeusz Mazowiecki, pierwszy premier III Rzeczpospolitej, „Polityka” 2008 nr 23).

Danuta Meyza-Marušiak

MP 6/2009