Od Sylwestra do sylwestra

 TO WARTO WIEDZIEĆ 

Boże Narodzenie, obchodzone w chrześcijańskiej Europie od IV wieku, przypomina nam tradycyjne zwyczaje i obyczaje; to  pasterka, opłatek, choinka, potrawy, które pojawiały się już na stole naszych pradziadków, nastrój wyciszenia i powszechnej życzliwości. Po nim  czeka nasi sylwestrowa noc, którą jedni spędzają na balach, inni w salach koncertowych, klubach czy na spotkaniach towarzyskich, jeszcze inni w zaciszu domowym czy przy kominku w górskiej chałupie, a o północy czekają nas butelka szampana i fajerwerki.

Nie może być inaczej, bo w tę sylwestrową noc wpisany jest obowiązek radowania się i głośnego wyrażania tej radości. I to właściwie jedyny sylwestrowy obowiązek. Wigilię Nowego Roku, popularnie zwaną sylwestrem, i związane z tym dniem, a szczególnie nocą, zabawy, tańce, palenie ogni, dziś zastąpione fajerwerkami, a także wznoszone o północy toasty noworoczne obchodzi się w Europie dopiero od X wieku, tak więc pierwszą nocą, gdy radośnie i głośno powitano Nowy Rok, była noc z 999 na 1000 rok.

Rok 999 nie był w Europie rokiem radosnym. Był to czas wielkiego przerażenia i strachu. Historycy nazwali go później „kryzysem milenijnym“. Źródłem wszechogarniającego lęku było proroctwo Sybilli, według którego właśnie w roku tysięcznym miał nastąpić koniec świata, a to za sprawą potwora – smoka Lewiatana, monstrualnej istoty o wijącym się ciele.

Legenda głosiła, że potwór ten z paszczą dotąd zakneblowaną pieczęcią rybaka, uwięziony w IV wieku przez papieża Sylwestra I w lochach Watykanu, zbudzi się w nocy z 999 na 1000 rok, skruszy pieczęć, zerwie łańcuchy i, ziejąc ogniem, spali niebo i ziemię.

Nic więc dziwnego, że kiedy nastał rok 999, a kolejny papież przybrał imię Sylwestra II, nie tylko w Rzymie, ale także w innych krajach chrześcijańskiej Europy ludzie czynili pokutę i szukali kryjówek w oczekiwaniu zbliżającej się śmierci w płomieniach. Panika i rozpacz, które towarzyszyły im przez całych dwanaście miesięcy, osiągnęły swe apogeum w ostatnią noc roku.

Rzym opustoszał i tylko dzwony wszystkich kościołów biły na trwogę. Gdy jednak o północy Lewiatan na moście św. Anioła się nie ukazał, a Watykan, Rzym i świat pozostały nietknięte, rzymianie tłumnie wylegli na ulice. Rozpacz i przerażenie w okamgnieniu zmieniły się w szaleńczą radość.

Radosne śpiewy, uściski, tańce przy światłach pochodni trwały na wszystkich placach i ulicach do białego rana. To, że okrutny potwór nie złamał pieczęci rybaka przypisywano sile papieskich modlitw, zaś sam papież Sylwester II w pierwszy dzień roku tysięcznego udzielił błogosławieństwa „urbi et orbi” – „miastu i światu”.

Od tego czasu czynią to wszyscy kolejni papieże, a noc, gdy stary rok spotyka się z rokiem nowym, nazywana została sylwestrem.

Byłoby jednak niewybaczalne, gdybyśmy papieża Sylwestra II kojarzyli jedynie z nocą powszechnej radości. To on, współdziałając z cesarzem Ottonem III, wcielając w życie pomysł na chrześcijański uniwersalizm, pomógł w powstaniu państwa polskiego, ustanawiając arcybiskupstwo w Gnieźnie i podległe mu biskupstwa w Krakowie, Kołobrzegu i Wrocławiu. Tak więc Polska uzyskała samodzielną metropolię kościelną, co było niezbędnym warunkiem koronacji króla, czyli ostatecznej konsolidacji państwa (Chrobry koronę założył jednak dopiero w 1025 roku).

Ten sam Sylwester II zorganizował Kościół na Węgrzech i przesłał koronę królewską Stefanowi I. Nawiązał kontakty z księciem kijowskim Włodzimierzem, a króla duńskiego nakłonił do zastąpienia runów alfabetem łacińskim.

Sylwester II przeszedł do historii nie tylko jako pierwszy Francuz na tronie papieskim, ale także jako kolekcjoner klasycznych dzieł naukowych i literackich, inicjator zastąpienia nieporęcznych w liczeniu cyfr rzymskich cyframi arabskimi, miłośnik filozofii. Historia mówi, że był tajemniczym geniuszem i marzycielem. Podejrzewano go nawet o zawarcie paktu z diabłem, przez co to właśnie w nim dopatrywano się prototypu dr. Fausta.

Powróćmy jednak do naszego sylwestra. W dawnej Polsce, a szczególnie na wsi, ostatni dzień roku przypominał swym nastrojem wieczór wigilijny, tyle, że przy kolacji nie dzielono się opłatkiem i nie zachowywano postu.

Tradycyjną potrawą był suto maszczony groch z kapustą. Częstowano się też rozmaitymi smakołykami. W tym dniu pieczono całe stosy chlebków i bułeczek, zwanych bochniaczkami lub szczodrakami, by wieczorem obdzielić nimi domowników, życząc im zdrowia i pomyślności, a w Nowy Rok obdarować sąsiadów i kolędników, przychodzących z życzeniami.

Na Kurpiach, Podlasiu, Warmii i Mazurach w wigilię Nowego Roku pieczono specjalne figurki z ciasta, wyobrażające zwierzęta domowe i różne zwierzęta żyjące na swobodzie, jak jelenie, zające czy niedźwiedzie. Pieczono też tzw. nowe latka – kręgi z ciasta, do których przylepiano figurki zwierząt, a w samym środku umieszczano figurkę człowieka, wyobrażającą gospodarza, gospodynię z niemowlęciem, pasterza lub myśliwego.

Figurki zwierząt dzielono między wszystkich domowników. Natomiast nowe latka wieszano na honorowych miejscach w domu, a więc przy świętych obrazkach lub nad domowym ołtarzykiem – miały przez cały nadchodzący rok zapewniać szczęście i pomyślność. W tym samym celu obsypywano się grochem lub owsem.

Wieczór sylwestrowy, podobnie jak Wigilia, był dniem wróżb, które z pokolenia na pokolenie towarzyszyły dniom przełomowym. Dziewczęta laniem roztopionego wosku na wodę wróżyły sobie miłość i przyszłych mężów. W noworoczny ranek, ogłaszany głośnym trzaskaniem biczów przez fornali dworskich, parobków i gospodarskich synów, bacznie obserwowano niebo, aby z niego wywróżyć, jaka będzie pogoda i urodzaj w całym nadchodzącym roku.

Ostatni dzień starego roku starano się przeżyć w zgodzie i spokoju, bo tylko tak przeżyty dzień zapewniał harmonię w rodzinie przez cały następny rok.

W Polsce sylwestrowe bale, zabawy, tańce i hulanki jeszcze w XIX wieku należały do rzadkości – urządzano je głównie w miastach i to w najbogatszych domach. Na dobre „rozbalowaliśmy się” dopiero w wieku XX, dodając pod jego koniec wspólne witanie Nowego Roku na placach dużych miast. Ale to już inny rozdział, a kończąc ten, po staropolsku obłapiam i życzę: DO SIEGO ROKU!

Danuta Meyza-Marušiak

MP 12/2007