OPOWIADANIE
Przez długie lata święta spędzali u teściów. Duży dom, rodzinna atmosfera, wspaniałe potrawy i wyśmienite warunki dla dzieci.
Kiedy teściów zabrakło, chcieli podtrzymać tradycję wyjazdów do rodzinnego domu męża, by odtworzyć wszystko na wzór tamtych, niezapomnianych świąt. To nic, że należałoby rozpalić w piecach, to nic, że trzeba by było najpierw posprzątać, umyć okna, wyprać firanki, przynieść ze strychu zakurzone bombki. Dla dawnej atmosfery warto byłoby zainwestować siły, zmobilizować rodzinę i przemierzyć kilkadziesiąt kilometrów! Tak miało być. Niestety…
Pewnej grudniowej nocy młodsza córka obudziła się z bardzo wysoką gorączką, przeraźliwie kaszląc. Nie pomogła wizyta u pediatry. Dziewięcioletnie dziecko znalazło się w szpitalu. Zapalenie płuc z groźnymi powikłaniami – brzmiała złowroga diagnoza.
Kolejne przedświąteczne dni upływały na czekaniu. Czy nastąpi poprawa stanu zdrowia dziecka, czy też konieczna będzie skomplikowana operacja? Jakże banalne w tej sytuacji wydawały się wszechobecne dźwięki kolęd, dochodzące z głośników w każdym sklepie…
I pogoń ludzi, przepychających się z ciężkimi torbami, wypełnionymi bożonarodzeniowymi zakupami… Jakże odległe zdały się święta i to nie z powodu ilości kilometrów, które dzieliły ich od rodzinnego domu męża.
W wigilijny wieczór ich mieszkanie stało puste. Opuścili je w milczeniu, niosąc małą choinkę pod pachą i wigilijne potrawy w termosach. Ten wieczór spędzili w szpitalu, obok łóżka chorej córeczki. Czekali na uśmiech dziecka, które z ledwością rozpakowywało prezenty swoimi drobnymi rączkami, pokłutymi igłami kroplówek.
Była i radość przez łzy, i życzenia, zdawać by się mogło, że banalne, ale w tym dniu jakże aktualne: zdrowia! Z pierwszą gwiazdką na niebie te życzenia zaczęły się spełniać – stan zdrowia córki zaczął się poprawiać, leki zadziałały, a operacja okazała się zbędna…
Pierwszy raz w historii tej rodziny symboliczne puste miejsce przy wigilijnym stole było zajęte. Razem z nimi siedziała mała 5-letnia dziewczynka, już prawie wyleczona, która dzieliła szpitalny pokój z ich córką.
To ona, nieświadoma ani swojego, ani innych nieszczęścia, najbardziej cieszyła się z Wigilii i prezentów. Wreszcie ktoś ją zauważył, wreszcie nie była sama… Z pierwszą gwiazdką na niebie i jej marzenia się spełniły.
Elżbieta Fus
MP 12/2007