Polonijny underground

O tym miejscu słyszałam już jakiś czas temu: że chłodne, poniekąd obskurne, z okropną toaletą, a z drugiej strony swojskie i idealne dla twórców. Bo o twórczość tutaj chodzi.

Bratysławska dzielnica Petržalka. Późny wieczór. Zbliżamy się do dziwnego budynku, którego nigdy wcześniej nie widziałam, a który jest wspomnieniem socjalizmu. Żywym wspomnieniem, bo to miejsce żyje. Moi znajomi z zagranicy, którzy mi w ten wieczór towarzyszą, też są ciekawi, co nas czeka za drzwiami tego budynku. Do środka dostajemy się dopiero wtedy, kiedy jeden z muzyków grupy Jablco otwiera nam drzwi.

Z oddali słyszę śpiew. Polski śpiew. To głos Ewy Sipos, która od jakiegoś czasu miewa tu próby. Niewielkie pomieszczenie, ale każdy z muzyków ma swoje stanowisko. Rozbrzmiewają perkusja, gitara, gitara basowa, klawisze, flet no i śpiew. Zasiadamy na kanapie, która pamięta socjalistyczne czasy. Pomieszczenie jest dość chłodne, czyli takie jak na undergrund przystało. Ale tu rozgrzewa muzyka.

Ewa właśnie prezentuje nowy utwór „Walc motyli“. Wpada w ucho. Trochę mi tym śpiewem przypomina Annę Jantar – dźwięczny głos, melodyjna piosenka, urocza dziewczyna, czyli taki bajkowy świat. Podobnie odczuwają moi znajomi, którzy nie mogą wyjść z podziwu.

Niebawem do muzyków dołączy Łukasz Cupał i Tomasz Olszewski, którzy też będą mieć swój wkład w polskie muzykowanie. Będą take kolejni, którzy poczują się na siłach i zechcą wspólnie coś stworzyć, by pozostał ślad. Tym śladem będzie płyta CD, której wydanie jest zaplanowane na koniec tego roku. Projekt spodobał się darczyńcom, którzy przyznali na ten cel dotację, częściowo pokrywającą koszty wydawnicze.

Spodobał się po wysłuchaniu ścieżki dźwiękowej, zarejestrowanej podczas jednej z prób właśnie z petržalkowskiego undergroundu. To dodało skrzydeł twórczej grupie, która wzięła się do pracy. Powstają więc kompozycje, między innymi Stana Stehlika, które potem są rozpisywane na poszczególne instrumenty. Do tego polskie teksty. Niektóre w duecie ze słowackim śpiewakiem, więc w obu językach.

Próby, próby, próby. Pierwsza odsłona tejże twórczości jest zaplanowana na polonijne spotkanie zielonoświątkowe, potem nastąpią kolejne, choćby 30 czerwca podczas imprezy „Z Polską na Ty“ na bratysławskim Rynku. To bodziec, by się sprężać i ćwiczyć. Próby odbywają się raz, dwa razy w tygodniu. Przed koncertami częściej. Wieczorową porą. Do późnej nocy. I właśnie takiej majowej nocy towarzyszymy muzykom.

Patrzę, jak Ewa tłumaczy, o czym właśnie śpiewa, słowackim kolegom muzykom, którzy nie w pełni zrozumieli polski tekst, i jak sobie wyobraża interpretację tej muzycznej frazy. Żmudna praca, ale jakże satysfakcjonująca! Moim zagranicznym gościom bardzo się podoba. Wysłuchujemy kilku utworów i wychodzimy, by nie przeszkadzać w pracy. Po drodze nucimy usłyszanego walca.

To dobry znak – utwór wpadł w ucho, a to znaczy, że ma szanse na sukces! Oby tak było! Po kilku dniach znajomi – już od siebie z domu – proszą, by wysłać im ten utwór drogą elektroniczną. I w ten sposób kompozycja przekracza granice Słowacji! A to dopiero początek, mamy się więc z czego cieszyć. Zatem, parafrazując znane powiedzenie, byle dojesieni!

Małgorzata Wojcieszyńska
Zdjęcia: Stano Stehlik

MP 6/2017