czyli w drodze do filmowego nieba
„Moglibyśmy przygotować wystawę fotografii z filmów, które wyreżyserował pan Franek Chmiel“ – ponad 15 lat temu zaproponowała ówczesna prezes Klubu Polskiego Lidia Grala-Bednarčik. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę. W ten sposób poznałam szanowanego, znanego czechosłowackiego reżysera polskiego pochodzenia, który stworzył m.in. 18 filmów fabularnych i ponad 100 spektakli teatralnych dla Telewizji Czechosłowackiej.
Taktowny
Na spotkanie poszłam trochę onieśmielona, ale pan Franek okazał się szalenie eleganckim, skromnym i miłym człowiekiem. Pamiętam, że swoim taktownym zachowaniem zawstydził opryskliwego kelnera, który zamiast polecić nam odpowiedni napój, dał do zrozumienia, że to nie jest jego najlepszy dzień. Pan Franek przeprosił go za uciążliwość i niezdecydowanie przy wyborze trunku, czym wprawił w zakłopotanie młodego pracownika kawiarni. Tak, pan Franek otwierał serca krnąbrnych osób swoim eleganckim zachowaniem.
„Komediant“
Współpracował z najlepszymi aktorami słowackimi: Ladislavem Chudikiem, Božidarą Turzonovovą, Magdą Vašaryovą; ze środowiska praskiego: Radovanem Lukovskim, Jozefem Vinklářem, Rudolfem Jelínkiem, Janem Holym, a także polskimi: Józefem Harasiewiczem, Janem Monczką.
Było więc co pokazywać podczas wspominanej wystawy w ramach Dni Polskich w Bratysławie, której przygotowaniem z ramienia Klubu zajęła się Anna Ciesielska. Fotografie z planów filmowych zdobiły ściany ambasady RP, a na uroczystość z okazji 70. urodzin artysty przybyli nie tylko ulubieni aktorzy pana Franka, ale też rodacy z Zaolzia.
Tam przecież stawiał pierwsze kroki, współtworzył Scenę Polską w Czeskim Cieszynie. W rozmowie dla „Monitora Polonijnego“ z 2014 r. przyznał, iż Jego mama przez rok żyła w przekonaniu, że syn, który wyjechał z rodzinnego Zaolzia do Pragi, studiuje medycynę.
Marzyła o tym, że będzie księdzem, z bólem serca przyjęła wiadomość, że wybrał zawód lekarza. Gdy zdążyła się oswoić z tą myślą, czekała na nią jeszcze jedna niespodzianka: Franek Chmiel będzie „komediantem“! Przygotowywał się do tego, studiując w latach 1952-1958 reżyserię teatralną na Wydziale Teatralnym Akademii Sztuk Scenicznych w Pradze.
W tymże 2001 roku, oprócz wystawy zorganizowaliśmy też pokaz niektórych Jego filmów. W ówczesnym bratysławskim kinie Charlie współpracę z Mistrzem wspominali aktorzy Božidara Turzonovová i Maroš Kramar.
Wzruszony
Otrzymał wiele nagród i odznaczeń. W 2005 r. polski prezydent odznaczył Go Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. A pięć lat temu miałam przyjemność towarzyszyć panu Frankowi w podróży do Wiednia, gdzie odbierał polonijnego Oscara, czyli nagrodę – Złotą Sowę – w kategorii film. Wtedy też poznałam Jego wybrankę serca, panią Renatę, z którą był związany kilka lat.
To z nią przychodził na imprezy klubowe, również tę, przygotowaną przez Klub Polski z okazji Jego 80. urodzin. Ten jubileusz przygotowaliśmy na Złotych Piaskach, gdzie podczas Majówki-potańcówki wraz z grupą Polaków odegraliśmy scenę ze spektaklu telewizyjnego, przygotowanego przed laty przez pana Franka oczywiście. Nie krył zaskoczenia i wzruszenia, kiedy Jego przyjaciółka jako pierwsza zorientowała się, że odgrywana przez nas scenka pochodzi z inscenizacji „A čo ja, milačik?“.
Młody duchem
Śmierć wybranki serca, pani Renaty, bardzo przeżył. Zaczął podupadać na zdrowiu. Na kolejne spotkanie umówiliśmy się już w domu opieki społecznej w bratysławskiej Petržalce. Czekał na rogu ulicy, by zaprosić nas do pobliskiej kawiarni. Jak zwykle elegancki, żartował z nami, żartował z kelnerką. Widać było, że przychodzi tu częściej, że to tu właśnie zaprasza swoich gości.
Pytał o wszystkich wspólnych znajomych, komentował wydarzenia Klubu Polskiego, nawet te, w których nie mógł wziąć udziału, ale czytał o nich w „Monitorze“. Był jego wiernym czytelnikiem, choć, co zrozumiałe, najchętniej sięgał po rubrykę dotyczącą polskiej kinematografii.
Kinem żył cały czas. W domu opieki organizował wieczory filmowe, na które zapraszał swoich znanych kolegów aktorów. W ten sposób fundował sobie i swoim współlokatorom trochę rozrywki. Kiedy Go odprowadzaliśmy, zażartował na temat wieku tych ostatnich, jakby uważał ich za dużo starszych od siebie. Pewnie dlatego, że On wciąż pielęgnował w sobie młodego ducha. Aż nie do wiary, że w tym roku skończył 85 lat. Ale tych urodzin już nie zdążyliśmy wspólnie świętować…
Odszedł 2 sierpnia
Panie Franku, będzie nam Pana brakowało!!! Pewnie teraz, w tym filmowym niebie, wszyscy będą mówić „po naszymu“, by zyskać sympatię utalentowanego, sympatycznego i eleganckiego Zaolziaka.
Małgorzata Wojcieszyńska
Zdjęcia: Stano Stehlik