Dlaczego tam nie szumią drzewa?

„Brama w lesie, a pod nią napis: Polski Cmentarz Wojskowy. Wąska alejka, po lewej stronie symbole wszystkich religii: muzułmański księżyc, chrześcijański krzyż, żydowska gwiazda Dawida, po prawej – ołtarz. Dookoła mosiężne tablice, a na nich imiona, nazwiska, wykonywane zawody, daty urodzin i śmierci. Tablice, tablice, tablice… Profesor, oficer, nauczyciel, inżynier… Bez końca. Łzy same napływały mi do oczu.

Szłam przed siebie doliną śmierci i chciałam zapamiętać chociaż kilka z tych wszystkich nazwisk. Dookoła panowała głucha cisza – w Katyniu nawet drzewa nie szumią“.

Tak Ewa Mordarska, nasza rodaczka od blisko roku mieszkająca w Bratysławie, wspomina swój pobyt w Katyniu, do którego przybyła w 2007 roku w ramach szesnastodniowej wyprawy, zorganizowanej przez Stowarzyszenie Międzynarodowego Motocyklowego Rajdu Katyńskiego.

„Wtedy jechało 40 motocykli, ale co roku chętnych jest coraz więcej“ – mówi Ewa i dodaje, że obecnie organizatorzy wprowadzili ograniczenie: w rajdzie może wziąć udział maksymalnie 100 motocykli. Tegoroczny wyjazd, który zaplanowany jest na koniec sierpnia, będzie jedenasty z kolei. Trasa co roku jest zmieniana, ale cel pozostaje ten sam – Katyń.

Dlaczego nasza bohaterka zdecydowała się tam pojechać? „Ten, kto tam był, niechętnie mówi o swoich wrażeniach, bo trudno znaleźć odpowiednie słowa – wyjaśnia Ewa. – Mnie samej też trudno o tym mówić, choć minęły już 4 lata“. Według niej o Katyniu powinno się wiedzieć więcej, a nie znać tylko suche daty i liczbę zamordowanych. Dlatego zdecydowała się przyjrzeć tej trudnej karcie polskiej historii z bliska.

Choć pora była wczesna, to tego słonecznego sierpniowego poranka uczestników wyprawy na placu Piłsudskiego w Warszawie żegnał tłum ludzi. „Jechałam z kolegą, dla którego była to trzecia wyprawa, dla mnie pierwsza“ – wspomina moja rozmówczyni.

Blisko osiemdziesięcioro młodych ludzi przemierzało trasę Warszawa – Sokółka – Litwa – Rosja – Ukraina. Po drodze odwiedzali Domy Polskie, domy dziecka, gdzie rozdawali książki, zabawki – pomoc, na którą było stać tych, którzy chcieli wesprzeć rodaków na Wschodzie.

 

Po przyjeździe do Smoleńska i krótkim postoju wyruszyli w kierunku Katynia. „Pierwsze mieszane uczucia wzbudziła nieoznakowana droga i mała tabliczka na poboczu z napisem Memoriał“ – wspomina Ewa. Skręcili w boczną drogę. Przed budynkiem, w którym mieści się Muzeum Katyńskie, czekali na nich miejscowi motocykliści – jedni z nielicznych w okolicy, którzy wiedzieli o istnieniu cmentarza.

„Mój towarzysz, z którym jechałam na motorze, zdecydował, że na miejsce kaźni polskich oficerów każde z nas pójdzie oddzielnie – wspomina moja rozmówczyni. – Jak się potem przekonałam, powodem jego decyzji była chęć ukrycia łez, bowiem przeżycie jest tak silne, że nawet silni mężczyźni nie są w stanie nad nimi zapanować“. Tego dnia uczestnicy wyprawy wzięli udział w mszy, zapalili znicze.

Kiedy odezwał się dzwon, wszyscy struchleli. „Dzwon bił, by nikt już nie zapomniał. Prawdy bowiem nie da się zakopać pod ziemią“ – konstatuje Ewa. W katyńskim lesie spędziła kilka godzin. Nawet nie zauważyła, że zaczął padać deszcz. Stała więc przemoczona, dopóki nie podszedł do niej jakiś człowiek, informując, że już zamyka bramy cmentarza. „Zapamiętałam, że w katyńskim lesie nie szumią drzewa, a ptaki nie śpiewają…“ mówi wzruszona.

Po tragedii samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem tegoroczna wyprawa motocyklistów nabierze z pewnością innego wymiaru, choć jedno pozostanie niezmienne – jak co roku każdy z uczestników rajdu będzie szukał odpowiedzi na podstawowe pytanie: dlaczego?

Aneta Adamczyk
zdjęcia: Ewa Mordarska

MP 7-8/2010

 

Więcej informacji na temat rajdu na: www.rajdkatynski.net