Maciej Płażyński (1958-2010)

Człowiek z pasją służby

Jedną z ofiar tragicznej katastrofy polskiego samolotu pod Smoleńskiem był Maciej Płażyński – prawnik, polityk, od maja 2008 roku prezes Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”.

Po przemianach ustrojowych został mianowany przez pierwszego niekomunistycznego premiera Polski Tadeusza Mazowieckiego wojewodą gdańskim. Funkcję tę pełnił w latach 1990–1996. W 1997 roku uzyskał mandat posła na Sejm III kadencji z listy AWS. W latach 1997–2001 był marszałkiem Sejmu.

W tym okresie cieszył się największym zaufaniem społecznym. Swoją popularność i chęć służenia Polsce wykorzystał, powołując do życia wraz z Andrzejem Olechowskim i Donaldem Tuskiem19 stycznia 2001 r. Platformę Obywatelską, której stał się pierwszym przewodniczącym. Z PO odszedł w 2003 r., tłumacząc swą decyzję względami rozbieżności programowej.

W kolejnych latach był posłem na Sejm IV i V kadencji, senatorem i wicemarszałkiem Senatu VI kadencji.


Dwukrotnie miałam możliwość spotkania się z tym charyzmatycznym człowiekiem. Po raz pierwszy w 2001 roku, kiedy przybył on do Bratysławy z oficjalną wizytą jako marszałek Sejmu. Było to w dniu, kiedy Polskę obiegła informacja o powstaniu nowej partii – Platformy Obywatelskiej, co marszałek wyjaśniał: „Wydaje mi się, że to moja polityczna odpowiedzialność względem moich wyborców. Nie chcę, by zarzucali mi, że nie zrobiłem dostatecznie dużo, by nie musieli głosować na komunistów“.

Po raz drugi spotkałam się z nim w jego gabinecie na Wiejskiej w Warszawie, kiedy pełnił funkcję wicemarszałka Senatu. Jak zawsze był trochę zdystansowany, powściągliwy, cichy. „Jestem przekonany, że Polacy mają bardziej prawicowe niż lewicowe poglądy. Prawica uzyska dobry wynik wtedy, kiedy zacznie prezentować programy, które będą adresowane do wyborców“ – tak wyjaśniał swoje poglądy. W polityce był cały czas aktywny, ale, jak komentują jego znajomi, był zwolennikiem współpracy PO i PiS-u i dlatego nie odnalazł się w sytuacji konfliktu między tymi partiami.

Gdański radny i kolega marszałka Wiesław Kamiński w rozmowie dla gdańskiego wydania „Gazety Wyborczej” mówił, że Płażyńskiego w świecie polityki wyróżniały dwie cechy: skromność i słowność: „Lata uczestniczenia w sprawowaniu władzy nie zmieniły go. Pozostał cichy i zwyczajny, w równym stopniu skupiony na ważnym, oficjalnym rozmówcy, jak i na nieznanym przechodniu, który go zagadnął. Był też niesłychanie słowny, nie składał obietnic bez pokrycia“.

Fakt, że po Andrzeju Stelmachowskim stanowisko prezesa Stowarzyszenia „Wspólnota Polska“ objął Maciej Płażyński jeden z jego współpracowników tak komentował: „To była dla niego doskonała funkcja na trudne czasy. Bez przeszkód i nie wchodząc w spory partyjne mógł realizować swoją pasję – pasję służby“.

Nie zdążył m.in. dokończyć jednego z wielu projektów pomocy Polonii – w piątek przed katastrofą ustalał szczegóły, dotyczące kolejnej edycji akcji „Lato z Polską“, dzięki której w ubiegłym roku wakacje w Polsce spędziło 2500 dzieci z Białorusi.

Klub Polski na Słowacji, przygotowując się do majowego kongresu, liczył na osobiste spotkanie z prezesem Stowarzyszenia „Wspólnota Polska“. W klubowej dokumentacji koperta z zaproszeniem na nazwisko Maciej Płażyński pozostanie już na zawsze.

Małgorzata Wojcieszyńska

MP 5/2010