Dni, które zmieniły Polskę

Sobotni poranek 10 kwietnia – wreszcie weekend! Parę minut po wpół do dziesiątej odbieram telefon od koleżanki z Polski, która przekazuje mi krótką wiadomość: „Rozbił się samolot, lecący do Katynia.

Nie żyje prezydent i wszyscy, którzy byli z nim na pokładzie!“. Biegnę do telewizora, by sprawdzić informację, mając nadzieję, że się nie potwierdzi. Niestety… Wszystko nabiera zupełnie innego tempa. Pospiesznie pakuję rzeczy, by wyruszyć do kraju, pogrążonego w szoku i smutku.

W drodze, jeszcze przed polskimi granicami, reguluję radioodbiornik, by móc słuchać polskich radiostacji. A więc jednak to prawda. Co chwilę słyszę nowe wiadomości, dotyczące tego, co dzieje się w naszej ojczyźnie.

Niestety, informacje z Rosji są wciąż niezmienne: pod Smoleńskiem rozbił się prezydencki samolot, na pokładzie którego byli… I tu zaczyna się wymienianie 96 nazwisk. W którejś rozgłośni słyszę, że odczytanie listy samych nazwisk zajmuje 7 minut! Coraz bardziej uświadamiam sobie ogrom tragedii.

Przystanek pierwszy

„Dlaczego znowu Katyń? Siedemdziesiąt lat temu zamordowano tam polskich oficerów, a teraz znowu w tym miejscu zginęło tylu mądrych ludzi“ – mówi Maciej, którego spotykamy na krakowskim Rynku, kiedy zapala świeczkę, stawiając ją obok tych, które tam już płoną. Iza i Krystyna chronią się pod arkadami przed deszczem, przyglądając się zniczom, ustawionym w kształcie krzyża.

„Rano włączyłam telewizor i nawet nie zwróciłam w pierwszej chwili uwagi na ujęcia, byłam przekonana, że będą pokazywać transmisję z uroczystości w Katyniu – opowiada Iza – dopiero potem dotarło do mnie, co się stało“.

Od razu chciała dzwonić do przyjaciół, ale nie udało się jej połączyć, bo sieć była przeciążona. „Podobnie było z Internetem, zawieszał się, a stron, najczęściej odwiedzanych przez internautów, nie można było odświeżyć“ – dodaje jej koleżanka.

Przystanek drugi

Krzysztof Sobolewski nie zmrużył oka od soboty – pełnił dyżur w siedzibie partii Prawo i Sprawiedliwość przy ulicy Nowogrodzkiej w Warszawie. „Przez całą noc odbierałem faksy z kondolencjami“ – mówi, pokazując stertę listów. Nie odczuwa zmęczenia, to w tej chwili nie jest ważne. Nie może uwierzyć w to, co się stało.

Tych, co zginęli, znał osobiście, z wieloma się przyjaźnił. W biurze na ścianach widnieją fotografie: na jednej Lech Kaczyński, naprzeciwko jego brat Jarosław. Pracownik, dyżurujący przy wejściu do budynku, też jest zdezorientowany. „Przychodzili tu często. Dwa dni przed katastrofą zatrzymał się tu pan Gosiewski, chwilę rozmawialiśmy“ – wspomina. Przy wejściu płonie kilka zniczy.

Przystanek trzeci

Dzień po tragedii na drzwiach biur poselskich tabliczki z nazwiskami ofiar katastrofy są przepasane czarną wstążką. Najwięcej jest tych w sejmowym korytarzu, które zajmuje partia Prawo i Sprawiedliwość. „To dla nas szok, na nic takiego nie byliśmy przygotowani“ – mówi Mariusz Błaszczak, rzecznik prasowy klubu parlamentarnego PiS.

Wspomina kolegów i koleżanki, którzy zginęli pod Smoleńskiem, m.in. posłankę Aleksandrę Natalii-Świat, jadącą na grób swojego dziadka, który zginął w 1940 roku w Katyniu wraz z ponad 20 tysiącami polskich oficerów. „To dla nas bardzo symboliczne – mówi Błaszczak. – Siedemdziesiąt lat temu została tam wymordowana polska elita, a teraz znów w tym samym miejscu straciliśmy najlepszych ludzi.

Cały świat, który do tej pory nie wiedział, co się wydarzyło w Katyniu, już o tym nie zapomni“. Nieopodal, w sejmowym korytarzu przed tablicą, upamiętniającą tragiczną śmierć polskich polityków, którzy oddali swoje życie podczas II wojny światowej, zbierają się posłowie, by oddać hołd tym, którzy zginęli pod Smoleńskiem.

Wspólnie śpiewają hymn, wpisują się do księgi kondolencyjnej. Za chwilę wszyscy udają się do sejmowej kaplicy, gdzie będzie odprawiona msza w intencji ofiar katastrofy. „Teraz ludzie i media mówią zupełnie inaczej o naszym prezydencie. Pomaga nam ta niesamowita solidarność osób, które zbierają się przed pałacem prezydenckim.

Wierzymy, że zmieni się też kultura polityczna“ – mówi Błaszczak. Przed Sejmem zbiera się coraz więcej osób. Na trawie obok zdjęć zmarłych polityków palą się znicze.

Przystanek czwarty

Tysiące ludzi na Krakowskim Przedmieściu. W rękach mają kwiaty, biało-czerwone flagi z kirem, świeczki. Im bliżej Pałacu Prezydenckiego, tym bardziej tłumnie. I choć jesteśmy na powietrzu, zapach płonących świec zapiera dech w piersiach. Każdy chce być jak najbliżej Pałacu, by punktualnie o 12.00 uczcić dwoma minutami ciszy śmierć prezydenta oraz pozostałych 95 ofiar katastrofy. Najpierw wyją syreny, a potem zapada cisza. Cisza tysięcy ludzi. Jeszcze nigdy nie było ich tu aż tylu.

Jedni właśnie zmierzają w stronę pałacu, inni odchodzą. Uliczni sprzedawcy oferują świeczki. Przy jednym z nich zatrzymuje się pan Bogusław, który do plecaka pakuje kilka zakupionych zniczy. „Głosowałem na Lecha Kaczyńskiego i pewnie w tym roku również bym na niego głosował, choć nie zawsze zgadzałem się z jego decyzjami“ – mówi i z żalem dodaje, że jego osąd może nie zawsze był sprawiedliwy.

Zastanawia się na głos, czy przypadkiem czasami nie ulegał wpływom mediów, krytykujących prezydenta. Nie chce mu się rozmawiać, jak wielu innym, którzy, zamknięci w swoim smutku, idą oddać hołd ofiarom katastrofy.

Przystanek piąty

„Właśnie wyruszyli z lotniska“ –młody chłopak informuje swoją dziewczynę o tym, czego się dowiedział przez telefon. Stoją obok nas w tłumie przed Teatrem Narodowym. Tędy miedzy innymi ma przejechać samochód, wiozący trumnę z ciałem prezydenta Lecha Kaczyńskiego, które ciało właśnie przywieziono z Rosji.

Czekanie może przedłużyć się o kilkadziesiąt minut, ale nikt się nie rusza z miejsca. Stoimy w zadumie, bez szemrania podporządkowując się poleceniom policji, która toruje drogę kolumnie samochodów. „Prezydent Kaczyński i jego żona interesowali się uboższymi, biednymi dziećmi i starszymi“ – mówi pani Anna. Jest poruszona.

Obawia się jednak, że może się powtórzyć scenariusz sprzed pięciu lat, kiedy zmarł papież Jan Paweł II i kiedy to Polacy na jakiś czas zaprzestali sporów między sobą. Wkrótce jednak o tym zapomnieli.

Przystanek szósty

W niedzielne przedpołudnie na drodze prowadzącej do Krakowa coraz więcej samochodów z czarnymi wstążkami, przymocowanymi do anten radiowych. Wszyscy zmierzają na uroczystości pogrzebowe pary prezydenckiej. Tego dnia na ulicach Krakowa jest ok. 150 tysięcy ludzi.

Nad przebiegiem uroczystości czuwa 5 tysięcy funkcjonariuszy służb mundurowych z 8 województw. „Jesteśmy przygotowani, w Krakowie obsługiwaliśmy wizyty papieży, a niedawno szczyt NATO“ – wyjaśnia Mariusz Sokołowski, rzecznik Stołecznej Komendy Policji.

Kraków w tak krótkim czasie zdążył przygotować się na przyjęcie czołowych polityków z różnych krajów, którzy przybyli pożegnać Lecha Kaczyńskiego i jego małżonkę, oraz tysięcy ludzi, wśród których jest też pan Zbyszek z Łodzi. Ubrany na czarno w koszulce z napisem: „Smoleńsk 10.04.2010”. Właśnie idzie z plecakiem w kierunku dworca.

„Wczoraj wyruszyłem do Warszawy, żeby pożegnać wszystkie ofiary katastrofy, dziś o 8 rano dotarłem na krakowski Rynek“ – wyjaśnia. Dla niego uroczystości pogrzebowe w Krakowie mają olbrzymie znaczenie, bowiem głosował na Lecha Kaczyńskiego i był jego zwolennikiem. „To był prezydent, który zawsze mówił prawdę, bez względu na to, czy miała mu ona przynieść popularność czy nie. Zasłużył sobie na wszystkie honory“ – przekonuje.

Za chwilę będzie musiał wsiąść do pociągu, by wrócić do Łodzi, do swoich obowiązków. Z pewnością tu jeszcze powróci. „Dawno nie byłem na Wawelu, ostatnio z wycieczką szkolną, ale teraz wielu z nas częściej będzie tu przyjeżdżać, by odwiedzić kryptę, w której spoczywa para prezydencka“.

Małgorzata Wojcieszyńska, Cieszyn, Warszawa, Kraków
Zdjęcia: Vladimir Šimiček, dziennik SME

MP 5/2010