W kraju ostatniej dyktatury

 ROZSIANI PO ŚWIECIE 

Białoruś jest nazywana krajem ostatniej dyktatury w Europie. Aleksander Łukaszenko sprawuje urząd prezydenta już od 16 lat i zamierza czynić to dalej. Autorytarne rządy nakładają ograniczenia na wszystkie dziedziny życia, w tym na działalność organizacji polskiej mniejszości narodowej.

Polacy na Białorusi są autochtonami, mieszkają na terenie współczesnej Białorusi od wieków. We wrześniu 1939 r. Kresy weszły w skład Związku Radzieckiego. Po wojnie nie wszyscy nasi rodacy chcieli wyjechać do Polski – wielu wolało zostać na ziemi swoich przodków, mając nadzieję, że kiedyś ich ziemie znowu powrócą do Macierzy. Takie nadzieje mieli również moi rodzice, pozostając na ojcowiźnie, chociaż spora część rodziny ze strony zarówno ojca, jak i matki wyjechała do Polski.

Czasy sowieckie były straszne dla Polaków: wywózki na Sybir, przymusowa kolektywizacja, poddawanie sowieckiej indoktrynacji. Zamknięto polskie szkoły, nauka języka polskiego i pielęgnowanie tradycji odbywały się wyłącznie w domach rodzinnych.

Z przyjściem pieriestrojki Gorbaczowa pojawiła się szansa na odrodzenie polskości i Polacy na Białorusi wykorzystali tę szansę. Związek Polaków na Białorusi stał się największą organizacją społeczną w kraju. Entuzjazm naszych rodaków był ogromny: powstały dwie polskie szkoły i 16 domów polskich, odrodziło się harcerstwo, powstało wiele stowarzyszeń, zaczęła ukazywać się prasa w języku polskim.

Entuzjazm tamtych czasów porwał również mnie. W polskiej organizacji udzielałam się od samego początku jej powstania w 1988 r. Działalność w Związku Polaków zmieniła moje życie. W 1990 r. w telewizji regionalnej w Grodnie powstała polska redakcja, a ja zostałam autorką i prezenterką polskich programów. Miałam ogromną satysfakcję ze swojej pracy i zrozumiałam, że praca dla rodaków, dla odrodzenia polskości stanowi sens mojego życia.

Z przyjściem Łukaszenki do władzy sytuacja w kraju zaczęła się zmieniać. W 2005 r. Związek Polaków został przez reżim zdelegalizowany i od ponad pięciu lat działa nielegalnie.

Dlaczego Łukaszenko boi się organizacji społecznej Polaków? Związek Polaków nie jest przecież partią polityczną, a jego najważniejsze cele to zachowanie języka ojczystego, kultury polskiej, pamięci historycznej i tożsamości narodowej. Taka działalność w żaden sposób nie zagraża władzy politycznej w Mińsku. Niby to jasne, ale reżim boi się wszystkiego, co nie jest pod jego całkowitą kontrolą.

W marcu 2005 roku, mimo że wszystkich liderów Związku, potencjalnych kandydatów na prezesa ZPB, służby specjalne osadziły w areszcie, a na delegatów zjazdu ZPB, szczególnie z małych miejscowości, wywierano presję, to i tak na zjeździe prezesem wybrano Andżelikę Borys, osobę, której Polacy ufali.

Demokratyczny wybór władzom się nie spodobał i po dwóch miesiącach Ministerstwo Sprawiedliwości Białorusi decyzję zjazdu unieważniło, a władze zwołały „swój” zjazd, w którym udział wzięli starannie wyselekcjonowani delegaci, często wcześnie w ogóle nie należący do organizacji. Z ZPB Andżeliki Borys nikogo na zjazd nie wpuszczono. Wybrano marionetkowego prezesa, całkowicie podporządkowanego władzom i służbom specjalnym. Od tej pory istnieją niby dwa Związki Polaków. Reżimowy jest uznawany przez władze białoruskie, a ZPB pod kierownictwem Andżeliki Borys przez władze Polski.

Oprócz tego białoruska władza odebrała Polakom 15 Domów Polskich. Najbardziej brutalny scenariusz przejęcia Domu Polskiego zrealizowano w Grodnie w 2005 r., kiedy to wkroczyła specjalna jednostka milicji i siłą wyrzuciła Polaków z ich siedziby. W taki sam sposób w lutym tego roku wyrzucono zachowujących do tej pory niezależność Polaków z Domu Polskiego w Iwieńcu. Przeciwko działaczom ZPB stosowano represje, aresztowania, zatrzymywania. Szczególnie ostre działania prowadzono przeciwko prezes Andżelice Borys.


Mimo to ZPB znalazł możliwość działania. Utworzono spółkę komercyjną, by Związek mógł prowadzić działalność statutową. Dzięki temu działa Polska Szkoła Społeczna i ponad 10 stowarzyszeń, afiliowanych przy ZPB, m.in. Klub Inteligencji Polskiej, Towarzystwo Młodzieży Polskiej, Towarzystwo Plastyków Polskich, Polskie Towarzystwo Lekarskie na Grodzieńszczyźnie, Stowarzyszenie Sybiraków i Żołnierzy AK i in. ZPB wydaje gazetę „Głos znad Niemna na Uchodźstwie” oraz pismo „Magazyn Polski na Uchodźstwie”.

Udało mu się także zachować swoje struktury na terenie całej Białorusi, chociaż liczące o wiele mniej członków niż przedtem ze względu na dużą presję władz i służb specjalnych, stosowaną szczególnie wobec Polaków pracujących w urzędach i instytucjach państwowych, np. w szkołach. Reżimowa organizacja Polaków istnieje zaś tylko formalnie, a zabrane domy świecą pustkami.

Rozwiązać patową sytuację nie pomogły ani apele, podpisane przez wiele tysięcy osób, kierowane do Łukaszenki, ani wizyty wysokich urzędników z Unii Europejskiej, ani specjalna polsko-białoruska komisja rządowa. Władze nie chcą słyszeć ani o ponownej legalizacji ZPB, ani o rejestracji tej organizacji pod inną nazwą, bo marzy im się pojednawczy zjazd bez liderów nieuznawanego przez nich Związku, na który delegatów wyznaczyłyby służby specjalne.

Autentyczny ZPB, kierowany obecnie przez Anżelikę Orechwo, nadal działa. Ponad pięć lat działalności to czas próby dla organizacji i jej liderów, którzy uczą Polaków walczyć o swoje prawa. Jednak entuzjastów jest już mniej. Gdyby sytuacja prawna organizacji została uregulowana, na pewno byłoby ich więcej.

Sytuacja jest trudna, ale nie my wybieramy czasów, w których przyszło nam żyć i działać. Nasi dziadkowie i rodzice żyli w znacznie trudniejszych warunkach, a mimo to zachowali swoją wiarę i polskość, przekazując je następnym pokoleniom. Oznacza to, że i my musimy działać!

Irena Waluś, Białoruś, Grodno
Autorka jest redaktorem naczelnym pisma ZPB „Magazyn Polski na Uchodźstwie” 

MP 12/2010