Magdalena Beňo Frąckowiak: Polskość to atut

 CO U NICH SŁYCHAĆ? 

Tym razem przedstawiamy przedstawicielkę drugiego polonijnego pokolenia, Magdalenę Beňo Frąckowiak, córkę Tadeusza Frąckowiaka, biznesmena i konsula honorowego RP w Liptowskim Mikulaszu.

 

Ze Słowacji na Słowację przez Australię

„Nie mogłabym pracować z tatą, bo mamy zbyt podobne charaktery – oboje jesteśmy uparci“ – zdradza, uśmiechając się Magdalena Beňo Frąckowiak. I choć studiowała na Akademii Rolniczej w Nitrze, czyli wybrała wykształcenie podobne do ojca, który przed wielu laty rozpoczął pracę właśnie w zakładach przetwórstwa mlecznego (za swoje sukcesy był uhonorowany prestiżowymi nagrodami), drogę życiową wybrała sama, szukając swojej tożsamości nawet w… Australii.

„Zaraz po studiach zdecydowałyśmy się wraz z dwiema koleżankami, że wyjedziemy do Sydney“ – wspomina Magdalena. Tam dziewczyny podjęły naukę języka angielskiego i rozpoczęły pracę w kawiarni jako kelnerki. „Nie była to praca moich marzeń, ale trzeba było się samemu utrzymać, zapłacić za mieszkanie, szkołę, starczyło też na wycieczki, by zwiedzić Sydney i okolice“ – opisuje moja rozmówczyni. W Australii spotkała wielu Polaków, tam też przekonała się po raz kolejny, że znajomość języka przodków jest atutem.

 

40 na 60

Wyrastała w rodzinie słowacko-polskiej (mama Słowaczka, ojciec Polak) na Słowacji. W domu rozmawiało się głównie po słowacku. „Ojciec mówił do nas też po niemiecku, zna bowiem doskonale ten język, ponieważ studiował w Niemczech i chciał, żebyśmy i my z bratem go opanowali. Wychodził bowiem z założenia, że polskiego nauczymy się w sposób naturalny, obcując z polską rodziną“ – mówi Magdalena. I tak też było.

Wyjazdy do rodziny do Kościana koło Poznania były swoistymi lekcjami językowymi. „Z babcią zawsze rozmawialiśmy po polsku, potem, kiedy zamieszkała z nami na Słowacji, miałam ją blisko siebie; w jej obecności cała rodzina posługiwała się językiem polskim“ – dodaje.

Zarówno Magda, jak i jej brat Jakub mają podwójne obywatelstwo: słowackie i polskie. „Tak, czuję się w 60 procentach Słowaczką, a w 40 Polką“ – mówi. Jej rówieśnicy z Liptowskiego Mikulasza, jak i ona sama, zawsze odbierali jej polskie pochodzenie jako coś pozytywnego, taki kolorowy dodatek do życia. Ale dopiero dziś ona sama potrafi je docenić.

 

Ruch turystyczny

Po powrocie z Australii, gdzie zakosztowała samodzielnego życia, nauczyła się angielskiego, zyskała nowe doświadczenia, podjęła pracę w biurze podróży w Liptowskim Mikulaszu. Zajmowała się polskimi, czeskimi, ale i rosyjskimi czy ukraińskimi turystami, ze względu na których podjęła naukę języka rosyjskiego. Jej zadaniem był odbiór gości z lotniska, zakwaterowanie ich, opracowanie planów pobytu i zwiedzania atrakcji turystycznych.

Mogła się realizować, wykorzystywać znajomość języków obcych, czerpać z doświadczeń zdobytych w podróżach. W pracy poznała też swojego przyszłego męża – chłopaka z Partizanskiej Lupčy.

 

Pensjonat

Po ślubie zamieszkała z mężem w jego rodzinnej miejscowości, niedaleko znanego kąpieliska w Bešeňovej. Ta lokalizacja stała się niejako wskazówką, czym mogłaby zająć się zawodowo. „Chciałam pracować na własny rachunek, być niezależna, stąd decyzja o kupnie starszego domu, który przerobiliśmy na pensjonat“ – opisuje. Teraz może realizować wszystkie przychodzące jej do głowy pomysły, związane z ruchem turystycznym.

„Postawiliśmy na rodziny z dziećmi, dlatego nasze apartamenty wyposażone są w zabawki i różnoraki sprzęt, potrzebny rodzicom i ich pociechom na wczasach“ – mówi. Niedawno państwo Beňowie zainwestowali po raz kolejny i rozbudowali pensjonat o następnych 9 apartamentów, każdy z oddzielnym wejściem. Przed budynkiem do dyspozycji gości jest duży ogród, plac zabaw, trampolina, miejsce na grilla.

„W ten sposób nasi goście mogą nie tylko korzystać z basenów w Bešeňovej, ale mają atrakcje dla dzieci również po kąpielach. Dzieci przecież wymagają nieustannego zainteresowania, zabawy, atrakcji“ – mówi i wie o czym. Wychowuje bowiem dwie córki: siedmioletnią Zarję i prawie trzyletnią Verę. „Mam dobrą pracę, bo mogę ją wykonywać, a jednocześnie poświęcać się swoim dzieciom, które dostarczają mi inspiracji, w jaki sposób udoskonalić pobyt gości z dziećmi w naszym pensjonacie, by mieli do dyspozycji wszystko, czego im trzeba“.

Atrakcyjność pensjonatu „Vera i Zarja” odkrywa coraz więcej klientów. Przyjeżdżają tu turyści z Polski, Czech, Niemiec, Rosji, Ukrainy i oczywiście Słowacji. „Nawiązaliśmy współpracę z różnymi portalami turystycznymi, ale najlepszą reklamą są opinie naszych gości, którzy w 90 procentach wracają do nas, zapraszając swoich znajomych i rodziny“ – twierdzi Magdalena.

Polski styl bycia

Moja rozmówczyni nie kryje zadowolenia, czuje się spełnioną bizneswoman, choć na pierwszym miejscu stawia rodzinę. „Udało nam się sporo osiągnąć, zarabiamy sami na siebie, mamy coś swojego, o czym niektórzy nasi rówieśnicy mogą tylko pomarzyć“. Magda należy do młodego pokolenia drugiej generacji, w której krąży polska krew, co napawa ją dumą.

„Zawsze podobał mi się styl bycia Polaków, których zaliczam do bardzo otwartych, myślących pozytywnie, wesołych ludzi. Mam nadzieję, że i we mnie jest też to coś, bowiem podpatrując mojego tatę, jak buduje kontakty międzyludzkie, zawsze staram się go naśladować“ – podsumowuje. Z pewnością jest w niej też to, co także cechuje jej ojca – świadome dążenie do celu i przyjacielskie nastawienie do ludzi.

Małgorzata Wojcieszyńska, Bešeňova
Zdjęcia: Stano Stehlik

MP 10/2014