Z NASZEGO PODWÓRKA
Już jakiś czas temu w głowach członków i sympatyków Klubu Polskiego pojawiła się myśl o wspólnej wyprawie poza miasto. Dzięki Kasi Tulejko, prezes Klubu Polskiego w Bratysławie, pomysł szybko nabrał realnych kształtów. Zaprzyjaźniony z Klubem ojciec
Tymoteusz Górecki zaproponował zdobycie malowniczych ruin zamku Pajštun, wznoszących się nad wsią Borinka. Idealnie dobrana trasa, nie za łatwa i nie za trudna, miała swój początek w Mariance, gdzie znajduje się sanktuarium i Dom Pielgrzyma, którymi opiekuje się ojciec Tymoteusz, obwołany przez klubowiczów przewodnikiem wycieczki, zaplanowanej na niedzielę, 6 lipca.
Wyprawę poprzedziła msza święta, odprawiona oczywiście w Mariance. Do klubowiczów dołączyło też kilkoro pielgrzymów przybyłych z Polski. I tak licząca około dwudziestu osób grupa ochoczo wyruszyła na szlak. Integracji w żaden sposób nie przeszkadzał wiek – wśród wędrowców były zarówno dzieci, jak i osoby starsze.
Pierwsza, łagodna część trasy wiodła do Borinki, gdzie do grupy dołączył radosny kundelek, raźno maszerujący na czele, na każdym rozdrożu bezbłędnie obierający właściwy kierunek. Ostatnia część trasy biegła stromym wzniesieniem wśród gęstych drzew, z których na końcu wyłoniły się wspaniałe ruiny zamczyska. Ich widok nie wymagał żadnych komentarzy…
Zdjęcia: Arkadiusz Kugler
Kilka chwil poświęcono na pamiątkowe zdjęcia, a potem przyszedł czas na zasłużony odpoczynek przy ognisku i raczenie się przyniesionym ze sobą prowiantem. Później na Pajštun dotarły też inne grupy turystów, które na tym chwilowo polskim wzgórzu powitane zostały polskimi krówkami.
Wszystko, co dobre, szybko się kończy, więc gdy słońce zaczęło zachodzić, trzeba było ruszyć w drogę powrotną. Chcąc dłużej być razem, członkowie polskiej grupy turystycznej przyjęli zaproszenie ojca Tymoteusza na kawę do Marianki, gdzie natychmiast zaczęli snuć plany kolejnej wyprawy…
Za cel obrali Devinską Kobylę. Chęć poznania malowniczych wzgórz, będących częścią unikatowego rezerwatu przyrody, przyciągnęła w pierwszą niedzielę sierpnia zarówno stałą grupę turystów, jak i nowych sympatyków Klubu Polskiego. Na miejsce zbiórki wybrano podbratysławski Devin. Chociaż prognozy pogody nie były optymistyczne, wszyscy wierzyli, że uśmiechnięte słońce pozostanie nad nimi do końca wyprawy.
Już sam początek trasy okazał się bardzo stromy, ale dzięki temu szybko wspięto się na tyle wysoko, by móc podziwiać przepiękne widoki. Potem była już łagodna ścieżka, biegnąca przez dający wytchnienie zacieniony las. Plan wycieczki dopuszczał możliwość zdobycia samego szczytu Devinskiej Kobyły, jednak ostatecznie skierowano się ku miejscu, zwanemu Sandberg, licząc na znalezienie odpowiedniej na piknik polany.
Wkrótce grupa opuściła las, a oczom wędrowców ukazał się zapierający dech w piersiach widok – wijąca się w dole rzeka Morawa, wpadająca do potężnego Dunaju, a obok dobrze widoczne ruiny zamku Devin oraz austriackie miasteczko Hainburg. Chęć rozkoszowania się tym widokiem zwyciężył głód, który nakazał wycieczkowiczom znaleźć miejsce na tymczasowe obozowisko.
W jego poszukiwaniu zeszli oni niżej, w kierunku Sandbergu, przypominającego nadmorskie wydmy. Niepokojem napawały klubowiczów tylko zbierające się chmury. Postanowili więc wykorzystać jeszcze promienie słońca i zorganizować prowizoryczny piknik na skraju leśnej drogi, ale… przed deszczem niestety nie uciekli.
Wkrótce lunęło naprawdę, a oni musieli zejść na dół i wrócić do Devina, gdzie zostawili swoje samochody. I to chyba ten powrót w strugach deszczu był chyba najwspanialszy! Wszyscy maszerowali dziarsko, radośnie śpiewając, mimo przemoczonych do cna ubrań.
Mimo pogodowych atrakcji wycieczka na Devinską Kobyłę była równie udana, jak ta na Pajštun. Wszyscy cieszyli się, że znów mogli spotkać się w tak wspaniałym gronie klubowych trampów i że dołączyli do nich kolejni, spragnieni aktywnego wypoczynku rodacy.
Bez dwóch zdań zatem – na dwóch wycieczkach Klubu Polskiego w Bratysławie na pewno się nie skończy!
Arkadiusz Kugler
Zdjęcia: Stano Stehlik