ale stało się rodzajem cudu“
WYWIAD MIESIĄCA
Do Bratysławy przyjechała na XIX Międzynarodowy Przegląd Filmu, Telewizji i Wideo „Febiofest 2012”, który 29 marca rozpoczynał właśnie jej film, nominowany do Oscara „W ciemności“. Przed jego projekcją, w bratysławskim kinie Lumière w obecności licznie zebranych widzów Agnieszka Holland odebrała prestiżową nagrodę za wkład w światową kinematografię.
Podczas tegorocznego Febiofestu można było obejrzeć nie tylko wspominany, najnowszy jej film, ale kilka innych: „Zdjęcia próbne“, „Niedzielne dzieci“, „Gorączka“, „Totalne zaćmienie“, „Janosik. Prawdziwa historia“, „Europa, Europa“. Po premierowym seansie „W ciemności” polską reżyser oblegli dziennikarze, przyjaciele i wielbiciele. Mnie udało się z nią krótko porozmawiać na temat jej najnowszego obrazu i nawiązać do rozmowy sprzed kilku lat, którą odbyłyśmy przy okazji premiery filmu o Janosiku.
Przed projekcją mówiła Pani, że kiedy przyszła propozycja nakręcenia filmu „W ciemności“, nie chciała Pani podjąć tego wyzwania. Dziś, jak sądzę, nie żałuje Pani, że film jednak zrealizowała?
Nie, nie żałuję. Nie chciałam robić kolejnego filmu o holokauście, ale dziś cieszę się z efektów, bo film wyszedł uczciwie i trafia ludzi w serce. W Polsce też odegrał bardzo ważną rolę, co mnie bardzo cieszy.
W jednym z wywiadów powołała się Pani na film Roberta Benigniego o holokauście „Życie jest piękne“, mówiąc, że tamten film niósł przesłanie: jeśli się kogoś bardzo kocha, to udaje się go uratować. Jakie przesłanie starała się Pani przekazać w swoim filmie?
Że życie jest skomplikowane, nie znamy samych siebie, wielu ludzi jest zdolnych i do najlepszego, i do najgorszego.
Najlepsze filmy są o wyborach moralnych?
Tak, ale te wybory nie są takie proste. Nie zawsze dzieje się tak, że zrobimy coś dobrego i spotyka nas za to nagroda.
W filmie jedną z bohaterek jest mała dziewczynka, która przeżyła holokaust, ukrywając się w kanałach. Jaka była reakcja na film tej dziś już starszej, kobiety?
Bardzo się bałam jej reakcji. Zobaczyła film, kiedy był już nakręcony. Na szczęście była bardzo zadowolona. Przyjęła go jako prawdę o swoim doświadczeniu. Bardzo wspierała nasz projekt.
Część krytyków filmowych twierdzi, że to najlepszy film Agnieszki Holland. Co Pani na to?
Mnie jest to trudno ocenić. Na pewno wywołał on najmocniejsze reakcje ze wszystkich moich filmów. Myślę, że się udał.
Mówiła Pani, że odchorowuje filmy. Jak długo trwała choroba po tej produkcji?
Dość długo. Powiem pani, że byłam nie do zniesienia przez parę miesięcy. Moi bliscy dobrze o tym wiedzą. To film, po którym byłam najbardziej zmęczona i psychicznie, i fizycznie. Lata lecą, a ja już nie mam takiej odporności, choć, przyznać trzeba, to był rzeczywiście bardzo trudny film.
Niedawno spotkałam się z Kasią Adamik – Pani córką, drugim reżyserem „W ciemności“, która wspominając Galę Oscarową mówiła, że nie było podczas niej aż takich emocji, bo film Pań nie był faworytem do Oscara. Pani też tak to odczuwała?
Czułam, że mieliśmy pewne szanse, ale faworytem rzeczywiście było „Rozstanie“. I to od dawna było wiadomo, bo ten film od festiwalu w Berlinie w zeszłym roku szedł w takim tryumfalnym pochodzie przez świat. Spełnił wiele warunków, by zasłużyć na statuetkę.
To świetny film współczesny, mówiący o rzeczywistości w sposób bardzo uniwersalny, a poza tym spełniający oczekiwania Amerykanów – daje świadectwo temu, że nie są oni przeciwko Irańczykom. Było więc dużo powodów, aby ten właśnie film był faworytem w wyścigu do Oscara.
Pani też?
Mnie się on bardzo podobał, więc przegrywając z tym filmem, nie czułam jakiejś krzywdy. Ale gdyby się akurat tak złożyło, że nie byłoby takiego mocnego konkurenta, to mielibyśmy spore szanse na Oscara.
Kasia mówiła o Pani, że na planie filmowym jest Pani jak wódz, jak generał. Czy taki wódz czasami uroni łzę na jakimś filmie?
No tak… Wie pani, ja nawet czasami płaczę na jakichś głupkowatych filmach.
Kiedyś powoływała się Pani na słowa Janusza Korczaka, który twierdził, że nasze marzenia na ogół się spełniają, lecz w takiej formie, że tego nie poznajemy. Jak to jest w Pani przypadku?
Niektóre się spełniają, niektóre nawet rozpoznaję. Nie jestem tak pesymistyczna jak Korczak.
Film „W ciemności“ jest jednym z nich?
Nie, ale odbiór tego filmu w Polsce to miłe zaskoczenie. Nie marzyłam o tym, by zrobić film o holokauście, na który Polacy pójdą chętniej niż na „Kota w butach“. „W ciemności“ nie było moim marzeniem, ale stało się rodzajem cudu.
Dwa i pół roku temu rozmawiałyśmy na tematy związane z filmem, ale też o polskiej polityce. Wtedy mówiła Pani o miernocie politycznej. Potem był 10 kwietnia 2010 roku, kiedy to doszło do katastrofy pod Smoleńskiem. Czy to możliwe, żeby nakręcić o tym film? Jak dziś ocenia Pani polską scenę polityczną?
Być może, że jakieś mierne filmy na ten temat już powstały. To wydarzenie stało się siekierą polityczną, więc bardzo trudno byłoby nakręcić film, który by ludzi połączył. Nie wyobrażam sobie tego. Nie jest to możliwe, ponieważ jest jeszcze za wcześnie. Ja bym nie chciała robić filmu, który byłby narzędziem – maczugą do walki politycznej.
Amerykanie oczywiście już by zrobili taki film, tak jak nakręcili kilka filmów o 11 września. Polacy najwyraźniej nie mają umiejętności przekuwania swojej historii, swoich dramatycznych zdarzeń na takie filmy, które by można pokazać światu, ale robią takie, które pokazuje się na mitingach politycznych
Obecnie kręci Pani w Pradze film o Janie Palachu…
Historia opowiada o tym, co się stało po jego samospaleniu. Samego Palacha w filmie prawie nie widać – pokazuję go dwukrotnie przed śmiercią i raz, jak się pali.
Kiedy Palach dokonał aktu samospalenia, studiowała Pani w Pradze. Czy dlatego Pani – Polka zdecydowała się na realizację filmu o czeskim bohaterze, ponieważ to wydarzenie dotknęło również i Panią
Bardzo mocno to przeżyłam. To było moje doświadczenie, które w pewien sposób mnie uformowało.
A co teraz przed Panią?
Do końca roku chcę skończyć film o Palachu. Mam szereg propozycji, ale jeszcze nie wiem, czym się zajmę.
Pani córka wspominała, że po oscarowej gali sypią się propozycje.
Tak, tak, dostaję scenariusze, ale nie trafiłam na nic takiego, co by mnie specjalnie podnieciło. Myślę, że muszę trochę odpocząć, bo przez ostatnich kilka lat pracowałam bez żadnej przerwy.
Małgorzata Wojcieszyńska