„Szczęście czy pech? Któż to wie?”

 CO U NICH SŁYCHAĆ? 

W pewnej wsi chłopu uciekł koń, koledzy ze wsi go bardzo żałowali: „Jakiego ty masz pecha!”. Ów chłop zamyślił się i powiedział: „Pecha czy szczęście? Któż to wie?” Za dwa tygodnie jego koń wrócił ze stadem dzikich koni.

„Jakie ty masz szczęście”- reagowali koledzy. „Szczęście czy pecha? Któż to wie?”- myślał chłop. Gdy jego syn ujeżdżał dzikiego konia, ten zrzucił go na ziemię tak nieszczęśliwie, że chłopak doznał kontuzji. „Jaki pech!”- biadolili wieśniacy. „Pech czy szczęście? Któż to wie?”

Za dwa tygodnie przechodziło przez wieś wojsko i powoływało wszystkich zdrowych mężczyzn na wojnę. „Jakie szczęście ma twój syn” – komentowano. „Szczęście czy pecha? Któż to wie?”. Tę historię zaczerpniętą z pewnej książki opowiedział mi pan Ewald Danel – szef artystyczny Słowackiej Orkiestry Kameralnej. To poniekąd odzwierciedlenie jego podejścia do życia.

 

Marzenia ojca

Urodził się w Suchej Górnej (wtedy powiat Karwina). Jego ojciec podczas wojny należał do grupy Polaków aresztowanych i represjonowanych. Wycierpiał wiele podczas wojny i po wojnie. Zmarł w wieku 40 lat, gdy Ewald był 5-letnim dzieckiem.

Żonę zobowiązał, aby dopilnowała, aby trójka jego potomstwa grała na instrumentach i żeby nigdy nie mieszała się do polityki. Starszy brat Ewalda uczył się gry na klarnecie i na wiolonczeli, był zdolnym uczniem, ale wtedy nikt nie był w stanie chłopcem pokierować tak, by uczył się w szkole muzycznej. Dziś dyryguje amatorsko orkiestrą kościelną.

Ewald natomiast otrzymał wykształcenie muzyczne, bowiem jego nauczyciel skierował go do średniej szkoły muzycznej w Ostrawie. „Byłem pierwszym dzieckiem ze wsi, które kształciło się w szkole muzycznej”- wspomina Danel.

Studia muzyczne podjął w Bratysławie. „Mogłem studiować w Pradze albo w Brnie, ale wszędzie w tamtych czasach wymagana była przynależność do związków młodzieży socjalistycznej – jedynie w Bratysławie wtedy patrzono na to trochę łagodniej- opisuje nasz bohater – ale i tak mój nauczyciel miał z mojego powodu wiele przykrości”.

Ewald nigdy nie poddał się jednak naciskom, by wstąpić w szeregi partyjne. „Wiedziałem, że tacy jak ja nie mogą robić kariery, pogodziłem się więc z tym, że być może nigdy nie będzie mi dane zająć się zawodowo muzyką” – opowiada Danel. „Byłem gotów nawet pracować fizycznie, miałem doświadczenia jako baca, bowiem kiedyś podczas wakacji jako młody chłopak pasłem stado 650 owiec”.

Swoje zdolności muzyczne realizował w kościele, gdzie był dyrygentem chóru i orkiestry kameralnej, aranżerem i kompozytorem. Do dziś bierze aktywny udział w nabożeństwach, służąc swoim talentem w kościele protestanckim (cirkev braterská) „Ta praca w kościele to najlepsza szkoła muzyczna w moim życiu”- opisuje Danel. Siostra grała na skrzypcach, dziś jest dyrektorem szkoły muzycznej w Czeskim Cieszynie. A więc marzenia ojca się spełniły.

 

Dyrygentura

Zawsze chciał być dyrygentem, kształcił się w tym kierunku, choć jednocześnie ćwiczył grę na skrzypcach. „Wygrałem różne konkursy dla skrzypków, wiedziałem, że mam talent, choć we mnie istniało pragnienie dyrygowania – mowi Danel – a z drugiej strony wiedziałem, że dyrygent, najbardziej widoczny człowiek w orkiestrze, nie może deklarować się jako chrześcijan.

W tamtych czasach na to nie pozwalano”. Potem był koncertmistrzem w radiu, w teatrze, grał solo, w różnych konfiguracjach muzycznych.

Propozycja prowadzenia Słowackiej Orkiestry Kameralnej, którą otrzymał od Bohdana Warchala przed jego śmiercią, stała się w pewnym stopniu możliwością realizacji marzeń o dyrygenturze. Z mistrzem zapoznał się jeszcze podczas studiów doktoranckich, potem otrzymał propozycję pracy w jego orkiestrze, ale jej nie przyjął z uwagi na inne zadania.

„Czuliśmy bliskość. Miałem z nim dobry kontakt, rozmawialiśmy po śląsku – wspomina Danel – a gdy potrzebowali więcej ludzi, grałem w jego orkiestrze”. Obecnie stara się prowadzić zespół, kontynuując linię pracy Wrachala.

Wprowadza też nowe koncepcje, zachowując charakterystyczne brzmienie Warchalów. „Urodziłem się jako muzyk, z predyspozycjami do prowadzenia ludzi”- wyjaśnia. Zespół prowadzi tak, by jego członkowie mieli ze sobą dobry kontakt. „Muzyka to nie tylko precyzyjnie zagrane nuty, ale i kontakty międzyludzkie.

Jestem przekonany, że widz wyczuwa, czy między nami panuje zgoda, czy coś wisi w powietrzu”- wyjaśnia Danel. Najważniejsze dla niego jest właściwe prezentowanie twórczości kompozytora. „Wykonawcy są pośrednikami między widzem a kompozytorem, który w czasie tworzenia dzieła coś przeżywał” – wyjaśnia.

„Nie rozumiem tych pseudoartystów, którzy za wszelką cenę prezentują siebie, a nie dzieło”. Muzyka otworzyła przed nim wiele drzwi. Dzięki niej może podróżować po świecie. Naszą rozmowę prowadziliśmy w przededniu jego wyjazdu na koncerty do Japonii.

 

Szczęście czy pech?

Sporą część swojego przeżył życia w czasach socjalizmu. Nie narzeka – ten okres go ukształtował, a największe lekcje otrzymywał w kościele. To, że zmieni się ustrój, zwiastowały wydarzenia, przede wszystkim te z Polski, które z zaciekawieniem i entuzjazmem śledził, np. to, że Karol Wojtyła został papieżem i że powstała „Solidarność”.

„Słuchaliśmy z bratem radia polskiego, a to, co się działo w Polsce dawało nadzieje na lepsze jutro”- opowiada. Nie denerwują go przeciwności losu. „Dziś może człowiek odbiera coś jako nieszczęście, ale za dwa lata może się to okazać błogosławieństwem, tak jak w tej przypowieści: szczęście czy pech? Któż to wie?…”

Najważniejsze, uważa Danel, by człowiek odkrył talent, który ma w sobie. Każdy człowiek jest w jakiejś dziedzinie utalentowany. Chodzi tylko o to, by tego talentu nie zmarnować. Z drugiej strony – zdaniem Danela – człowiek nie może sam siebie traktować zbyt poważnie i zachowywać się jakby był własnym pomnikiem.

Małgorzata Wojcieszyńska

MP 2/2005