Filmowe życie

 CO U NICH SŁYCHAĆ? 

Przez rok jego mama żyła w przekonaniu, że syn, który wyjechał z rodzinnego Zaolzia do Pragi, studiuje medycynę. Marzyła o tym, że będzie księdzem, z bólem serca przyjęła wiadomość, że wybrał zawód lekarza. Gdy zdążyła się oswoić z tą myślą, czekała na nią jeszcze jedna niespodzianka: Franek Chmiel będzie „komediantem“!

 

Na rozstaju dróg

„Zdawałem na medycynę i zostałem przyjęty“ – wspomina pan Franek -„ale coś mnie podkusiło, że postanowiłem spróbować swoich sił w szkole artystycznej. Okazało się, że zostałem przyjęty. Mogłem wybierać: medycyna albo sztuka. Wybrałem to drugie“. Nie wiedział jednak, jak poinformować rodzinę o swojej życiowej decyzji. „Zwlekałem przez rok, aż problem sam się rozwiązał“ – wyjaśnia pan Franek.

Okazało się, że podczas wakacji po pierwszym roku studiów z uczelni przyszedł list informujący, gdzie student Franek Chmiel ma odbyć praktyki studenckie. Pieczątka z nagłówkiem uczelni AMÚ (Akademia múzických úměni) była informacją dla rodziny, która wciąż żyła w nieświadomości co do losów pana Franka.

„Mama nie od razu moją decyzję zaaprobowała. Dopiero po jakimś czasie, gdy na moje zaproszenie przyjeżdżała do Pragi i spotykała aktorów, których znała ze srebrnego ekranu, trochę się przekonała, że zawód, który wybrałem, jest też dla ludzi“ – opowiada pan Franek.

Praskie podarunki

W Pradze przygotowywał się do pracy reżysera. Tam znalazł się w gronie wybitnych aktorów najwyższej klasy, których potem zapraszał do współpracy w powstawaniu filmów i inscenizacji teatralnych, które reżyserował (ma na swoim koncie m.in. 18 filmów fabularnych, ponad 100 spektakli teatralnych w teatrze telewizji).

W Pradze też spotkał swoją miłość – Węgierkę o imieniu Gizela, która studiowała przemysł spożywczy na praskiej politechnice. „Nasza pierwsza randka była bardzo ciekawa: siedzieliśmy ze słownikami czesko-węgierskim i węgiersko-czeskim i sporo się napracowaliśmy, zanim się dogadaliśmy“ – wspomina pan Franek. Potem poszli do kina na węgierski film z czeskimi napisami. Ale z upływem czasu bariera językowa topniała.

„Gizela miała chłopaka, ja dziewczynę, ale… W takich wypadkach, gdy trzeba walczyć o miłość, bardziej się ją ceni. I wywalczyłem“ – opisuje pan Franek. Gizela i Franek pobrali się i przeżyli ze sobą 30 lat.

 

W drodze do Bratysławy

Po studiach powrócił do pracy na Scenę Polską Teatru Cieszyńskiego, ale po trzech latach otrzymał pracę w telewizji w Ostrawie. „Moja żona była trochę niezadowolona, że jest tak daleko od domu (pochodziła z Budapesztu), a nasz syn zachorował na astmę“ – opisuje pan Franek. Ale któregoś dnia otrzymał list z bratysławskiej telewizji z zaproszeniem do konkursu na stanowisko reżysera.

„To żona i moja siostra wzięły inicjatywę w swoje ręce i nic mi nie mówiąc, wysłały moje zgłoszenie. Pojechałem do nieznanego mi środowiska i wyreżyserowałem jeden spektakl teatralny w telewizji. W konkursie brało udział 8 reżyserów. Konkurs wygrałem, przeprowadziliśmy się do Bratysławy, syn wyzdrowiał, a żona mogła częściej jeździć do rodziny“ -wspomina Franek Chmiel.

Nagrody

W filmach obsadzał najwybitniejszych aktorów Czechosłowacji: Chudika, Turzonovovą, Magdę Vašaryovą, z praskiego środowiska: Radovana Lukovskiego, Jozefa Vinklářa, Rudolfa Jelínka, Jana Holego, czy polskich aktorów: Harasiewicza, Zientarskiego, Mączkę. „Byłem otoczony najlepszymi aktorami, a to reżysera mobilizuje do rozwoju, do tego, by być krok przed nimi, by umiejętnie zgrać pracę wszystkich na planie filmowym“ – komentuje Chmiel. Jego filmy obejrzało mnóstwo ludzi w Europie, Kanadzie, Chinach. Wziął udział w różnych festiwalach, gdzie był nagradzany (w Plovdiv, Gabrowie, Szanghaju, Taszkiencie). Dziś najprzyjemniej wspomina moment odczytywania werdyktu jury. „ Nie nagrody były najważniejsze, liczyła się nobilitacja“ – twierdzi.

Podróże kształcą

O tym, że podróże kształcą, pan Franek przekonał się nie raz. Czasami były to trudne doświadczenia, np. kiedy trzeba było wzywać pomoc lekarską. „Po pożegnalnym przyjęciu na festiwalu w Moskwie, będąc już na lotnisku, nasz operator filmowy bardzo źle się poczuł. Wezwaliśmy więc lekarza – starą wraczkę. Sposób leczenia wprawił w zakłopotanie i trwogę całą ekipę: pani doktor poprosiła o wódkę i wlała ją do gardła chorego. Wódka okazała się lekarstwem, bowiem w ten sposób niskie ciśnienie zostało podwyższone. Pierwszy raz widziałem, jak się leczy klina klinem“ – wyjaśnia Franek Chmiel. Podróże kształcą.

 

Spełniony reżiser

Dziś pan Franek jest na emeryturze. „Czasami zdrowie nie dopisuje, ale wiem, że jest to cena za bardzo intensywne życie zawodowe“ – wyjaśnia. – „Jestem introwertykiem, zawsze tłumiłem w sobie emocje, wewnątrz wszystko bulgotało jak w garnku pod pokrywką“. Ale widać na jego twarzy zadowolenie i spełnienie. Ocenia swoją karierę zawodową jako udaną. „Wszystko to, co chciałem zrealizować, udało się“.

Teraz pan Franek ma czas na podróże prywatne. Możliwości ma wiele. Jego syn niedawno wrócił z Nigerii, gdzie był czeskim ambasadorem. Wcześniej pracował w ONZ w Nowym Jorku, później wyjechał do Somalii.

Ani córka (nauczycielka), ani syn (zawodowy dyplomata) nie poszli w ślady ojca. „Raz ze mną pracowali na planie filmowym, występując w bardzo małych rolach. Nie spodobało się im“ – komentuje Chmiel.

Obecnie mieszka sam w petrżalskim mieszkaniu. Piętnaście lat temu zmarła jego żona. „Pięć lat byłem sam, potem ożeniłem się jeszcze raz – z lekarką“.

I choć z Bratysławą jest związany od 1962 roku z nostalgią wspomina swoje Zaolzie. „Gdy przyjeżdżam w rodzinne strony, cieszę się, że rozpoznają mnie znajomi, wspominam miejsca, gdzie chodziłem na pierwsze randki. No i, jak na Zaolziaka przystało, tam rozmawiam po naszymu“.

Małgorzata Wojcieszyńska
MP 6/2004