PIĘKNY TRZYDZIESTOLATEK
Bohaterem niniejszego odcinka rubryki wspomnieniowej na temat powstałego 30 lat temu Klubu Polskiego jest kolejny sygnatariusz i jednocześnie w tamtym czasie mój najbliższy kolega, który zangażował się w zakładanie naszej organizacji – Zbigniew Stebel.
Zbyszku, jak się znalazłeś w Bratysławie? Skąd Twoja polskość?
Moja polskość jest zupełnie naturalna, bo pochodzę z Zaolzia, które było i jest znane ze swojego polskiego patriotyzmu. Wszyscy wiedzą, jak to z Zaolziem bywało. Urodziłem sią w polskiej rodzinie, gdzie językiem domowym były gwara śląska i język polski. Rodzice posłali mnie do polskiej szkoły podstawowej.
Z kolei szkoła średnia – Technikum Elektrotechniczne – było czeskie. Po maturze mogłem zdecydować, gdzie pójść na studia. Wybrałem Bratysławę. Chyba dlatego, że naszym nauczycielem był absolwent Wyższej Szkoły Technicznej w Bratysławie i to za jego namową ja i trzech innych kolegów z klasy wybraliśmy ten kierunek. Będąc na studiach w Bratysławie, nie zerwaliśmy kontaktu z naszą małą ojczyzną.
Byliśmy stale członkami PZKO (Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego) z siedzibą w Czeskim Cieszynie. W Bratysławie był oddział tej organizacji, Stowarzyszenie Akademickie Jedność, który formalnie był jego częścią. My, studenci polscy z Zaolzia pielęgnowaliśmy dzięki niemu nasze polskie zaolziańskie tradycje.
Dlaczego nie wróciłeś na Zaolzie?
W czasie studiów poznałem Janę, moją żonę. Mieliśmy dwoje dzieci, chłopców, którzy dzisiaj są lekarzami po studiach w Polsce, chociaż młodszy, Jakub, dyplom obronił w Czechach. Starszy, Adam, ma troje dzieci z żoną Polką, Agatą. Mamy więc trzech wnuków, z którymi mówię po polsku i „po naszymu”, czyli gwarą śląską.
Jak wspominasz czasy, kiedy powstawał Klub Polski?
Przyszedł rok 1989, upadek reżymu komunistycznego, następnie podział Czechosłowacji i powstanie Republiki Słowackiej. W tej nowej rzeczywistości zaczęły powstawać organizacje mniejszości narodowej. My, Polacy z Zaolzia mieliśmy bliskie relacje ze sobą.
Wiedzieliśmy też, że w Słowacji pracowało wtedy wielu Polaków i Polek na kontraktach, którzy zostali potem na stałe. Nie zauważyłem jednak u nich większej chęci do społecznego angażowania się na rzecz dobra wspólnego. Poznałem jednak innych Polaków, którym nie była obojętna działalność polonijna. Razem z nimi zaczęliśmy myśleć o tym, żeby założyć stowarzyszenie łączące Polonię.
Tym bardziej, że polityczne wiatry były bardzo sprzyjające; szczególnie należy tu wspomnieć przychylność prezydenta Michala Kovača. Jemu bardzo zależało na tym, aby wszystkie mniejszości narodowe miały swoje reprezentacje. Wtedy podjęliśmy decyzję o założeniu Klubu Polskiego.
Byłeś jego ważnym filarem.
Po I Kongresie zostałem wybrany prezesem Klubu Polskiego, oddział Bratysława (1994-1996). Pamiętam, że imponował mi konsul Wojciech Biliński, który wyszukiwał na Słowacji zapomnianych już miejsc, związanych z historią Polski i Polaków. Bardzo go ceniłem i cenię za tę pracę. Tobie pomogłem nawiązać kontakty z PZKO, Macierzą Szkolną, redakcją miesięcznika „Zwrot” i redakcją gazety codziennej „Głosu Ludu”, wychodzącymi niestety już za granicami, czyli w Czechach, na Zaolziu.
Po pierwszych intensywnych latach i przewodniczeniu oddziałowi Bratysława powoli wycofywałem się z działalności Klubu Polskiego. Ponieważ jestem czytelnikiem „Monitora Polonijnego“, wiem jednak, co się dzieje w naszym środowisku polonijnym.
Jak po 30 latach oceniasz Klub Polski?
Na ten temat mógłbym mówić długo, niech jednak wystarczą dwa słowa: bardzo pozytywnie.
Na koniec chcę Cię zapytać, co chciałbyś przekazać wszystkim członkom Klubu Polskiego, którzy w działaniu na rzecz Klubu widzą możliwość realizacji samych siebie i wybór właściwej drogi życiowej.
Każdy człowiek gdzieś się rodzi, jest wychowywany przez rodziców i przygotowywany przez nich do przyjęcia określonej przez nich tożsamości. Małe dziecko jeszcze nie wie, czy jest Niemcem, Polakiem czy Słowakiem. Na tę tożsamość wpływa też środowisko, w którym się wychowuje.
Dla nas Polaków jest bardzo ważne, żeby rodzice uświadamiali swoim dzieciom, iż urodziły się w polskiej, z dziada pradziada, rodzinie. Nie da się być Polakiem tylko co jakiś czas, a potem Czechem, Niemcem lub Amerykaninem. Trzymajmy się naszych korzeni.
Ryszard Zwiewka
Zdjęcie: archiwum Z.S.