Było mi smutno, mimo że dostałem dobre wynagrodzenie

 PIĘKNA TRYDZIESTOLATKA 

Od czternastego czy piętnastego roku życia często bywałem w Pradze, ponieważ mieszkała tam moja ciocia. Jej mąż był prawdziwym surrealistycznym poetą i lubił wprowadzać mnie i mojego kuzyna w tajniki miasta Kafki i Meyrinka. Pokazywał nam też Pragę dysydencką, zapoznał z muzyką zespołu Šafrán itd. To był ważny okres w moim życiu, bowiem wtedy kształtowało się moje postrzeganie świata. Były to też czasy, kiedy w Pradze nie było tylu turystów.

Kontakty z Czechami rozwijałem pracowicie w czasach reżimu komunistycznego. Występowałem wówczas z orkiestrą wojskową. Będąc w trasie, grywaliśmy w czeskich koszarach. Mieliśmy wtedy możliwość poznawania odwiedzanych miasteczek i knajpek. Było to zabawne, w każdym miejscu odkrywaliśmy inny świat.

Należę do pokolenia, które czyta po czesku tak samo jak w języku ojczystym (nie raz w czwartkowy poranek stałem w kolejce po nowości wydawane w sklepie „Czeska Książka“). Mój czeski w piśmie też uznano za dobry. Dzięki takiej ocenie  redaktora z magazynu „Harmonie” mogłem podjąć współpracę z tym pismem, w którym publikowano moje teksty. Napisane po czesku – oczywiście.

Podobało mi się to! Zdania pisane po czesku były inne niż te słowackie. Któregoś razu czeski redaktor zapytał mnie o słowo, którego użyłem w artykule, ponieważ go nie znał. W ten sposób poszerzyłem zasób jego słownictwa, gdyż okazało się, że to było właściwe słowo, tylko mniej znane. I wówczas czeski kolega uznał, że naprawdę jestem dobry!

Nie chcę się przechwalać – pragnę tylko podkreślić, że nigdy nie uważałem czeskiego za język obcy. Czechy nie są dla mnie państwem obcym, a Havel był moim prezydentem! Bardzo dobrym prezydentem. Podział Czechosłowacji uważałem, podobnie jak wielu Słowaków i Czechów, za zdradę, decyzję „o nas bez nas”. Nadal jestem przekonany, że w tej sprawie powinno się było odbyć referendum.

Bardzo dobrze pamiętam sylwestra i Nowy Rok, kiedy skończyło się nasze wspólne życie w jednym państwem. Przyjąłem wtedy propozycję zagrania koncertu z jakimś nieznanym zespołem w hotelu „Devín” w Bratysławie. Miałem 29 lat, żona była w ciąży, urządzaliśmy mieszkanie, potrzebowaliśmy pieniędzy. Okazało się, że ów zespół to jeden wokalista, który obsługiwał klawisze, produkując, oprócz dźwięków pianina, linię perkusyjną i basową.

To nie jest doświadczenie, do którego chętnie wracam pamięcią. W chwili, kiedy ogłaszano podział Czechosłowacji i powstanie Republiki Słowackiej, usłyszałem hymn państwowy – słowacki, bez czeskiego. Poczułem niesmak! Wciąż mam przed oczami piosenkarza stojącego na baczność, trzymającego prawą ręką na sercu. Wtedy myślałem tylko o tym, że jestem częścią bardzo kiepskiego show.

Honorarium za występ było spore, ale ja czułem smutek. Jeszcze bardziej posmutniałem, kiedy podróżując autobusem, po raz pierwszy przekraczałam granicę słowacko-czeską. To było naprawdę negatywne doświadczenie! Na szczęście później Unia Europejska przyniosła lepsze rozwiązanie, ale nie zmienia to faktu, że nadal tęsknię za Czechosłowacją. Albo za Czecho-Słowacją.

Przyznać należy, że podział Czechosłowacji pozbawił niektórych słowackich marudów argumentu, którego często używali, że ich życie dlatego jest takie podłe, ponieważ wszystkiemu winni są Czesi. Dziś też znajdą się tacy, którzy po tylu latach twierdzą, że Havel zakazał przemysłu zbrojeniowego na terenie naszego kraju. No cóż, niektórzy Słowacy zawsze znajdą winowajcę, którego obwinią za swoje niepowodzenia!

Marian Jaslovský
muzyk, saksofonista, dziennikarz, pisarz

Zdjęcia: Marek Bellay

MP 6/2023