CZUŁYM UCHEM
Proletaryat wydał nową płytę pt. Ząb Za Ząb! To pierwsza informacja, która dotarła do mnie rano. Prawdą jest, że nastąpiło to w połowie marca, ale skąd miałem wiedzieć, skoro polskie serwisy muzyczne, do których jestem podłączony, mocno zaspały.
O tym, kto z kim i jak albo kto kogo myślą, słowem lub zaniedbaniem obraził i jaką powinien ponieść za to karę, informują na bieżąco, ale jak pojawia się nowy materiał rodzimej legendy, jest pożałowania godny poślizg. Takie czasy. Dotarcie do albumu nie było trudne, w artykule był bowiem link do serwisu YouTube, gdzie album jest dostępny w całości. Takie czasy.
Włączam i widzę, że to niespełna dwadzieścia dziewięć minut. W serduchu pojawia się szacun, bo wiem, granie będzie mocne, na temat, prosto w twarz, krótko, acz treściwie. Bo takie czasy. Mój szacunek rośnie z każdym utworem. Jest blisko skóry, jest mięcho, jest krwiście, słychać trzask łamanych kości, a jak komuś smakuje szpik, to proszę bardzo, można ssać.
Jest boleśnie, bo Oley ma wielki dar obserwacji i celnej pointy, jest dojrzały, szczery i bezkompromisowy, więc gdy wzbiera w nim gniew, cały wkłada w piosenki. Ta krótka recenzja jak ulał będzie pasowała do każdego wydawnictwa tego znamienitego bandu, który choć nigdy nie nagrał złego albumu, istnieje gdzieś na marginesie. Cena za szczerość, czy takie czasy?
Postawmy sprawę jasno i uczciwie. Nigdy nie byłem fanem wczesnego Proletaryatu. Prawdą jest, że ocierałem się o ten zespół jako młody chłopak albo raczej ten zespół ocierał się o mnie, bliżej mi było jednak do bluesa i cięższe tematy były jeszcze przede mną.
Oley zyskał mój wielki szacunek za świetną interpretację Niewinnych w Liście do R. I tyle. Dopiero w 2015 r. Proletaryat trafił do mnie płytą Oko za oko, która mną zwyczajnie wstrząsnęła, bo nie spodziewałem się, że ktoś jeszcze potrafi zdobyć się na takie granie. Jestem więc fanem dojrzałego Proletryatu, a dojrzały Proletaryat na moje ucho zaczął się od czwartej płyty zespołu.
Proletaryat IV z 1994 r., który odkryłem dla siebie niedawno, śmiało mogę uznać za jeden z najważniejszych rodzimych albumów lat 90. i postawić go na półce obok płyt Mój Dom Iry, Wilki, czy Earth zespołu Human. To tu zespół wypracował swój charakterystyczny surowy styl, oparty na potężnych gitarowych riffach, ciężko pracującej sekcji rytmicznej, mocnym głosie Oleya oraz zaangażowanych tekstach, które nikogo nie pozostawią obojętnym.
Od tej płyty Proletaryat jest dobrze naoliwioną maszyną, walcem, który miażdży wszystko na swojej drodze, pięścią, która mocno bije w twarz. Słychać tu jednocześnie punkowy korzeń, trashowy drive i grunge’owy feeling. Oczywiście zespół jest znany z tego, że łączy gatunki, jednak ta konkretna płyta jest mocno osadzona w tym, co wtedy było na czasie, ale jej urok polega na tym, że nie ma na niej ani jednej zmarszczki. To album nieśmiertelny.
Płytę otwiera Jak ptak, który jest mocnym manifestem pokolenia, kilka słów, a ile treści. Przy Nowym wspaniałym świecie aż skóra cierpnie. Temat agresji został podjęty W letnią noc, w doskonale napisanym tekście. W Moim czasieskóra cierpnie jeszcze bardziej, jakby ostatnie trzydzieści lat było równią pochyłą. Potem następuje głęboko poruszająca ballada Przemijanie. Kto dorastał w pierwszej połowie lat 90., poczuje ten vibe, jestem pewien.
Na płycie jest trzynaście utworów i o każdym można by napisać osobny artykuł. Wyróżnię jeszcze dwa Piach i Śnieg. Ten drugi, utrzymany w stylistyce Alice In Chains wgniata w fotel, choć naprawdę trudno usiedzieć, słuchając tego kawałka oraz Nie masz nic, który pozostawię bez komentarza. Polecam!
Łukasz Cupał