BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI
Do długiej podróży najbardziej pasuje gruby kryminał. Czas leci wtedy szybko, człowiek emocjonuje się perypetiami bohaterów i od pierwszych stron zachowuje czujność, bo a nuż zgadnie, kto jest mordercą. Podziwiam pisarzy specjalizujących się w fabułach kryminalnych – nie dość, że pomysłów im nie brakuje, to na ogół są mistrzami od komplikowania akcji w taki sposób, by czytelnik do końca nie domyślał się rozwiązania zagadki.
Do takich twórców należy niewątpliwie Robert Małecki, laureat Nagrody Wielkiego Kalibru, ceniony autor powieści kryminalnych. Jego najnowsza książka „Wiatrołomy” to wartko skomponowana historia, która wciąga od samego początku.
W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku pewnej świeżo upieczonej parze rodziców ktoś porywa wymarzonego synka. Wyjmuje z wózka śpiące dziecko i wszelki ślad się tak po nim, jak i po dziecku urywa. Policjanci wchodzący w skład tzw. Archiwum X po wielu latach próbują na nowo przyjrzeć się sprawie. Jak łatwo się domyślić, jest ona o wiele bardziej skomplikowana, niż wydawało się na początku.
Działania ówczesnej policji być może były niewystarczające, a może nie dopytano kluczowych świadków o szczegóły. Dość, że szybko wychodzi na jaw schematyczność postępowania, tak jakby na wykryciu sprawcy nikomu specjalnie nie zależało. Sami śledczy, stanowiący zespół Archiwum X, od początku przykuwają uwagę czytelników – Maria Herman i Olgierd Borewicz są profesjonalistami, lecz ich osobiste problemy nierzadko przeszkadzają w prowadzeniu codziennych czynności zawodowych.
Poza godzinami pracy zmagają się bowiem z uzależnieniem od seksu (on) oraz hazardu (ona), więc znają życie od ciemniejszej strony i niestety jakaś część tego życia przenika do ich policyjnej roboty. Autor postarał się spojrzeć na kłopoty swoich głównych bohaterów z sympatią, docenić ich próby wydobywania się z nałogów, co też czyni lekturę interesującą i nieszablonową.
Porwanie z przeszłości zadziwiająco splata się z morderstwem dokonanym pod Grudziądzem w chwili, gdy policjanci zajmują się badaniem starej sprawy. Jak zaskakujący będzie finał? Kto spośród podejrzanych okaże się porywaczem? A może nie tylko o to chodzi? W zakończeniu oczywiście większość wątków się wyjaśnia, ale niektóre wydarzenia będą miały swoje następstwa w kolejnych tomach, które już zapowiedział autor. Dla pary policjantów, tworzących Archiwum X, spraw niewyjaśnionych raczej nie zabraknie.
Akcja „Wiatrołomów” potrafi wciągnąć. Takie „życiowe” historie zaginięć różnych osób w niewyjaśnionych okolicznościach są bardzo interesujące, bo chcemy przecież poznać prawdę. Często się okazuje, że odpowiedź leży gdzieś bardzo blisko, prawie pod nosem, jednak dopiero przypadek lub skojarzenie kilku odrębnych faktów pozwala pchnąć policyjne śledztwo naprzód. Tak jest i w tym przypadku.
Ciekawym zabiegiem, konsekwentnie stosowanym przez autora, jest duża dbałość o szczegóły topograficzne wydarzeń. Poznajemy więc ulice i zaułki Grudziądza, razem z policjantami przemierzamy deptaki i skwery tego miasta. Można wręcz odnieść wrażenie, że gdyby się w te opisy szczególnie wczytać, odtworzyłby się szlak, którym poruszali się śledczy w pracy.
Moda na kryminały osadzone w konkretnych miastach trwa już od dawna. Uważam, że służy to zarówno autorowi, jak i czytelnikom, zwłaszcza lokalnym. Chciałoby się przecież na własne oczy zobaczyć chociaż część opisanej w powieści rzeczywistości. A wtedy już bardzo blisko do myśli o jakiejś wyprawie, na którą trzeba będzie zabrać wciągający kryminał, by podróż minęła szybciej.
Agata Bednarczyk