OKIENKO JĘZYKOWE
Jak ten czas leci!!! Republika Słowacka właśnie skończyła 30 lat!!! W 1993 r. trudno było przewidzieć efekty ostro krytykowanego rozwodu Słowaków z Czechami. Dziś większość tak jednych, jak i drugich przestała sobie zadawać pytanie: po co nam to było? Ale nie będę tu pisać o politycznych i społecznych plusach i minusach podziału dawnej federacji, ale o jego efektach językowych z punktu widzenia Polaka.
Otóż powstała po rozpadzie monarchii austro-węgierskiej Czechosłowacja nie była państwem jednolitym, co nie mieściło się (i chyba nadal nie mieści) w głowie przeciętnego Polaka. No bo jak to? Dwa narody i dwa języki w jednym kraju? I to równorzędne?
Jako że język jest wykładnikiem tożsamości narodowej i państwowości już przed II wojną światową rozpatrywano możliwość unifikacji obu języków, a zatem wytworzenie wspólnego języka czechosłowackiego, a na jego bazie czechosłowackiej (czeskosłowackiej) świadomości narodowej.
Powstanie autonomii Słowacji w 1938 r., a w roku następnym państwa słowackiego, zależnego od hitlerowskich Niemiec, postawiło kres tego typu mrzonkom. Po wojnie w odnowionym państwie czechosłowackim do wspomnianych koncepcji unifikacyjnych już nie wrócono, uznając istnienie dwu narodów i dwu oddzielnych języków – czeskiego i słowackiego.
Z punktu widzenia Polaków, zwłaszcza tych, którzy nie znali innych, czyli wcześniejszych związków między Czechami i Słowacją, zanim w 1918 r. stworzyli oni wspólne państwo, nie miało to jednak specjalnego znaczenia. Polak bowiem przestał odróżniać to, co czeskie, od tego, co, słowackie, wrzucając do jednego worka oba narody i oba języki, określając je przymiotnikiem czechosłowacki, utworzonym od nazwy państwa, czyli od Czechosłowacji.
I tak pojawiły się np. czechosłowackie filmy, czechosłowacka literatura, czechosłowaccy sportowcy, czechosłowacka Praga czy też czechosłowacka Bratysława. W mniemaniu Polaków wszystko, co czeskie i słowackie, stało się czechosłowackie.
Ponieważ przymiotnik czechosłowacki jest bardzo długi, zatem – kierując się panującymi w każdym języku tendencją do skrótu i pragmatyką językową – zaczęto go skracać. Jak? Zachowując tylko jego człon pierwszy, czyli czeski. No i pojawiły się nieszczęsne czeskie Tatry czy czeskie piwo (choćby w odniesieniu do zlatego bažanta) itp.
Dumni ze swej tożsamości narodowej Słowacy dostawali (i dostają!) wręcz furii, słysząc te określenia. Byli (i są) wręcz pewni, iż używanie określenia czeski w stosunku do tego, co słowackie jest efektem nierozróżniania przez Polaków dwóch narodów i dwóch języków, a także uprzywilejowania Czechów i Czech. Trudno się im dziwić. My przecież też niekiedy się obrażamy, kiedy cudzoziemcy nie odróżniają tego, co polskie, od tego, co np. ukraińskie czy rosyjskie.
Wspomniane wyżej problemy skończyły się dopiero po rozdzieleniu wspólnego państwa Czechów i Słowaków, do którego doszło w 1993 r. W obecnych czasach, jeśli jakiś Polak mówi o czeskich Tatrach, to z całą pewnością dorastał jeszcze w czasach istnienia PRL-u i Czechosłowacji.
Młodsze pokolenie takiego faux pas już nie popełni, bowiem ma wyniesioną ze szkoły (i nie tylko) świadomość istnienia dwu odrębnych południowych sąsiadów Polski – Czech i Słowacji, a zatem rozróżnia to, co czeskie, od tego, co słowackie. I niech już tak zostanie.
A czego życzyć Słowakom z okazji jubileuszu? Niech będą zdrowi, bogaci i szczęśliwi we własnym państwie!
Maria Magdalena Nowakowska