Batalia o Grünfeld

 SŁOWACKIE PEREŁKI 

O dworze Grünfeld, który kiedyś należał do słynnej rodziny Pálffy, usłyszałam w styczniu tego roku. Zrobiło się o nim głośno za sprawą wniosku o jego zburzenie, który wpłynął do Urzędu Nadzoru Budowlanego w Pezinku. Los zabytku zdawał się przesądzony, ale dzięki mieszkańcom udało się go uratować i być może odzyska on swój dawny czar.

W Grinavie, zabytkowej dzielnicy Pezinka, która w średniowieczu była wsią lenną hrabiów ze Świętego Jura i Pezinka, znajduje się zrujnowany dwór Smylovsko-Pálffy, często nazywany także Grünfeld, Grinfeld lub Motsch majer.

Pierwsze pisemne wzmianki o nim pochodzą z pierwszej polowy 1522 r. Dwór oprócz roli rezydencji szlacheckiej takich rodów, jak Smyl, Saghy, Istvanffy, Draškovič, Kerekeš, Peterffy czy Pálffy, pełnił także funkcje gospodarcze, gdyż na jego terenie znajdował się młyn i browar.

Grünfeld jest bardzo ciekawy pod względem architektonicznym – stanowi przykład pośredni pomiędzy późnogotyckim zamkiem a renesansowym pałacem. Ma kształt litery L, a główne skrzydło posiada trzy kondygnacje z rozległymi pomieszczeniami piwnicznymi o sklepieniach kolebkowych. Skrzydło boczne składa się z dwóch kondygnacji. Przed jego fasadą znajduje się wieża, dobudowana na przełomie XIX i XX w.

Charakter zabytkowego budynku podkreślają okna typu pałacowego, a także masywne kamienne mury z zachowanymi renesansowymi sklepieniami. Dziś, niestety, ta wczesnorenesansowa rezydencja obraca się w ruinę. Dlaczego? Postanowiłam zgłębić temat, zanurzając się w smutne losy tej interesującej pamiątki z przeszłości.

Otóż jeszcze w drugiej połowie XX w. dwór był kilkakrotnie przebudowywany, co źle wpłynęło na jego architekturę. Użytkowany był przez spółdzielnię rolniczą i służył m.in. za magazyn, chłodnię czy wylęgarnię kaczek. Miasto przejęło go w 2003 r., a pięć lat później sprzedało prywatnemu właścicielowi pod warunkiem konserwacji i renowacji budynku.

Niestety, nowy właściciel nie wywiązał się z umowy i odsprzedał Majer Grünfeld byłemu dyrektorowi elektrowni atomowej w Bohunicach, Stefanowi Schmidtowi, który nie dość, że nie zabezpieczył go przed zniszczeniem i niepowołanymi osobami, to jeszcze wystąpił o jego zburzenie.

Urząd zabytków najpierw uznał dwór za narodowy zabytek kultury, ale gdy właściciel przedstawił nową ekspertyzę, nieoczekiwanie anulował swoją wcześniejszą decyzję. Nie pomogły argumenty, iż zgodnie z ustawą o zabytkach w postępowaniu administracyjnym należy oceniać jedynie wartość zabytkową obiektu, a nie jego stan techniczny ani fakt, że dwór w 2019 r. znalazł się na pierwszym miejscu listy zabytków zagrożonych, sporządzoną przez komisję Międzynarodowej Rady Zabytków i Rezydencji z siedzibą w Paryżu.

Rozpoczęła się batalia o zachowanie dworu Grünfeld. Mieszkańcy zwrócili się do Ministerstwa Kultury Republiki Słowackiej o ponowne rozpatrzenie decyzji i uznanie obiektu  za narodowy zabytek kultury. W grudniu zeszłego roku minister kultury Natália Milanová skierowałą sprawę do ponownego rozpatrzenia. Natomiast władze Pezinka zaczęły rokowania o odkupienie dworu, co ostatecznie udało się pod koniec października bieżącego roku.

Z pewnością upłynie jeszcze wiele lat, nim będzie można wykorzystać i prezentować wartości kulturalno-społeczno-historyczne całego obiektu. W ciągu ostatnich lat nastąpiły uszkodzenia elementów nośnych budynku, a resztę dopełnili wandale i bezdomni. Szacuje się, iż koszt renowacji wyniesie co najmniej 10 milionów euro. Mam jednak nadzieję, że doczekam dnia, gdy do dworu Grünfeld wrócą znów życie i blask.

Magdalena Zawistowska-Olszewska
Zdjęcia: autorka

MP 12/2022