Zabawa w syntezatory

 CZUŁYM UCHEM 

Chciałbym, aby ten odcinek rubryki stał się zapowiedzią nowego wątku. O Looking East (Poland) chciałem napisać już dawno. Na płytę trafiłem przypadkiem, przygotowując się do pierwszego odcinka poświęconego albumowi Enigmatic Niemena.

Wrażenie, które na mnie wywarła, utrwaliło mnie w przekonaniu, że pominięcie jej w cyklu byłoby wielkim błędem, choć z założenia nie zajmuję się tutaj składankami. Ponadto mogłaby stać się dla mnie pretekstem do podjęcia tematu muzyki elektronicznej na naszym podwórku.

Oczywiście nie mam na myśli skocznych kawałków, tworzonych na komputerach od linijki na potrzeby nocnych klubów, ale pełnoprawne utwory muzyczne, komponowane przez artystów z krwi i kości i wykonywane za pomocą syntezatorów dźwięku.

Nie jestem znawcą gatunku, ale szczerym jego fanem. Fascynuje mnie skala brzmień i możliwości analogowych syntezatorów, ich potencjał do tworzenia całej gamy emocji, które poprzez ucho stymulują również oko – oko wyobraźni. I ta relacja jest w stu procentach zwrotna, bowiem żyzna wyobraźnia i umiejętność jej uchwycenia są niezbędne do zabawy z syntezatorem.

Fascynuje mnie to do tego stopnia, że na swoim komputerze kolekcjonuję wirtualne emulacje klasycznych analogowych syntezatorów. Oczywiście to nie to samo, lepiej mieć prawdziwe instrumenty i własnymi rękami kręcić gałami. Ale zabawa z syntezatorami do najtańszych nie należy, co mogę od razu podnieść jako pierwszy i najważniejszy powód, dlaczego w Polsce tradycje w tej konkretnej dziedzinie są raczej ubogie.

Nielicznym tylko było dane zbliżyć się do syntezatorowego nieba, w którym panowali Vangelis, Jean-Mihelle Jarre, Brian Eno, otoczeni tarasami parapetów i milionem potencjometrów półbogowie syntezy dźwięku. Nawet w późniejszych latach 90., gdy sprzęt był już bardziej przyjazny dla kieszeni, gdy zaczynało Autechre, tylko nieliczni mieli dostęp do tego typu zabawek.

Pełna nazwa wydawnictwa, które ukazało się w 1990 r., brzmi Looking East/ Electronic East – Synthesizer Music from Poland. To, jeśli się nie mylę, pierwszy album z serii przedstawiającej zachodnim słuchaczom twórczość syntezatorową powstałą za żelazną kurtyną. Początkowo producent Urlich Ruetzel zamierzał na nim umieścić tylko utwory Czesława Niemena, gdyż był to jedyny polski muzyk, kojarzony na Zachodzie.

Czesław Niemen

Po długich rozmowach z dziennikarzem muzycznym Dionizym Piątkowskim, odpowiedzialny za dobór utworów, doszli do wniosku, że lepiej będzie zrobić kompilację, co stało się również formułą dla pozostałych wydawnictw z serii.

Album otwierają trzy wspaniałe kompozycje Czesława Niemena Alter Ego, Return From Nowhere i Loneliness Community. Co ciekawe, artysta przygotował te utwory specjalnie dla tego wydawnictwa i dopieszczał je do ostatniej chwili.

Warsztatowo są to najbardziej dojrzałe utwory na krążku, doskonale skomponowane, pełne niuansów, ciekawych brzmień i nieoczywistości. Wiadomo – Mistrz! Wydawać by się mogło, że Niemen przyćmi resztę wykonawców, ale tak się nie stało. Piątkowski sprawił, że album brzmi niezwykle spójnie.

Marek Biliński

Po Niemenie swoją twórczość, jakże inną od tego, z czym przeważnie się nam kojarzy, przedstawia Marek Biliński. Szesnastominutowy wielowątkowy Faces Of Desert to oniryczna opowieść dźwiękami. Jego pierwsza, mocno orientalna część nawiązuje do wcześniejszych utworów Niemena, natomiast druga, wpisująca się bardziej w poetykę Vangelisa, bezpośrednio wprowadza nas do drugiej części płyty.

A tam czekają na nas Grzegorz Stróżniak z Małgorzatą Ostrowską, guru polskiej muzyki syntezatorowej Władysław Komendarek, Up Stream i Przemysław Goc. Same perełki! Płyta wybitnie jesienna!

Łukasz Cupał

MP 12/2022