Historia Miłości z kradzieżą w tle

 CZUŁYM UCHEM 

Pretekstem do dzisiejszych rozważań będzie materiał zawarty na dużej taśmie radiowej, znajdującej się w archiwum Programu Trzeciego Polskiego Radia pod numerem katalogowym: B9753/3, zarejestrowany w dniach 7 – 10 września w studio Polskiego Radia Szczecin, który następnie bez wiedzy stacji został wyniesiony i wydany w 1993 r. nakładem wytwórni GOWI Records.

Ów materiał otwiera dyskografię jednego z najoryginalniejszych i najbardziej awangardowych ówczesnych polskich zespołów, którego piękna historia mogłaby posłużyć za kanwę świetnego scenariusza filmowego. To również zespół, który połączył kilka wyjątkowych osobowości; zespół, który jest fundamentem Yassu – jednego z najbardziej niebanalnych zjawisk w krajowej muzyce; zespół, którego dziedzictwo do dzisiaj bardzo mocno odbija się zarówno w Polsce, jak i poza jej granicami, to w końcu zespół, który nosi najpiękniejszą nazwę – Miłość.

Historia Miłości zaczyna się w Gdańsku w 1987 r., kiedy Ryszard Tymon Tymański, kontrabasista, poznaje Mikołaja Trzaskę, saksofonistę, i postanawiają razem grać. Wkrótce do składu dołączają Jacek Olter, perkusista, a nieco później Leszek Możdżer, pianista. Początki zespołu stoją pod znakiem wspólnych prób, przygód i ekscesów. Między czwórką młodych muzyków zawiązuje się niezwykła nić porozumienia i przyjaźń.

Za zajęcie drugiego miejsca na festiwalu Jazz Juniors w Krakowie w 1992 r., dostają możliwość nagrania półgodzinnej sesji w radiowym studio w Szczecinie. Być może sprawczość dobrych serc lub intencji – szczegółów nie znam – spowodowała, iż sesja objęła pełną godzinę i dodatkowo dano chłopakom dwa dni na zgranie materiału, który pierwotnie miał być przeznaczony do emisji na antenie radia. Muzycy mówią dziś otwarcie: „Ukradliśmy tę taśmę i zanieśliśmy do wytwórni”.

Wydanie debiutu w 1993 r. zamyka pierwszy okres działalności zespołu. Okres nieokiełznany i spontaniczny. Płyta okazuje się sukcesem. Zespół z dnia na dzień trafia do ścisłego mainstreamu, zaczyna pojawiać się w plebiscytach, słowem święci triumfy. Świeżość, punkowa dzikość i bezkompromisowość w grze zjednują mu przychylność słuchaczy, którzy są w stanie wybaczyć nawet pewne niedociągnięcia natury technicznej.

Zawartość krążka jest elektryzująca i broni się do dziś. Może nie ma tu subtelności i niuansów, których wytrawni słuchacze poszukują w jazzie, ale energia, frajda z gry, szczerość i emocje emanujące z płyty są niepowtarzalne. Otwierający album Luke The Skywalker z miejsca zdradza, że mamy do czynienia z wysoką ligą. Mój ulubiony Dr. Kingsprawia, że człowiek odpływa gdzieś daleko.

W rewelacyjnym Coltrane muzycy wspinają się na szczyt swoich ówczesnych możliwości. Trzaska finałową solówkę do tego utworu nagrał dopiero za jedenastym podejściem. Wspomina: „To jest tak, jakbyś musiał mieć jedenaście orgazmów w ciągu jednej nocy – niemożliwe!” W połowie czwartej minuty utworu słychać euforyczny krzyk – zawsze przechodzą mnie wtedy ciary. Szczególną uwagę należy zwrócić na grę nieodżałowanego Jacka Oltera, który jest fenomenalny na całym albumie.

Miłość to fenomen. Nie ma argumentów, które mogłyby zaprzeczyć temu stwierdzeniu. To zespół ulepiony z czystej pasji, z miłości. Według mnie tkwi w tym też palec boży, splot opatrzności lub manifestacja czystej intencji wyższej, kosmicznej inteligencji, która użyła swojej sprawczości po to, aby w jednym organizmie twórczym, pod nazwą MIŁOŚĆ, spotkali się Tymon, Trzaska, Możdżer i Olter. Wystarczy przyjrzeć się dokonaniom tych panów, aby przekonać się, że to nie jest kwestia przypadku. Że to czysta kosmiczna synchroniczność.

Łukasz Cupał

MP 11/2022