czyli spotkanie z polskimi przewodnikami
Z NASZEGO PODWÓRKA
Widujemy ich na ulicach Bratysławy w otoczeniu turystów. Niektórzy z wiatraczkami, inni z parasolkami, megafonami czy mikrofonami. Kto to taki? Przewodnicy po mieście. Wśród nich także ci polscy, którzy oprowadzają turystów z naszego kraju. Co interesuje przeciętnego Kowalskiego w Bratysławie? Jakie problemy napotykają przewodnicy w swojej pracy? O tym i wielu innych sprawach mogli się dowiedzieć uczestnicy kolejnego odcinka cyklu „Poznajmy się, proszę“.
Z miłości
Cykl „Poznajmy się, proszę“ prowadzi w ramach działań Klubu Polskiego Małgorzata Wojcieszyńska, która tak dobiera gości i tematy rozmów z nimi, by przedstawić ciekawe profesje, wykonywane przez naszych rodaków mieszkających na Słowacji lub Słowaków polskiego pochodzenia.
Tym razem, 26 kwietnia, w Instytucie Polskim, który jest partnerem wydarzenia, miejsca zajęli miłośnicy Bratysławy. Bowiem by opowiadać i oprowadzać po mieście, trzeba się w nim zakochać. Tak przynajmniej twierdził Arkadiusz Kugler, jeden z gości, którego do Bratysławy przyciągnęła miłość do tego miasta.
„Byłem tu po raz pierwszy jakieś 15 lat temu, wracając z Budapesztu. Była piękna pogoda i miasto mnie oczarowało“ – wspominał. Potem, kiedy dojrzewająca myśl o zmianie miejsca pracy i zamieszkania nie dawała mu spokoju, podjął decyzję, że opuści swój Śląsk i spróbuje szczęścia nad Dunajem.
Zwiedzanie ideologiczne
Z kolei drugi gość, Beata Wojnarowska, pochodząca z Mielca, Bratysławę odwiedziła po raz pierwszy na początku lat 80. ubiegłego wieku. Była wtedy jeszcze dzieckiem i przyjechała w odwiedziny do zaprzyjaźnionej rodziny.
Potem tu założyła swoją własną rodzinę i postanowiła zgłosić się na kurs przewodników po Bratysławie. „To był kurs zdominowany informacjami ideologiczno-politycznymi. Za przewodnikami często chodzili kontrolerzy, przysłuchując się wykładom, które miały chwalić socjalizm“ – wspominała Beata.
Prawdopodobnie dlatego tak niechętnie odwiedza Slavín, miejsce pochówku żołnierzy radzieckich, które w dawnych czasach było miejscem obowiązkowym wszystkich wycieczek.
Modrý kostol nie po drodze
Żeby stać się przewodnikiem, należy skończyć specjalny kilkumiesięczny kurs, który kończy się trudnym egzaminem. „Kiedy podchodziłam do takiego egzaminu w latach 80., było bardzo mało polskich przewodników, więc komisja patrzyła na mnie bardzo przychylnie“ – wspominała Beata.
Obecnie też nie ma ich zbyt dużo. „My sobie pomagamy, wspieramy się wzajemnie, polecamy sobie klientów“ – mówił Arek. Oboje zgodnie twierdzą, że klasyczne zwiedzanie Bratysławy to najczęściej trzy- lub czterogodzinny spacer po historycznym centrum. „Bardzo żałuję, że Polacy zwykle decydują się tylko na centrum, bo Bratysława jest bardzo urokliwa także poza nim, a jednym z moich ulubionych miejsc jest Horský park“ – mówił Arek.
Z kolei Beata ubolewa, że polskim turystom szkoda kolejnej godziny, by przejść kilkaset metrów dalej i obejrzeć Modrý kostol (niebieski kościół), który jest wizytówką miasta.
Bratysława wreszcie zauważana
Jak reagują Polacy na Bratysławę? „Często są rozczarowani widokiem z Bratysławskiego zamku, skąd widać blokowisko, czyli Petržalkę, ale najczęściej pokazuję im drugą stronę medalu, czyli jaki wspaniały widok mają mieszkańcy tej dzielnicy“ – opisywał przewodnik.
Jego koleżanka widzi duży postęp w zainteresowaniu Bratysławą, która kiedyś była traktowana po macoszemu, często służyła tylko jako baza noclegowa i wypadowa do Wiednia czy Budapesztu.
„Cieszy mnie to, że Polacy chcą tu spędzać coraz więcej czasu i że chwalą Bratysławę właśnie za to, że nie jest zbyt duża i czasochłonna, jak sąsiednie stolice“ – wyjaśniała.
Niefrasobliwi turyści
„Żeby móc wykonywać ten zawód, trzeba bardzo lubić ludzi“ – przekonywała Beata, która z dziwnym uśmiechem wspominała niektórych niefrasobliwych turystów. Oboje przewodnicy mówili też o takich gościach miasta, którzy zadają nieoczekiwane pytania.
„Obecnie nie ma problemu, ponieważ jesteśmy w stanie w bardzo szybkim czasie sprawdzić dane w Internecie i odpowiedzieć na większość pytań, którymi czasami zaskakują nas turyści“ – opisywał Arek. Z kolei Beata żaliła się na uciążliwych klientów, na przykład polityków, którzy czasami do ostatniej chwili zmieniają trasy wycieczek lub zadają kłopotliwe pytania.
Bonusy
Ciekawe pytania padały też z publiczności, których interesowały miejsca nieoczywiste, mniej znane, a godne polecenia przez gości. Padały też pytania o polonika, o polskie ślady w Bratysławie czy lokale, w których można dobrze zjeść.
Bonusem wieczoru był występ młodych muzyków: wokalistki Magdalény Šimkovej, klawiszowca Františka Furmana i gitarzysty Martina Petruša, których na cajonie wspierał Arkadiusz Kugler.
Pięknie grali! To był bardzo atrakcyjny wieczór, pełen humoru, ciekawych informacji – nie zdradzimy ich wszystkich, niech obecni podczas tego wieczoru goście mogą czuć się wyjątkowo, dowiedziawszy się wielu ciekawostek.
Całości dopełniała atmosfera iście kawiarniana – po długich miesiącach pandemii goście wreszcie mogli siedzieć przy stolikach, przegryzając słone czy słodkie przekąski i popijając dobre wino. Tak nastrojeni zapewne z radością będą kroczyć ulicami Bratysławy i przyglądać się polecanym przez polskich przewodników zakątkom.
red.
Zdjęcia: Stano Stehlik
Projekt realizowany we współpracy z Instytutem Polskim w Bratysławie, z finansowym wsparciem Funduszu wspierającego kulturę mniejszości narodowych