Kora wraca do śpiewania

Nie tylko jurorka z pieskiem

 CZUŁYM UCHEM 

Kora to w polskiej muzyce już niemal ikona. Wielu, zwłaszcza młodszych, trochę niesprawiedliwie kojarzy ją ostatnio głównie z jurorowaniem w „Must be the music”. Ta rola faktycznie przyniosła Korze nową falę popularności (choć niestety głównie tej śmieciowej, której efektem jest stała obecność w tabloidach i plotkarskich serwisach internetowych).

Zachęcona powstałym wokół niej medialnym szumem, podkręcając atmosferę ciętymi komentarzami w „Must be the music”, pod koniec ubiegłego roku wydała nową płytę „Ping Pong”.

Trzeba było czekać na nią kilka dobrych lat, ale zdecydowanie warto było, choć od razu uprzedzę – nie jest to arcydzieło tej klasy, co albumy Maanamu sprzed blisko 30 lat. Nie ma co oczekiwać muzycznych rewolucji; Kora dobrze czuje się w rockowej stylistyce, w większości kompozycji pobrzmiewają echa dokonań Maanamu i absolutnie nie jest to zarzut.

Ogromnym atutem jest świetnie dobrany i zgrany zespół muzyków, którzy towarzyszą Korze na tej płycie (przede wszystkim rewelacyjny kompozytor i gitarzysta Mateusz Waszka Waszkiewicz, autor większości z dziesięciu utworów na „Ping Pong”, oraz gitarzysta Krzysztof Amik Skrzyński).

Muzycy perfekcyjnie uzupełniają bezsprzecznie najważniejszy na tym krążku instrument – głos Kory. Dojrzały, genialnie wyrażający emocje, lirycznie delikatny, ale gdy trzeba – świeży, zadziorny i z pazurem. Na ile to zasługa samej Kory, a w jakim stopniu pomogły możliwości, które daje nowoczesne studio nagraniowe – trudno określić.

Minusem tej płyty, niestety dość wyraźnym, są teksty piosenek. Po kim jak po kim, ale po Korze można było spodziewać się prawdziwego majstersztyku w tej materii, a nie radosnej twórczości; raz, że banalnej, dwa – często pozbawionej sensu (proszę wierzyć – tekst wydanego na singlu i promowanego przez niektóre stacje radiowe utworu tytułowego jest naprawdę trudny do zniesienia, choć akurat wyjątkowo nie wyszedł on spod pióra Kory). Poza tym – to zupełnie przyzwoita płyta.

Katarzyna Pieniądz

MP 4/2012