Nakazany owoc duetu Simplefields

 CZUŁYM UCHEM 

Nazwisko Krzysztofa Antkowiaka z pewnością kojarzy się wielu z przełomem lat 80. i 90. XX w. i „Dyskoteką Pana Jacka”. Niewiele jednak osób zdaje sobie sprawę, że sympatyczny wykonawca „Zakazanego owocu” sukcesywnie kontynuował – z przerwą na niewielkie epizody filmowe – swoją piosenkarską karierę.

Szukając swojej muzycznej drogi, Krzysztof Antkowiak wydawał kolejne płyty, utrzymane w klimatach pop, często wspierając projekty innych muzyków. Dzisiaj można chyba zaryzykować stwierdzenie, że wreszcie znalazł swój styl. Styl, bez wahania napiszę, z najwyższej światowej półki.

Wydana przed kilkoma tygodniami płyta duetu Simplefields jest tego najlepszym dowodem. Wokalistę i kompozytora Krzysztofa Antkowiaka, który przyjął artystyczny pseudonim „Chris”, wspomaga znakomity muzyk i tekściarz Marcin Domurat („Dex”). Warto nadmienić, że panowie nawiązali współpracę już w 2011 roku. Ich pięcioletnią pracę nad debiutanckim albumem „Dirt on TV” można tłumaczyć profesjonalnym podejściem do wspólnego debiutu.

Bez pośpiechu tworzyli teksty, komponowali i szukali najlepszego sposobu realizacji nagrań. Efekt? Promujący album singiel „Emily Scatterbrain” szybko wspiął się na szczyty ambitnych list przebojów (przede wszystkim radiowej Trójki), a promująca album trasa koncertowa bije właśnie rekordy popularności.

To zaskakujące, zważywszy fakt, że grana przez zespół muzyka nie jest łatwa. Klimatyczne soulowo-jazzowe nuty, wydobywane z pianina, trąbki i kontrabasu, wymagają skupienia i wyciszenia. Marcin Domurat wszystkie teksty napisał w języku angielskim, co potęguje efekt tajemniczości i niedopowiedzenia.

Jak czytamy na stronie internetowej zespołu: „Simplefields zabiera w sentymentalną podróż przez ulice wielkich miast, przywołuje atmosferę zadymionych klubów, olśniewających kobiet oraz szwarccharakterów niczym z kart powieści Bukowskiego i Chandlera“. Inspirację klimatem noir widać również podczas koncertów, gdy w tle na dużym, quasi-kinowym ekranie odtwarzane są fragmenty klasycznych czarnobiałych filmów.

Język angielski zatem wydaje się tu być na swoim miejscu. Jak przyznał „Kris“ w wywiadzie udzielonym radiowej „Trójce“, śpiew w ojczystym języku nie stanowi dla niego problemu, jednakże język angielski stanowi zupełnie inny środek wyrazu. Przekaz brzmi wtedy inaczej, inaczej również komponuje się do takich tekstów. Od siebie tylko dodam, że jedynym minusem płyty jest charakterystyczna maniera pana Antkowiaka, który śpiewając w języku Szekspira, stara się brzmieć tak angielsko, jak tylko to możliwe. Ale być może jestem jedyną osobą, której to przeszkadza.

Przejdźmy do samych utworów. Wśród jedenastu piosenek trudno wskazać faworyta; każdy kawałek tworzy jedyny w swoim rodzaju nastrój. Czy to optymistycznie kołyszący, wspomniany już debiutancki singiel „Emily….“, czy też poruszający, liryczny „Uncle Ted“. „Dancing with the Devil“ zaskakuje energią z domieszką funku, ogromne wrażenie robi „Lullaby Waltz“ – słuchając go, przysiągłbym, że jestem w Chicago, na jakimś balu przed osiemdziesięcioma laty, a obok mnie stoi… Frank Sinatra.

Myślę, że już ten krótki opis wystarczy, by zachęcić Państwa do kupna i przesłuchania płyty. Trzeba się jednak spieszyć, gdyż albumu zaczyna brakować w polskich sklepach (!) i szansa nabycia go maleje z każdym dniem.

Podsumowując, po latach muzycznej tułaczki Krzysztof Antkowiak znalazł chyba swoją przystań. Jako dziecko lubiłem utwory nastoletniego Krzysia, dzisiaj jeszcze bardziej lubię dorosłego i dojrzałego (artysta kończy w tym roku 43 lata) Chrisa. Świat ma swoją Norah Jones, a my możemy być dumni z naszych panów z Simplefields. Jeśli duet zdecyduje się na podbój światowych scen, ma spore szanse na sukces. Trzymajmy zatem kciuki, a w tle niech kołyszą nas liryczne dźwięki z płyty „Dirt on TV”! Polecam!

Arkadiusz Kugler

MP 2/2016