Czapki z głów – powróciła Martyna Jakubowicz

 CZUŁYM UCHEM 

Jak pewnie pamiętają Państwo z tekstu, który ukazał się w poprzednim wydaniu „Monitora Polonijnego”, rok 2011 przyniesie nam sporo nowości płytowych. Wiele z nich to albumy wyczekiwane, zapowiadane z wielką pompą w różnych wywiadach i promowane na wszelkie możliwe sposoby. Artyści podsycają naszą ciekawość, a nasze oczekiwania rosną. Obyśmy tylko się nie rozczarowali, gdy płyty wreszcie trafią do sklepów…

W tym numerze chciałabym Państwu opowiedzieć parę słów o płycie, na którą czekała przede wszystkim wierna, kilkupokoleniowa publiczność. Powstawaniu tej płyty nie towarzyszyły nieustające szumne zapowiedzi i przechwałki, że oto dostaniemy coś, co zrewolucjonizuje nasze pojęcie o muzyce. Nie było też wywiadów w kolorowych pismach i skandali potęgujących zainteresowanie artystą.

Był za to świetny pomysł i mnóstwo solidnej pracy, która zaowocowała jednym z ciekawszych albumów końcówki ubiegłego roku. „Okruchy życia” – tak zatytułowana jest najnowsza płyta Martyny Jakubowicz, nagrana wraz z zespołem Żona Lota.

– Długo nie było mojej autorskiej płyty. Życie układało swój scenariusz, a ja nie bardzo miałam siłę, aby o tym śpiewać. Wszystko w końcu działo się swoim rytmem i bez pośpiechu. Piosenki z tej płyty powstawały przez wiele lat. Nie wiedziałam do końca, jakie w ostateczności będą, oprócz mglistego zarysu, jaki klimat będzie dla nich właściwy. Wszystko tak naprawdę znalazło swój finał w studiu – opowiadała niedawno o płycie artystka.

Zespół towarzyszący Martynie Jakubowicz to muzycy, którzy w ciągu ostatnich pięciu lat występowali z nią podczas koncertów – Łukasz Matuszyk, Paweł Mikosz, Przemek Pacan i Darek Bafeltowski. Gościnnie wystąpili m.in. Thomas Sanchez oraz Marcin Pospieszalski, który jest również producentem albumu.

Celowo wymieniam tak wielu muzyków, bo na płycie słychać tę świetną, harmonijną współpracę i wielość pomysłów. Melodie są fascynującą mieszanką różnych stylów; znaczące piętno odciska muzyka etniczna. Całość brzmi niezwykle świeżo, a jednocześnie udało się zachować dobrze znany, charakterystyczny styl Martyny Jakubowicz. Naturalnym uzupełnieniem muzyki są wyraziste, mądre teksty. Niewielu artystów wydaje płyty pełne treści i zmuszające do refleksji (co absolutnie nie znaczy, że ponure i dołujące!). Szkoda, iż takich płyt mamy jak na lekarstwo.

Martyna Jakubowicz nie próbuje na siłę odmłodzić swojego muzycznego wizerunku, nie wchodzi w cudze buty, jest autentyczna. Zafascynowane Dodą i innymi gwiazdami promowanymi w mediach nastolatki raczej się tą płytą nie zainteresują; szansa na zawojowanie list przebojów też jest nikła. Martyna Jakubowicz ma świadomość, że płyta trafi do wąskiego kręgu odbiorców.

– Nie mogę jakoś dołączyć do nurtu radosnej konsumpcji, pełnej podrygiwania w takt cudownych rytmów ymc, ymc, gdzie pokłony bije się pełnemu portfelowi. Nie przemawiają do mnie słowa trendy ani jazzy. Nie lansuję się zbytnio, więc płyta nie jest lanserska. Nie jest też pewnie trendy, nie nabije nam kabzy i w związku z tym nie będziemy obrzydliwie bogaci – mówiła niedawno Jakubowicz. – Nie jest to istotne, bo mieliśmy kupę frajdy pracując nad nią. (…)

Jest to dwanaście różnych opowieści, stąd i muzyka jest różna. Ryzykuję. Może to jakaś wada i skaza, że nie chcę się zamykać w szufladkach z nazwami. Mam nadzieję, że dla kilku osób nie będzie to miało wielkiego znaczenia – podkreślała.
Warto znaleźć się w tej grupie. Ja już dołączyłam i nie żałuję. Zapewniam, że i Państwo nie będą zawiedzeni.

Katarzyna Pieniądz

MP 2/2011