KINO OKO
Kto nie lubi Kingi Preis, aktorki wszechstronnej, której obecność na małym ekranie w głośnym serialu „Ojciec Mateusz” i na dużym ekranie w wielu filmach niesie po prostu radość? W najnowszym filmie Kingi Dębskiej „Zupa nic” sympatyczna i zdolna aktorka po prostu gwarantuje dobrą zabawę, a do tego w tej optymistyczno-melancholijnej opowieści o czasach PRL towarzyszą jej Adam Woronowicz i dawno niewidziana Ewa Wiśniewska, nota bene wszyscy w znakomitej formie.
Akcja filmu rozgrywa się w połowie lat 80. ubiegłego wieku. Historia tzw. przeciętnej rodziny z tamtych czasów opowiadana jest z dwóch perspektyw – rodziców i dzieci, wspieranych przez babcię i jej ważne, życiowe komentarze. Babcia moralizuje i przywołuje rodzinę do porządku.
Wszyscy się trochę kłócą o byle co. Matka (Kinga Preis) jest działaczką „Solidarności“, jej mąż (Adam Woronowicz), niezbyt zaradny architekt, szuka sposobów dorobienia do dość marnej pensji, wszak dwie ich córki chciałyby może trochę więcej mieć, niż rodzice są im w stanie dać. Reżyserka Kinga Dębska wraca z życzliwością do czasów swojego dzieciństwa, do domowych pieleszy, ciasnego mieszkania z babcią, która rezyduje w pokoju razem z wnuczkami.
W ich domu, jak w wielu innych polskich domach w tamtym czasie, przed świętami Bożego Narodzenia obowiązkowo pływał karp w wannie i serwowało się na obiad zupę nic, bo inne produkty były mało dostępne. Jaka była ta zupa? Moja babcia mawiała, że to niby deser i niby zupa, bo żółtko, mleko i cukier waniliowy razem zmieszane były słodkie i mdłe.
Reżyserka i scenarzystka filmu „Zupa nic”, opowiadając o filmie na festiwalowej konferencji prasowej w Gdyni, przyznała, że wabił ją ten słodki smak dzieciństwa, zupy nic i czasów gum balonowych, przysyłanych w paczkach od dalekich krewnych z Ameryki. I chociaż właściwie wielu rzeczy wówczas brakowało, to nie ukrywała, że swoje dzieciństwo uważa za szczęśliwe, bo miała dużo wolnego czasu, swobody, a na podwieczorek dostawała kromkę chleba ze śmietaną i cukrem.
Film Kingi Dębskiej ma w sobie coś z klimatu filmów Barei. Obserwujemy denerwujących się w kolejkach ludzi, którzy ciągle krzyczą, bo chcą kupić „rzucone” do sklepu meble, albo denerwują się, bo znowu gdzieś była szansa zdobycia talonu na małego fiata 126 i – jak zwykle – się spóźnili. Czas historyczny w tym filmie jest wyidealizowany, bo wspomnienia to raczej oglądanie rodzinnych albumów niż prawdziwa lekcja historii.
Dlatego z tylu przedstawionych sytuacji można się śmiać bądź nostalgicznie się do nich uśmiechać, ponieważ wydaje się nam, że już gdzieś to widzieliśmy – choćby w filmach Barei czy Machulskiego. A wątek handlu futrami i przewożeniu ich przez granicę to cudowny ironiczny dystans do owego uprawianego przez Polaków handlowego procederu podróżniczego, który miał przynieść krociowe zyski. Jak wiadomo niektórym się udawało, ale byli też i tacy, którym owe interesy wychodziły dosłownie bokiem.
Dębska opowiada o tym niezwykle dowcipnie, bo w filmie nie tylko zabawne są sytuacje, ale i dialogi. Aktorzy zresztą dobrze się w tych dialogach i sytuacjach odnajdują. Zaskakuje Adam Woronowicz, którego rola fajtłapowatego architekta jest naprawdę śmieszna, podobnie jak jego misja handlarza intelektualisty. Kinga Preis świetnie odnajduje się w duecie z nim; potrafi wyczuć bez pudła słabości męża, czasami zatroskana, a czasami złośliwa, ale zawsze starająca się go wesprzeć: Matka – Żona – Polka.
A Ewa Wiśniewska w tej gorzko-dewocyjnej roli „babci z zasadami” rozśmieszy niejedną sceptycznie nastawioną do filmu osobę. Jeśli nawet nie obejrzą Państwo tego filmu teraz, bo będą zajęci przygotowaniem świąt, to polecam go na czas złego nastroju. Na pewno poprawi humor i pozwoli spojrzeć na świat z większym dystansem.
Komedia nie jest ostatnimi czasy mocną stroną polskiego kina, choć w mijającym roku pojawił się jeszcze jeden superzabawny film. To „Najmro”, który kocha kradnie, szanuje, z Dawidem Ogrodnikiem w roli głównej. Obiecuję, że opowiem Państwu o tym filmie w styczniu, na dobry początek Nowego Roku 2022.
A teraz wszystkim Czytelnikom, i tym którzy kibicują polskiemu kinu tak jak ja, i tym, którzy tylko czasami oglądają polskie filmy, życzę wielu świetnych wrażeń i emocji w trakcie seansów filmowych. A poza tym zdrowia i realizacji marzeń, o których często opowiadają goszczący na łamach Monitora Polonijnego. Dobrych świąt i do siego roku!
Alina Kietrys