BLIŻEJ POLSKIEJ KSIĄŻKI
Wydaje się, że na powrót do normalnego życia przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać. Trudne czasy zmuszają do kreatywności, przynoszą niebanalne rozwiązania, które czasami okazują się bardzo dobrymi pomysłami. Pandemia kiedyś się skończy i wtedy z radością będziemy korzystać z rozrywek, za jakimi dzisiaj tęsknimy. A na razie trzeba nieco pokombinować…
Ci, którzy lubią chodzić do muzeów, podziwiać dzieła sztuki, kontemplować arcydzieła malarstwa, z pewnością zainteresują się książką Małgorzaty Czyńskiej pod tytułem „Kobiety z obrazów”. W czasie, gdy wszystkie placówki kultury co chwila są zamykane, dobrze jest być w kontakcie z tym, co od wieków rozpala ludzkie emocje – z najbardziej znanymi i uwielbianymi obrazami, a właściwie z bohaterkami tych obrazów, słynnymi postaciami kobiecymi, żonami, kochankami, muzami światowych artystów.
Autorka wpadła na świetny pomysł, by przybliżyć nam wielką sztukę jakby od drugiej strony obrazu, z perspektywy, o jaką nie każdy się pokusi. Z wielkim zaangażowaniem prześledziła życiorysy między innymi Fridy Kahlo, Dory Maar, Misi Godebskiej, Tamary Łempickiej czy Niny Witkiewiczowej. Te kobiety – artystki i muzy – miały ogromny wpływ na sztukę, choć nie wszystkie zapewne są powszechnie znane.
Ale dzieła malarskie, na których zostały uwiecznione – już tak. Dla takich maluczkich odbiorców, jak ja na przykład, bohaterki te to po prostu twarze znane z obrazów, intrygujące i skupiające całą uwagę na sobie. Oglądając je zwykle zadajemy sobie pytania: jak się nazywały, kim były ta niezwykłe piękności? Jakie życiowe zawirowania postawiły je na drodze wielkich artystów? Jak skończyła się ich znajomość?
Na przykład Emilie Flöge, muza Gustawa Klimta, przeżyła głębokie rozczarowanie, zobaczywszy swój portret w roku 1902. Uszyła sobie bowiem nawet specjalną suknię, która podkreślała jej urodę, tymczasem artysta utrwalił jej postać w zupełnie inny, sobie tylko właściwy, abstrakcyjny sposób. Ostatecznie portret został sprzedany do Muzeum Miasta Wiednia, gdzie można go podziwiać do dzisiaj.
Emilie i sporo starszy od niej Gustaw żyli w zupełnym oderwaniu od ówczesnych norm. Uważa się, że to właśnie ona jako jedna z pierwszych kobiet w Austrii zrzuciła gorset i promowała nowoczesne stroje. Założyła elegancki salon mody, robiący ogromnie wrażenie nie tylko dzięki sprzedawanej tam odzieży, ale również poprzez wystrój i detale związane ze sprzedażą.
Jak łatwo się domyślić, spory udział w tych projektach miał Gustaw Klimt. Emilie kochała go całym sercem, ale – niestety – on nie był jej wierny i nieszczęśliwa muza wyczerpana psychicznie, próbowała odebrać sobie życie. Kto postawił ją na nogi? Cóż – Zygmunt Freud… Ale przywiązanie nie pozwoliło się rozstać muzie i jej mistrzowi. Ostatnie słowa umierającego Klimta skierowane były właśnie do Emilie…
„Kobiety z obrazów” to nie tylko wciągające historie, książka jest również opatrzona ilustracjami malarskich dzieł, na których zobrazowane są bohaterki poszczególnych rozdziałów. W ten sposób słynne muzy zyskują duszę, stają się żywymi postaciami, które możemy zrozumieć, uruchamiając naszą wyobraźnię.
Mnie taka domowa wycieczka po ekskluzywnych galeriach sztuki bardzo odpowiada. Mogę do woli przyglądać się detalom i żaden niecierpliwy turysta nie wpycha się przede mnie, by więcej zobaczyć.
Zanim naprawdę znajdę się w budynku jakiegoś światowego muzeum, minie zapewne jeszcze trochę czasu. Nie szkodzi. Teraz, znając już losy wielu bohaterek z obrazów słynnych mistrzów, mogę w przyszłości innym okiem spojrzeć na wielką sztukę. W końcu dzięki lekturze „Kobiet z obrazów” to, co nieznane, odkryło przede mną swoje tajemnice.
Agata Bednarczyk