Earth – mocno i po polsku

 CZUŁYM UCHEM 

Moje dorastanie przypadło dokładnie na lata 90. (rocznik ‘82, łatwo sobie policzyć). Dekada z jednej strony przesiąknięta jeszcze analogowym kiczem lat 80, z drugiej zabawą w podchody z XXI wiekiem. Świat zmieniał się na moich oczach. Rowery BMX, gry wideo, VHS, pierwsze hipermarkety, kasety magnetofonowe, giełdy z tandetą, ciucholandy, Polsat i disco polo w niedzielne poranki.

W sumie bieda, ale już coś się działo, można było zachować pozory. Można było nawet dokonać rzeczy wielkich – tak właśnie postrzegam ówczesną scenę muzyczną w Polsce. Pomimo słabego zaplecza, trudnych warunków w latach 90. na polskim rynku pojawiło się mnóstwo cudownej muzyki, szczególnie z pogranicza rocka i popu. Czuło się powiew świeżości ze sceny i głód pod sceną. Dzisiaj o jednej z perełek tego okresu, płycie „Earth“ efemerycznej formacji Human.

Formacja Human, założona na początku lat 90. przez znanego z różnych projektów multiinstrumentalistę i wokalistę Kostka Yoriadisa, miała być przełomem w karierze artysty i zespołem na całe życie. Dlaczego tak się nie stało i zaledwie po roku działalności i wydaniu jednej płyty zespół rozpadł się na dobre, trudno dociekać. Osobiście nad tym ubolewam, ponieważ debiut zapowiadał pojawienie się na polskim rynku zespołu światowej rangi.

Do współpracy udało się Yoriadisowi namówić Macieja Gładysza, gitarzystę znanego m.in. z Wilków oraz zespołu IRA, basistę Piotra Urbanka, grającego wcześniej z Lady Pank, ale bardziej znanego z długoletniej działalności w zespole Perfect, oraz perkusistę Krzysztofa Patockiego, znanego z działalności sesyjnej. Była to więc grupa muzyków doświadczonych o wysokim poziomie wykonawczym. Sam lider wziął na swoje barki rolę wokalisty oraz klawiszowca.

Album „Earth“ został zarejestrowany w marcu 1993 roku.

Kostkowi Yoriadisowi bardzo zależało na tym, aby muzyka zawarta na krążku w stu procentach była szczera, trudno więc było o kompromisy z jego strony. Już w procesie wydawniczym krytykowano długość kompozycji, solówek, brak chwytliwych tematów i utartych podziałów rytmicznych, a także brak polskich tekstów (podstawowe wydanie kasetowe zawierało tylko jeden utwór po polsku), z kolei w innym utworze tekst  jest swobodną wokalną improwizacją Yoriadisa, która tylko z pozoru przypomina angielszczyznę – chodzi o piosenkę „Bardzo kocham moją mamę“.

To w przypadku tego utworu Kostek Yoriadis uległ namowom, aby opatrzyć piosenkę polskim tekstem i wydać ją jako singel. O słowa postarał się sam Robert Gawliński. Utwór oparty jedynie na śpiewie i akompaniamencie fortepianu dostał nowy tytuł „Słońce moje“ i cieszył się sporą popularnością. Singel nijak się jednak ma do tego, co możemy usłyszeć na krążku. Muzyka Human to grana z ogromną werwą i pomysłowością mieszanka hard rocka, soulu i funky. Potężny wokal Yoriadisa góruje nad całością. Wykonanie jest na światowym poziomie, trochę tu Living Colour, trochę RHCP.

Największym przebojem albumu okazał się utwór „Polski“, właśnie ten zaśpiewany po polsku. Ale to też jedyny numer, który spełnia warunki tzw. radiowego przeboju i jeden z najlepszych momentów w polskiej muzyce rozrywkowej w ogóle. Na płycie można znaleźć jeszcze jedną perełkę, balladę „Faith“, w której udzieliła się wokalnie Edyta Bartosiewicz. To mój ulubiony numer z płyty, stylistycznie nawiązujący jeszcze do lat 80.

Podsumowując, można zaryzykować kategoryczne stwierdzenie, że to najlepszy rockowy album wszech czasów wydany w dorzeczu Wisły i Odry… i jakkolwiek niedorzecznie to zabrzmi, nie jest to stwierdzenie dalekie od prawdy. Polecam!

Łukasz Cupał

MP 11/2020