Serce i rozum

 ELEMENTARZ POLSKO-SŁOWACKIEJ RORZINY 

Pamiętacie jeszcze uczucia, które towarzyszyły waszej decyzji o przeprowadzce na Słowację? Euforia? Strach? Radość? Rozdarcie? Ciekawość? Ja podejmowałam taką decyzję dwukrotnie, w dwóch różnych momentach swojego życia. Przeżywałam ją też na dwa różne sposoby, bowiem za drugim razem już wiedziałam, co znaczy emigracja. I wiecie co? Wcale nie było wtedy łatwiej. Przeciwnie – było trudniej.

W związku dwunarodowym, jeżeli nie chce się całkowicie odciąć od swoich korzeni i wyjechać daleko od obydwu swoich ojczyzn, zawsze jedno z pary będzie emigrantem. Zawsze też będzie stało przed wyzwaniem, jak odnaleźć się w obcym kraju, jak się w nim zadomowić, by poczuć się u siebie.

Różne są na to sposoby – jedni zdecydowanie odrzucają swój rodzimy język i kulturę, inni tworzą swoją małą bańkę kulturową, nie wpuszczając do niej zupełnie zwyczajów otaczającego ich świata, jeszcze inni nieustannie poszukują swojej drogi i sięgają po różne modele łączenia dwukulturowości w swoim domu. Każdy z tych sposobów jest dobry, o ile zapewnia nam szczęście.

Jest jednak coś, co uważam za szczególnie ważne w związku dwunarodowym i pomocne w każdej dwunarodowej rodzinie. To prosta prawda, którą nie zawsze łatwo stosować w życiu, ale mieszkanie za granicą nieustannie ją przypomina. Można ją zamknąć w kilku prostych zdaniach: żadna kultura nie jest lepsza od innej; jest po prostu… inna.

Ile razy łapałam się na myśleniu, że Polska jest większa, że to załatwiłabym w Polsce szybciej, że tamto Polacy wiedzą lepiej, a jeszcze coś innego dużo lepiej w Polsce funkcjonuje! Przykłady można mnożyć. Tyle że… tak się nie da w dwunarodowym małżeństwie żyć. I wcale nie chodzi o to, że wszystko w naszych krajach jest identyczne, należy między nimi postawić znak równości i nie wolno się nawet ośmielić czegokolwiek porównać. Ale!

Nieustanne stawianie na pierwszym miejscu tego, w czym wyrośliśmy, co znamy od zawsze, czym żyją nasi rodzice i przyjaciele, pochodzący z tego samego kraju, nie doprowadzi nas do wzajemnego zrozumienia i szacunku dla ludzi z innego kręgu kulturowego. Nic dziwnego, że to, co „moje”, znane, swojskie, będę odbierać jako najlepsze. Trzeba jednak spróbować spojrzeć na to z boku i uczciwie odpowiedzieć sobie na pytanie: czy mam obiektywne podstawy do stawiania takich tez, czy też coś jest „lepsze” tylko dlatego, że się w takim przekonaniu wychowałam.

Nasze sądy bywają subiektywne. Wiele naszych opinii opiera się na emocjach. W życiu między krajami równie wielką rolę jak rozum odgrywa serce. I gdy dostrzeżemy, jakie mechanizmy stoją za naszym przekonaniem o wyższości danej kultury, możemy nareszcie zacząć je zmieniać – pracować nad docenianiem drugiej strony, nad szanowaniem odmienności, nad przyjmowaniem różnic jako czegoś naturalnego,  nieodłącznego elementu naszego dwunarodowego świata.

Zamiana określenia „gorsza” na „inna” w odniesieniu do kultury naszego partnera może się okazać kluczem do docenienia jej, polubienia i wreszcie pragnienia głębszego jej poznania. A to może stać się momentem przełomowym dla całej naszej relacji i życia za granicą. W kraju naszego partnera nie musi nas przecież wszystko zachwycać, tak jak nie zachwyca nas wszystko w naszej własnej ojczyźnie. Ale warto, by stał się on naszym drugim domem nie tylko w głowie, ale też w sercu.

Natalia Konicz-Hamada

Zdjęcie: Natalia Konicz-Hamada

MP 11/2020