Nietuzinkowe wakacje

 ANKIETA 

Wakacje już za pasem. Zapytałam więc członków Klubu Polskiego, jakie najbardziej nietradycyjne wakacje spędzili i jakie plany urlopowe mają na tegoroczne lato. Czy w sytuacji po pandemii wybiorą wypoczynek w hotelu, ośrodku wypoczynkowym, a może w odosobnieniu?

 

Krzysztof  Majka, Malacky

Jak myślę o najbardziej nietypowych wakacjach w moim życiu, to wracam pamięcią do bardzo zamierzchłych czasów, a dokładnie do końca I klasy liceum ogólnokształcącego w Tarnowie. Nasza polonistka zaproponowała zorganizowanie niestandardowego obozu wędrownego – na rowerach. Wyprawa w Bory Tucholskie rozpoczęła się nocną podróżą pociągiem, którą z całym ekwipunkiem spędziliśmy na korytarzu wagonu.

Po tygodniu szwendania się po pięknych tucholskich lasach przemieściliśmy się na Mazury. Nigdy więcej, wracając tam wielokrotnie po latach już jako żeglarz, nie zwiedziłem tak dokładnie Mazur jak z perspektywy siodełka rowerowego za czasów ogólniaka.

Jeśli chodzi o tegoroczne plany urlopowe to razem z partnerką planowaliśmy kolejną wyprawę na ukochany Zakhintos. Cóż, życie zweryfikowało nasze plany. Pandemia koronawirusa przyspieszyła ostateczną decyzję o powrocie całej rodziny na Słowację. Także wakacyjne miesiące musimy poświęcić na przeprowadzkę i urządzanie się.

Wybór padł na piękne osiedle w środku lasu pod Malackami i to będzie namiastka naszych wakacji w lesie. Planujemy także parę weekendowych wyjazdów w ukochane Tatry, ale ze względu na zagrożenie epidemiologiczne będzie to raczej pobyt w domku na odludziu.

 

Ilona i Marek Sobkowie, Bratysława

Niezapomniane chwile przeżyliśmy przed trzema laty, kiedy to wybraliśmy się samochodem na grecką wyspę Thassos. W drodze postanowiliśmy zatrzymać się w Skopje, do którego dotarliśmy późnym wieczorem. Jakaś studencka demonstracja uniemożliwiła nam dojazd do zarezerwowanego parkingu, więc zostawiliśmy samochód na parkingu publicznym.

Rano recepcjonista namówił nas byśmy zaparkowali auto pod hotelem w strefie pieszej, twierdząc, że na krótki czas jest to możliwe. Zwiedziliśmy miasto i po niecałych dwóch godzinach wróciliśmy, a auta przed hotelem nie było. Z recepcjonistą  pojechaliśmy taksówką po odbiór samochodu. Za parking, na którym stał, zapłaciliśmy kartą, natomiast policja wystawiła nam mandat w euro i odesłała do zapłaty na pocztę. I tu zaczęły się prawdziwe komplikacje.

Pani na poczcie odmówiła przyjęcia euro i żądała zapłaty w walucie  miejscowej. Potem nie chciała uznać kwitu z kantoru, a ponadto nie wiedziała, po jakim kursie przeliczyć euro na denary. Katastrofa! Dopiero zdecydowana postawa recepcjonisty, który nam towarzyszył, pomogła rozwiązać tę zawiłą sytuację. Nagrodą za niemiłą przygodę był fantastyczny obiad, który zjedliśmy w restauracji nad rzeką Wardar przed przekroczeniem greckiej granicy.

Tegoroczne lato w większości spędzimy w Bratysławie. Planujemy krótkie wycieczki po Słowacji i Austrii. Natomiast w sierpniu wybieramy się do Polski, by spędzić trochę czasu z naszymi wnukami w gospodarstwie agroturystycznym na Mazurach – tak nietradycyjnie i rodzinnie: tylko wnuki, my, alpaki i Mazury.


Tatiana Recka, Beluja

Najbardziej nietradycyjne wakacje spędziłam w czasach studenckich. Zazwyczaj w każde lato pracowałam w Trnawie jako kelnerka. Tym razem podjęłam pracę jako sprzedawczyni gazet w starym kiosku, który pamiętał jeszcze czasy PRL-u.

Przygotowywałam się wówczas do obrony pracy magisterskiej i czekając na klientów, czytałam różne mądre książki, np. Umberta Eca albo Ludwiga Wittgensteina. Postrzegano mnie wówczas jako przedstawicielkę czechosłowackiej inteligencji, tej sprzed rewolucji, która pracowała na różnych stanowiskach, tylko nie na tych, do których przygotowywały ją studia.

W tym roku w wakacje pojadę do uzdrowiska Bardejov, leżącego na wschodzie Słowacji, blisko granicy z Polską. Uzdrowisko to kiedyś odwiedzała też austriacko-węgierska cesarzowa Sissi Habsburg, dlatego też na jego terenie znajduje się jej muzeum, a oprócz tego muzeum kultury ludowej.

 

Tomasz Madej, Bratysława

Nietypowe wakacje spędziłem jako 20-letni chłopak. Jeździłem wówczas na obozy żeglarskie jako instruktor. Właśnie po jednym z takich obozów zgłosiły się do mnie trzy kursantki z propozycją, czy nie zostanę ich kapitanem na czas rejsu po Mazurach. Dziewczyny zrobiły stopień żeglarza, a ojciec jednej z nich dysponował jachtem.

Świeżo upieczone żeglarki po kursie bały się same wypłynąć w rejs, dlatego złożyły mi propozycje bycia ich kapitanem. Zgodziłem się i 2 tygodnie pływaliśmy po Mazurach żaglówką kabinową Carina. Niestety na jachcie nie działał silnik, co skomentowałem: „Bez silnika jak bez nogi“. Ten tekst pozostał z nami do dzisiaj jako tytuł każdego emaila. Młode i atrakcyjne dziewczyny w każdym porcie zapraszane były na ognisko i imprezy, a one zawsze mówiły; „ OK, ale mamy swojego kapitana bez którego się nie ruszamy”. To były niezapomniane wakacje.

Tegoroczne lato spędzę z rodziną w górach ze względu na dzieci, zwłaszcza córkę, która ma kłopoty zdrowotne i potrzebuje dużo czystego i świeżego powietrza.

 

Agnieszka Drzewiecka, Bratysława

W 2010 roku razem z mężem Michałem spędziliśmy niezwykłe wakacje w Polsce. Byliśmy wtedy na początku naszej wspólnej drogi życiowej spragnieni przygód, a jednocześnie krucho u nas było z finansami. Postanowiliśmy więc wybrać się pod namiot. Około 100 km od Bydgoszczy, miejsca z którego oboje pochodzimy, w pięknych i magicznych Borach Tucholskich znajduje się miejscowość położona nad rzeką Brdą – Swornegacie.

Namiot, który pierwotnie chcieliśmy ze sobą zabrać, miał ze 30 lat, pachniał flizeliną i był po dziadku Michała. Po rozłożeniu go okazało się, że myszy na strychu pozostawiły po sobie dziurawe pamiątki. Byliśmy bardzo zawiedzeni. Moja teściowa zrobiła nam wtedy miłą niespodziankę i kupiła nam zupełnie nowiutki namiot.

W głębi lasów tucholskich znajdowało się pole namiotowe, prowadzone przez sympatyczną rodzinę. Codziennie mieliśmy świeże jaja, mleko i grzyby. Od mojej mamy pożyczyliśmy gliniany garnek, w którym zakisiliśmy swoje własne ogórki. Butla z gazem i skromny palniczek pozwoliły nam na kulinarnie szaleństwa.

Smażyliśmy jajecznicę, placki ziemniaczane, kotlety schabowe i klopsy mielone. Wieczorami sąsiedzi z okolicznych namiotów przychodzili do nas na pogawędki, przynosząc samodzielnie przygotowane smakołyki, jak smalec, drożdżówki, koreczki. Wszystko zapijaliśmy wysoko procentowym alkoholem przy blasku świeczek, by nie zmarznąć. Opowiadaliśmy sobie różne historie i planowaliśmy kolejne dni.

Piękne lasy Tucholskiego Parku Krajobrazowego odkrywaliśmy dzięki spływom kajakowym, wycieczkom rowerowym i długim spacerom. Bory Tucholskie uważane są za najpiękniejsze polskie lasy. My widzieliśmy tam na własne oczy sarny, czaple, żurawie, dziki i bobry. I tak, wydając niewiele pieniędzy, przeżyliśmy 2 tygodnie wakacji, które zapamiętamy do końca życia.

Każdego roku kontynuujemy swoją namiotową tradycję, więc również w tym roku wybieramy się pod namiot, tym razem we troje w Alpy. Cieszymy się, że nasz syn złapał bakcyla i lubi ten sposób spędzania wolnego czasu.

MZO

MP 7-8/2020