WYWIAD MIESIĄCA
Niektórzy nie dawali jej szans, a jednak w 2001 roku to ta dziewczyna ze Szczecina zyskała tytuł najpiękniejszej Polki. Potem reprezentowała nasz kraj na dwóch światowych konkursach: Miss World i Miss Universe. Z Joanną Drozdowską o kulisach wielkiego świata modelingu rozmawiamy na Słowacji, gdzie spotkałyśmy się na ślubie wspólnych znajomych.
Co spowodowało, że zdecydowałaś się startować w wyborach Miss Polonia?
Znajoma, która organizowała wybory Miss Zachodniopomorskiego, namówiła mnie, żebym przyszła na casting. Wybrałam się więc razem z koleżanką. Po drodze spotkałam pewnego znajomego fotografa, który powiedział mi, że powinnam od razu startować w Warszawie, ale nie miałam aż takiej wiary w siebie.
Traktowałam to raczej jako zabawę. Kto by przypuszczał, że zdobędę tytuł najpiękniejszej Polki? Podczas przygotowań do wyborów słyszałam wręcz, że nie mam szans na wygraną, gdyż nie mam typowo słowiańskiej urody, a właśnie dziewczyny z taką urodą zazwyczaj wygrywały konkursy piękności w Polsce.
Masz jakieś egzotyczne korzenie?
Nie, nie mam. Nie wróżono mi wygranej, ale i tak zostałam wicemiss i miss mediów w Zachodniopomorskiem, co dawało mi szansę na udział w konkursie ogólnokrajowym. Zdecydowałam się, że tak zrobię, i rzeczywiście dostałam się do finału.
To musi być bardzo deprymujące, kiedy młoda dziewczyna słyszy, że nie jest dość piękna, w odpowiednim typie itd. Jak sobie z tym radziłaś?
Nie przejmowałam się tym, robiłam swoje. Kiedy wygrałam wybory, wszyscy nagle mi mówili, że byli przekonani o mojej wygranej, że wierzyli we mnie. No cóż, sukces ma wiele matek.
Jak wspominasz ten szczególny wieczór, kiedy założono Ci koronę na głowę?
Finał konkursu Miss Polonia odbywał się w Krakowie. Po raz pierwszy organizowała go stacja TVN, a prowadził Olivier Janiak. Wcześniej byłyśmy z dziewczynami na zgrupowaniu na Krecie. Ze strojami doradzał nam stylista Tomek Jacyków, ale ja nie na wszystkie jego propozycje się zgadzałam. Po prostu wychodziłam z założenia, że nie będę ubierać czegoś, w czym się źle czuję.
Wśród uczestniczek zgrupowania czuło się napięcie? Rywalizacja dawała się we znaki?
Niektóre dziewczyny podchodziły do konkursu bardzo poważnie, słuchały rad innych, uczyły się na pamięć odpowiedzi na różne pytania, np. jak sobie wyobrażasz ślub marzeń. Ja stawiałam na żywioł i naturalność. Ale i tak nie sądziłam, że mogę wygrać.
Nawet poprosiłam moją mamę, by została w domu, w Szczecinie, że nie będę potrzebowała jej asysty podczas finału. Moja mama mnie posłuchała i nie była obecna podczas ogłaszania wyników, a moment, kiedy zakładają mi koronę na głowę, widziała w telewizji.
Jak Ty to przeżyłaś? Podłamały Ci się kolana?
Tak, łezka w oku też się pojawiła. Zawsze zaczyna się ogłaszanie wyników od tytułów komplemetarnych, miss publiczności, miss mediów, potem II wicemiss, I wicemiss. Naprawdę nie spodziewałam się, że to moje nazwisko zostanie odczytane na koniec. Nawet teraz, jak to wspominam, czuję wzruszenie. To było bardzo miłe.
A potem czekał na Ciebie wielki świat?
Później czekały mnie wybory światowe, czyli Miss World i Miss Universe, gdzie miałam okazję poznać przyszłego prezydenta USA Donalda Trumpa.
Jak to przeżywałaś jako młodziutka dziewczyna?
Miałam wtedy 23 lata, a Polska dopiero stawiała pierwsze kroki w przygotowaniach do takich światowych konkursów. U nas nie było wtedy fachowców, którzy by podpowiadali, jak się w odnaleźć w wielkim świecie, co na siebie włożyć itd.
Lecąc na taki konkurs, należy mieć ze sobą ileś tam sukienek, odpowiednie kreacje na różne okazje, w których bierze się udział. Nie miałam sponsora, który by zadbał o to i przygotował sukienki.
Tydzień przed wylotem do RPA, gdzie reprezentowałam Polskę, zlitowała się nade mną znana polska projektantka Ewa Minge. Pojechałam do niej, żeby sobie wybrać jakieś kreacje z tego, co miała na stanie.
To nie były rzeczy szyte dla mnie, na wybory miss świata! Potem okazało się, że to, co wybrałam, co było wtedy dostępne u niej w pracowni, nie było zbyt trafione.
Dlaczego?
Sukienki, w których wystąpiłam, były zbyt ciężkie, nie pasowały do mojej urody. Na przykład w czarnej sukience z weluru, zdobionej piórami zniknęłam – po prostu przyćmiła ona moją urodę.
Poza tym, jak wisiała na wieszaku podczas czterech tygodni, które spędziłyśmy z 96 dziewczynami z całego świata w RPA, po prostu się wyciągnęła i była zbyt długa. Nie było przy moim boku nikogo, kto by dokonał poprawek.
Oczywiście, jestem bardzo wdzięczna Ewie Minge, że wtedy zaoferowała mi swoje modele, ale mówię to dlatego, żeby pokazać, jak wtedy wyglądały w Polsce przygotowania i jak dalece odbiegały od poziomu światowego.
Dziś już jest lepiej?
Tak, przede wszystkim jest więcej projektantów, którzy ubierają reprezentantki na wybory.
Jak Ci poszło na światowych wyborach?
Tam jest najpierw wybieranych TOP 10 dziewczyn. Mnie się nie udało wejść do tej dziesiątki, ale i tak wspominam udział w nich jako fantastyczną przygodę. Już w podróży przekonałam się, że na to, by być zauważonym, pracuje się cały czas. Kiedy wsiadałam do samolotu, lecącego do RPA, nie wiedziałam, że trzeba się ubrać reprezentacyjnie. Poleciałam ubrana wygodnie, w dresiku – w końcu to kilkanaście godzin lotu!
Przed lądowaniem pilot zapowiedział, że na pokładzie samolotu są kandydatki na miss i prosi pozostałych pasażerów, by pozwolili nam wysiąść jako pierwszym, ponieważ czekają na nas na lotnisku media. Jakież było moje zdziwienie, kiedy dziewczyny – miss innych krajów – wstawały ze swoim miejsc pięknie ubrane, przepasane szarfami z napisami, który kraj reprezentują. Ja nie wiedziałam, że tak należy być przygotowanym.
Czułaś się jak ktoś z gorszego kraju?
Nie, może nie aż tak, ale było mi po prostu przykro, że u nas te sprawy organizacyjne nie były jeszcze na takim poziomie.
Po 18 latach od tamtego czasu już zapewne to wygląda inaczej. Angażujesz się w jakimś stopniu, by doradzać dziewczynom, które biorą udział w wyborach miss?
Jesteśmy dla nich dostępne, ale dziś już działa specjalne biuro, którego pracownicy doradzają w tych sprawach i pomagają w przygotowaniach.
Co Ci dał udział w wyborach miss?
Zmieniło się moje życie. Na początku, zaraz po wygranej, miałam mnóstwo obowiązków reprezentacyjnych, sporo podróżowałam po całej Polsce – mówiąc żartobliwie – z koroną pod pachą. Tak naprawdę woziłam ją w specjalnym kuferku.
Po roku trzeba oddać koronę następnej miss. Trudno jest się z nią rozstać?
Pewnie trochę tak. W moim przypadku doszło do komicznej sytuacji, bo podczas ceremonii dekorowania następnej miss wyglądało, jakbym tej korony nie chciała oddać, ponieważ wywołana na scenę, długo na nią nie wychodziłam.
Z prostego powodu – koronę przekazałam komuś z organizatorów, a ten zostawił ją gdzieś między rzędami krzeseł, na widowni. Długo nie można jej było odnaleźć, stąd komentarze prowadzących galę, że nie chcę oddać korony (śmiech).
A jak się potoczyły potem Twoje losy?
Przez 10 lat pracowałam w mediach, prowadziłam różne programy. Oczywiście pracowałam też jako modelka, fotomodelka i dobrze w tym czasie zarabiałam. To wspaniała przygoda i doświadczenie! No i spróbowałam też swoich sił na planie filmowym. Miałam okazję pracować z wieloma świetnymi aktorami, np. z Hanną Śleszyńską czy Piotrem Gąsowskim.
Mówisz o tym w czasie przeszłym. To już za Tobą?
Niektóre projekty już się skończyły, na przykład serial „Wawa“, który zdobył drugie miejsce w konkursie Telekamer. Ale gdyby przyszła propozycja zagrać w filmie i gdyby mi czas na to pozwolił, to czemu nie! Pewnie znowu bym podjęła się wyzwania.
Spotkałaś się z zawiścią ze strony konkurencji?
Pewnie tak, ale zawsze wydawało mi się to raczej śmieszne. Dobrze, że nikt mi obcasów nie podpiłował (śmiech).
Jak reagujesz na ataki hejterów?
Nie czytam, nie przejmuję się. Szkoda czasu na to, by zajmować się wypowiedziami kogoś, kto nawet nie ma odwagi ujawnić swojej tożsamości czy pokazać twarzy.
Co byś robiła w życiu, gdyby nie wybory Miss Polonia, które diametralnie zmieniły Twoje życie?
Studiowałam prawo i administrację, a wcześniej skończyłam Medyczne Studium Farmaceutyczne w Szczecinie i pewnie tam bym nadal mieszkała. Może byłabym panią farmaceutką w aptece?
Rodzina w Szczecinie jest z Ciebie dumna?
Tak.
Poznają Cię tam przechodnie na ulicach?
Tak, mam charakterystyczną urodę i do dziś mnie rozpoznają, co jest bardzo miłe.
Jak to jest być piękną?
Nie uważam się za jakąś piękność, mam w sobie dużo skromności. Piękna może być dusza, a uroda zewnętrzna to pojęcie względne.
Masz bajkowe życie?
Tak, jestem z niego zadowolona. Niedawno wyszłam za mąż. Teraz staramy się z mężem o dziecko. Chciałabym mieć córeczkę, której bym wszystko opowiedziała, pokazała, jak wyglądał konkurs, na czym polegał. Uwierzysz, że przez te lata uzbierałam dwa grube segregatory z artykułami prasowymi na swój temat?
Ale tytuł miss nie daje gwarancji, że życie będzie usłane różami?
Oczywiście, że nie. Mężczyźni boją się pięknych kobiet. Przez jakiś czas byłam sama i nawet pogodziłam się z myślą, że jeśli nie spotkam tego jedynego, to sama zostanę.
Z racji tytułu miss sporo podróżowałaś. Nie kusiło Cię, by wyemigrować?
Nie, nigdy takich myśli nie miałam, ale kiedyś oddałam na licytację dla Jurka Owisaka swoje bikini. Wylicytował je za spore pieniądze jakiś pan z USA, który powiesił je w polskiej restauracji z dedykacją ode mnie.
Czy kolejne miss Polonia utrzymują ze sobą więzi? Przyjaźnicie się?
Tak, co roku spotykamy się na wyborach i bardzo kibicujemy dziewczynom. Jesteśmy jak rodzina, która co roku poszerza się o kolejną miss. Na co dzień nie mamy czasu, by utrzymywać bliskie kontakty. Najbardziej zaprzyjaźniłam się ze swoją poprzedniczką i następczynią, czyli Justyną Bergamn i Martą Matyjasik.
Raz pewna dziennikarka sprawiła nam dużą przyjemność, gdyż znalazła sponsorów i wydała piękny album o wszystkich miss Polonia. W tym celu zjechałyśmy się w jednym miejscu i miałyśmy sesję zdjęciową w kreacjach Ewy Minge.
Jak się panie spotykają, to jest wśród Was jedyna miss świata, czyli Aneta Kręglicka. Z racji tego tytułu, który zyskała w 1989 roku, jest dla Was kimś w rodzaju guru?
Na pewno to było ogromne wydarzenie dla nas Polaków, że Aneta Kręglicka została Miss Świata, ale ona jest bardzo skromną osobą, nigdy nam nie dawała odczuć, że jest lepsza.
W niektórych krajach lokalna Polonia organizują konkursy piękności. Kiedyś nawet dziewczyny ze słowackiej Polonii były zapraszane na taki międzynarodowy konkurs polonijny do Wiednia. Co o tym myślisz? Polecasz młodym Polonuskom udział w tego typu przedsięwzięciach?
Mam kolegę, który organizuje konkurs piękności w Londynie, gdzie jest bardzo liczna Polonia, a co za tym idzie sporo pięknych dziewczyn. Oczywiście, że polecam. To ciekawe doświadczenie dla tych, których interesuje moda. Z pewnością otwiera się wtedy wiele drzwi.
Żeby stanąć do takiego konkursu trzeba mieć w sobie sporo ekshibicjonizmu, czy da się go nauczyć?
Są tacy, którzy pracują nad tym i są w stanie tę odwagę, otwartość wypracować, ale trzeba mieć to „coś” w sobie. Naburmuszona dziewczyna na pewno się nie nadaje do takiej roli, trzeba mieć aurę uśmiechu, bo w nim jest magia.
Małgorzata Wojcieszyńska, Trenczyńskie Cieplice
zdjęcia: Stano Stehlik