Stanisław Kargul – Konsul Roku 2012 konsulem RP na Słowacji

 WYWIAD MIESIĄCA 

Stanisław Kargul w roku 1998 podjął misję dyplomatyczną w Moskwie, później pracował na placówkach w Wilnie i Ankarze. Za swoje działania dyplomatyczne zyskał w roku 2012 tytuł Konsula Roku.  Od kwietnia br. pracuje jako konsul RP w Bratysławie. W rozmowie dla czytelników „Monitora Polonijnego“ mówi między innymi o planach dotyczących słowackiej Polonii.

 

Pracował Pan już w kilku placówkach dyplomatyczno-konsularnych – w Moskwie, Ankarze i Wilnie. Która z nich była najciekawsza z punktu widzenia pracy konsularnej?

Każda z nich miała swoją specyfikę. W Moskwie zapoznawałem się z szerokim spektrum spraw konsularnych, bo ta praca to nie tylko wydawanie paszportów i wiz, pomoc w przypadkach zagubienia czy kradzieży dokumentów tożsamości, ale również wsparcie rodaków, kiedy ich losy się komplikują.

W Wilnie miałem pod opieką sporą grupę miejscowych Polaków, których rodziny zostały po II wojnie światowej w miejscu, gdzie zawsze mieszkały. Oni to opisują zawsze w ten sposób, że to nie oni z Polski wyjechali, ale Polska wyjechała od nich. Spędziłem tam siedem lat, najpierw jako urzędnik konsularny, potem jako konsul RP.

 

Czyli tam Pan awansował?

Tak. Konsul RP to najwyższe stanowisko w urzędzie konsularnym. Może on podzielić się swoimi obowiązkami i uprawnieniami z innymi, podległymi mu urzędnikami, ale są obowiązki, których nie może przekazać nikomu innemu, np. udzielanie ślubu dwojgu obywatelom Rzeczpospolitej Polskiej. Ten miły obowiązek, także na terenie Słowacji, gdzie obowiązuje umowa dwustronna zawarta jeszcze między Polską a Czechosłowacją, to domena konsula RP.

 

Ilu ślubów już Pan udzielił?

Pięciu – trzy w Wilnie i dwa w Ankarze. W Wilnie to były pary, w których jedno z małżonków miało wileńskie korzenie i wymarzyło sobie ślub właśnie w miejscu pochodzenia przodków. Z kolei w Ankarze udzielałem ślubu znanym sportowcom, reprezentantom Polski, ale ponieważ obowiązuje mnie tajemnica, więc nie zdradzę ich tożsamości.

 

To chyba jedno z wdzięczniejszych obowiązków konsula, który udzielając ślubu, staje się najważniejszym świadkiem wydarzenia zmieniającego czyjeś życie.

Tak, to szczególne i bardzo miłe zadanie. Ale myliłby się ten, kto myśli, że taki ślub można sobie załatwić od ręki, jak w Las Vegas. To jest skomplikowana procedura. Miesiąc wcześniej trzeba złożyć wszystkie stosowne dokumenty, uprawniające konsula do udzielenia ślubu.

Nie można przyjechać do placówki dyplomatycznej, wejść z ulicy i tak po prostu poprosić o udzielenie ślubu tego samego dnia lub nazajutrz. W Ankarze było sporo chętnych, ale mało kto spełniał wymogi, czyli złożył osobiście dokumenty i po 30 dniach przyjechał ponownie do urzędu, by wziąć ślub.

 

Tuż po skończeniu misji dyplomatycznej w Wilnie otrzymał Pan tytuł Konsula Roku. Jak Pan zareagował?

Było to bardzo przyjemne, że dostrzeżono moją pracę na Litwie. Cały urząd pracował na to, żeby szkolnictwo polskie w tym kraju było utrzymane na odpowiednim poziomie. W okresie rozkwitu mieliśmy tam aż 110 szkół z polskim językiem nauczania.

Potem przyszedł niż demograficzny, a także świadome działanie tamtejszych władz, które próbowały wdrożyć do programu nauczania jak najwięcej języka litewskiego. Uchwalono tam też ustawę, która poprzez swoje zapisy stopniowo doprowadziła do zmniejszenia liczby szkół z wykładowym językiem mniejszości narodowych, a więc i polskim.

Pracowano nad nowymi projektami w innych, ważnych dla polskiej mniejszości sprawach, takich jak prawo do pisowni nazwiska w paszporcie w języku ojczystym czy posługiwania się językiem polskim w lokalnych urzędach na terenach, gdzie mieszkało wielu Polaków.

Te prace trwały latami, a kiedy były już prawie gotowe, przychodziły kolejne wybory i zmieniał się skład parlamentu, więc wszystkie starania zaczynano od początku. Walczyliśmy też o zachowanie dwujęzycznych nazw ulic tam, gdzie mniejszość polska stanowi ponad 20 procent.

Na Litwie są rejony, gdzie ludność polska stanowi nawet 70 – 80 procent. Praca w tym kraju to jednak nie tylko spory z miejscowymi władzami, ale też opieka nad miejscami pamięci narodowej, udział w renowacji nekropolii. Uwieńczeniem tego rodzaju moich działań było zakończenie remontu na cmentarzu na Rossie, które nastąpiło już po moim wyjeździe.

 

Tytuł Konsul Roku to olbrzymie wyróżnienie i nobilitacja. Jak sobie można na niego zasłużyć?

Co roku wybieranych jest trzech kandydatów, których później ocenia kapituła, w skład której wchodzą przedstawiciele Departamentu Konsularnego i Departamentu Współpracy z Polonią i Polakami za Granicą w Ministerstwie Spraw Zagranicznych oraz wdowa po ministrze Andrzeju Kremerze, który też był konsulem i który jako wiceminister nadzorował sprawy konsularne.

 

Opisywał Pan działania na Litwie, które wymagały odwagi, stanowczości, a nawet waleczności. Czy takie cechy przydadzą się też na Słowacji?

Po analizie sytuacji polskiej mniejszości na Słowacji nie widzę punktów zapalnych z miejscowymi władzami. Myślę, że moim zadaniem będzie rozwój tego, co robił mój poprzednik, czyli kontynuowanie współpracy z tutejszą Polonią, organizowanie wspólnych ciekawych przedsięwzięć, aktywizowanie środowisk polonijnych, o których wiemy, że są, ale nie uczestniczą w życiu tutejszej Polonii. Chcę się również zapoznać z miejscami pamięci narodowej oraz pochówku miejscowych rodaków i otoczyć je odpowiednią opieką.

 

Które z inicjatyw polonijnych są bliskie Pana sercu? Innymi słowy, w których bierze Pan udział z przyjemnością, a w których z obowiązku?

Tak, czasami obowiązek to jedno, a przyjemność to drugie, ale będę się starał wspierać wszystkie przedsięwzięcia, które będą integrować, edukować, a także promować Polskę. Na razie próbuję zgłębić to, co zastałem, potem będę się chciał spotkać z organizatorami poszczególnych wydarzeń. Chciałbym też bardziej zmotywować rodaków do działalności społecznej, ale niczego nie będę robił na siłę.

 

Klub Polski obchodzi w tym roku 25-lecie. Czego Pan mu życzy?

Życzę Klubowi kolejnych pięknych lat bardzo intensywnej i bardzo bogatej działalności. Aby liczba członków rosła i aby kolejne rocznice były obchodzone w jak najszerszym gronie. No i życzę Państwu, by funduszy – z różnych źródeł – na organizację ciekawych przedsięwzięć było jak najwięcej. My oczywiście – w miarę naszych możliwości – też będziemy wspierać działalność Klubu Polskiego. Tegoroczne finanse zostały już rozdzielone na konkretne projekty.

 

Jak Pan ocenia „Monitor Polonijny“?

Miałem okazję przejrzeć dwa numery i oceniam je pozytywnie. Widzę, że to dobry poziom dziennikarstwa. Fajnie, że jest takie czasopismo w formie papierowej, bo nie we wszystkich krajach ukazuje się drukowane słowo polskie. Niektóre osoby, zwłaszcza te z bogatszym doświadczeniem życiowym, wolą mieć coś do poczytania w rękach, choćby wieczorem „do poduszki”.

 

A Pan?

W domu chętniej czytam na papierze, ale w podróży na czytniku, co jest wygodniejsze.

 

Najbliższym ważnym Pana zadaniem będzie organizacja komisji wyborczej na wybory do Parlamentu Europejskiego?

Tak, czeka nas cały „maraton wyborczy”. Najpierw 26 maja – tak się składa, że na Dzień Matki –  będę organizował wybory do PE, jesienią parlamentarne, a za rok prezydenckie.

 

Dodatkowym wyzwaniem może być organizacja wyborów w nowym miejscu, ponieważ poprzednie wybory odbywały się w starej siedzibie ambasady.

Tak, to prawda. Zdecydowaliśmy, że lepsze warunki do przeprowadzenia głosowania aktualnie są w Instytucie Polskim w Bratysławie i dlatego najbliższe wybory się tam odbędą. Z tego co słyszałem, nie będzie to debiut.

 

To jedyne zmiany, dotyczące zbliżających się wyborów?

Zmieniono też przepisy, dotyczące głosowania korespondencyjnego. Niestety, nie będzie już takiej możliwości, co na pewno było wygodne dla osób mieszkających daleko od Bratysławy.

 

Konieczne jest uprzednie zapisanie się do spisu wyborców?

Zapisy do spisu zostaną ogłoszone do 5 maja. Wówczas też zostaną przekazane informacje, w jaki sposób do tego spisu się zapisać. Planowane jest stworzenie specjalnej aplikacji internetowej, za pomocą której wyborcy będą mogli sami się wpisać na listę wyborców i dostać stosowne potwierdzenie. Naszym zadaniem będzie zgłoszenie tych osób do Polski, by zostały one wykreślone z list wyborców w kraju.

Pozostali, którzy tego nie zrobią, owszem, będą mogli wziąć udział w głosowaniu w bratysławskim lokalu wyborczym, ale tylko z zaświadczeniem wydanym przez lokalną komisję wyborczą z miejsca zamieszkania. Ta sytuacja dotyczy turystów czy osób przebywających za granicą w ramach delegacji służbowych.

 

My, Polacy mieszkający na stałe na Słowacji, możemy podjąć decyzję, czy bierzemy udział w wyborach do PE, wybierając słowackich czy polskich europosłów.

Tak, mogą Państwo wziąć udział tylko w jednych wyborach: słowackich lub polskich. Przypomnę, że nasze kraje wymieniają się informacjami dotyczącymi wyborców i ich udziału w głosowaniu.

 

Czy załatwienie sprawy w konsulacie wymaga wcześniejszego zapisania się, czy można przyjść tak po prostu, kiedy pojawi się taka potrzeba np. wymienić polski paszport czy dokonać poświadczenia własnoręczności podpisu na dokumencie?

Docelowym, pożądanym przez nas rozwiązaniem jest, by zainteresowani wcześniej zgłosili nam swoją wizytę w urzędzie konsularnym. Do tego mamy narzędzie w postaci aplikacji internetowej na stronie www.e-konsulat.gov.pl.

Można tam dokładnie określić jaka sprawa jest do załatwienia, ustalić dzień i dokładną godzinę wizyty w urzędzie, a także otrzymać pisemne potwierdzenie zapisu. Interesantów przyjmujemy w dni robocze w godzinach 9.00-12.30 i takie też terminy są dostępne w tej aplikacji.

 

Czyli jeśli ktoś się nie zapisze za pośrednictwem tej aplikacji internetowej, to nie będzie mógł złożyć wniosku paszportowego czy załatwić innej sprawy?

Oczywiście w godzinach urzędowania przyjmiemy każdego interesanta, ale pierwszeństwo będą mieli ci, którzy nam wcześniej zgłoszą wizytę przez Internet czy telefonicznie. Naturalnie w sprawach bardzo pilnych czy wcześniej nie przewidzianych, zainteresowani mogą liczyć na naszą pomoc również poza godzinami urzędowania.

 

A jeżeli coś się wydarzy po godzinach pracy ambasady?

W przypadkach nagłych dotyczących obywateli polskich, zagrożenia ich życia lub zdrowia, wymagających interwencji poza godzinami pracy czyli po godzinie 16.15, mamy czynny telefon dyżurny. Jego numer, jak i inne informacje konsularne, znajdują się na naszej stronie internetowej: www.bratyslawa.msz.gov.pl.

 

Od kwietnia pełni Pan funkcję konsula RP w Bratysławie. Zdążył się Pan już zapoznać z miastem? Jak się ono Panu podoba?

W drodze do czy z Ankary kilka razy przejeżdżałem przez Bratysławę. Ale w czasie tak długiej podróży przerwy wymuszają tylko noclegi. Bratysława była zbyt blisko, by tu się zatrzymywać. Przyznaję jednak, że zawsze fascynował mnie górujący nad miastem zamek. Nawet planowałem weekend w Bratysławie, ale potem okazało się, że będę tu na dłużej. Będę zatem mieć więcej czasu, by zwiedzić stolicę Słowacji.

Mieszkam na Starym Mieście, te najciekawsze zakątki już widziałem i bardzo mi się podobają. Jeszcze nie wszystkie budynki były poddane renowacji, ale i tak są urocze. Na zamku jeszcze nie byłem, ale jak dołączy do mnie rodzina, to razem się wybierzemy, by go zwiedzić.

 

Na razie przebywa Pan tu sam, bez rodziny?

Tak, żona z córką dołączą do mnie latem, jak skończy się rok szkolny. Nastoletnia córka chodzi do liceum w Warszawie. Od września będzie kontynuować naukę w Bratysławie. Syn jest studentem i będzie nas od czasu do czasu

odwiedzać.

Dostał Pan bonus od losu w postaci nazwiska, które zapewne wywołuje uśmiech na twarzy tych, którzy znają filmową trylogię „Sami swoi“, „Nie ma mocnych“ i „Kochaj albo rzuć!“. To chyba bardzo miłe?  

Tak, to prawda, ale młodsze pokolenie już tych filmów nie zna. Ten cykl bardzo popularnych i bardzo śmiesznych komedii odchodzi w zapomnienie. Rzeczywiście, kiedyś częściej spotykałem się z wesołością, którą wywoływało moje nazwisko, gdyż kojarzyło się ze sprzeczkami i rozgrywkami sąsiedzkimi Kargula i Pawlaka. Z kolei w Turcji dowiedziałem się, że „Kargül” to znaczy śnieżna róża. Pytano mnie tam, czy mam jakiś przodków tureckich.

W Polsce moje nazwisko jest kojarzone z Kresami, Krużewnikami, bliżej Lwowa, ale kto wie, może ma tureckie pochodzenie? Co ciekawe, latem w Lubomierzu na Dolnym Śląsku, gdzie kręcono film, odbywają się zjazdy rodzin Pawlaków i Karguli. Kiedyś planowałem, że się na taki zjazd wybiorę, ale jeszcze mi się nie udało. Może uda mi się teraz skoczyć tam kiedyś z Bratysławy?

Małgorzata Wojcieszyńska
zdjęcia: Stano Stehlik

MP 5/2019