PIĘKNY TRZYDZIESTOLATEK
W kolejnym odcinku poświęconym 30-leciu Klubu Polskiego na Słowacji kolejna rozmowa z kolejnym prezesem. Tym razem z Markiem Sobkiem, który stał na czele tejże organizacji polonijnej w latach 2009 – 2012, a wcześniej szefował bratysławskiemu oddziałowi Klubu.
Marku, jakie jest Twoje pierwsze wspomnienie na temat Klubu Polskiego? Pierwsza impreza, która Ci zapadła w pamięć?
Chciałoby się powiedzieć: „stare, dobre czasy”, bo takie były. Udział w pierwszym Balu Polskim w bratysławskiej dzielnicy Rača w 1999 r. Polonez, którym otworzyliśmy bal, oraz inne atrakcje uświadomiły mi, że są tutaj Polacy, którym zależy na integracji środowiska polonijnego, no i że lubią zabawę.
Później były kolejne bale, ale ten pierwszy pozostawił niezapomniane wrażenia. Mile też wspominam „Polskie szanty na Dunaju”, które cieszyły się bardzo dużym zainteresowaniem. Będąc prezesem Klubu Polskiego w Bratysławie, też je organizowałem.
Które z imprez, za które odpowiadałeś, wspominasz najcieplej?
Klub Polski w Bratysławie organizował wiele wydarzeń, których byłem współautorem i wszystkie sprawiały mi radość i zadowolenie. Wspominam z ogromnym sentymentem na przykład projekty adwentowe z udziałem dzieci i zapraszanych zespołów polskich. Zespół pieśni i tańca „Ziemia Lęborska” zaprezentował kiedyś żywą szopkę bożonarodzeniową – fantastyczne przedstawienie, jakby mały musical.
Ale najcieplejsze wspomnienia pozostawił we mnie projekt „Vianoce v srdciach hrajú”, zrealizowany w pałacu Zichych, podczas którego czytano dialog między dziewczynką a św. Mikołajem. Dziecko pytało, a św. Mikołaj odpowiadał i wyjaśniał znaczenie i filozofię świąt Bożego Narodzenia – wtedy łezka pociekła.
Kiedy w 2009 r. stanąłeś na czele całego Klubu Polskiego i zmagałeś się z różnymi turbulencjami, co było największym wyzwaniem?
Niestety, w szeregach Klubu Polskiego był też trudny czas rozłamu, ścierały się różne koncepcje organizacji, zdania były podzielone, szczególnie w temacie naszej działalności wydawniczej, czyli „Monitora Polonijnego“. Zasługi tego czasopisma dla środowiska polonijnego na Słowacji i jego wizerunku, również poza granicami, były niedoceniane i lekceważone przez niektóre osoby.
Odczuwałem, jak i inni, niebezpieczeństwo utraty tego, tak cennego, czasopisma. Brałem udział w posiedzeniach Rady Klubu Polskiego, na których mocno dyskutowaliśmy, przekonywaliśmy do naszych racji i udało się. Na pewnym pamiętnym posiedzeniu Rady Klubu Polskiego bezapelacyjnie odwróciliśmy złą passę, która ciążyła nad nami, a tym samym „Monitor Polonijny“ został uratowany.
Później, obdarzony zaufaniem większości, przewodniczyłem Klubowi i spotkaniom Rady Klubu Polskiego. Ceniłem sobie współpracę ze wszystkimi regionalnymi organizacjami i ich przedstawicielami. Sprawiało mi to dużą satysfakcję, szczególnie kiedy wspólnie docenialiśmy nasz wysiłek dla czynnego i urozmaiconego życia Klubu Polskiego, dla jego członków i przyjaciół.
Pozytywny odbiór naszej działalności dawał mi radość i spełnienie. Do dzisiaj z sentymentem wspominam te stare, dobre czasy, które na przekór różnym turbulencjom zapisały się w moim życiu wyjątkowo. Bardzo chętnie biorę udział z wydarzeniach organizowanych obecnie przez Klub Polski, aby móc poznać nowych, młodych Polaków, którzy włączają się w polonijną działalność, a ze starszymi porozmawiać i powspominać.
Czytam od deski do deski „Monitor Polonijny“, więc jestem na bieżąco z aktualnym życiem słowackiej Polonii. Podziwiam działania klubowe, szczególnie te Natalii, edukującej poprzez zabawę dzieciaki polonijne w Klubie Małego Polaka.
Dałeś bardzo dużo Klubowi. Co Klub dał Tobie?
Dałem Klubowi siebie, a Klub odpłaca mi teraz w dwójnasób – korzyść sentymentalna i duchowa w czystej postaci. Z okazji 30-lecia życzę Klubowi Polskiemu dalszych wielu lat konstruktywnej działalności dla zachowania polskiej tożsamości w tej naszej Słowacji.
Małgorzata Wojcieszyńska
Zdjęcia: Stano Stehlik