KINO OKO
Nowy film Xawerego Żuławskiego
Ten film mnie absolutnie zaskoczył. Cenię nieprzeciętną wyobraźnie Xawerego Żuławskiego, odwagę formalną i treściową w jego dotychczasowych produkcjach („Mowa ptaków”, „Apokawixa”), ale nie lubię boksu. Eksperymentalne wynaturzenia strikerów, style walki w MMA, faceci i kobiety w klatkach, obtłuczeni niczym mięso na kotlety, skopani do nieprzytomności, bryzgający krwią budzą mój totalny sprzeciw.
Oczywiście wiem, że za czasów Jerzego Kuleja bokserzy w walce używali przede wszystkim pięści, ale i tak byli nieźle poobijani. W związku z tym do najnowszego filmu Żuławskiego podchodziłam z nieufnością. I niesłusznie. Okazało się bowiem, że reżyser i współscenarzysta (razem z Rafałem Lipskim) poza portretowaniem sportowego świata boksera, stworzył niezły filmowy romans i z wdziękiem opowiedział historię rodziną Jerzego i Heleny Kulejów.
A przy okazji z dystansem skomentował polską rzeczywistość lat 60. i 70. Żuławski wie, jak budować napięcia, wie, jak dorzucić do fabuły odpowiednią dawkę humoru i ironii, jak zaciekawić widza dobrym tempem i doborową obsadą aktorską, którą oglądamy w tym filmie.
Jerzy Kulej to legenda, bokserski fenomen, ośmiokrotny mistrz Polski, dwukrotny mistrz Europy i zdobywca dwóch medali olimpijskich, który nigdy nie leżał na deskach. W filmie Żuławskiego jest nie tylko walecznym zawodnikiem, ale również czułym, wrażliwym i kochającym mężem, opiekuńczym ojcem, choć często nieobecnym w domu, bo obciążonym wyjazdami na zgrupowania, treningi czy mecze.
Jest również niezłym tancerzem, świetnym kolegą i przyjacielem, ale i twardym człowiekiem, kiedy trzeba. W wielu działaniach wspiera go mądra, urodziwa żona, która pomaga mu wychodzić z kryzysów, także wtedy, gdy dopada go „życiowa klęska”.
Akcja filmu toczy się między dwoma olimpiadami Jerzego Kuleja. Dwudziestoczteroletni zawodnik wagi lekko półśredniej zostaje mistrzem olimpijskim w Tokio w 1964 r. Zachłyśnięty sukcesem wraca do Polski jak bohater narodowy, postanawiając, że następna olimpiada też musi być jego i oczywiście musi mu też przynieść złoty medal. I tak się stało w Meksyku. Wartka filmowa opowieść pełna jest zwrotów akcji i niespodzianek. To film biograficzny, osadzony zarówno w niuansach rodzinnych, jak i w bokserskich zmaganiach.
A ponieważ Kulej żył w czasach realnego PRL-owskiego socjalizmu i był zawodnikiem Milicyjnego Klubu Sportowego Gwardia Warszawa, dopadła go również polityka, w tym działania „opiekuńcze” służb specjalnych (świetny Tomasz Kot jako pułkownik Sikorski). Kuleja dosięgają również wydarzenia marca 1968 r., w tym ataki na studentów w Warszawie.
Aktorzy w filmie Żuławskiego sprawiają widzom prawdziwą radość. Kuleja gra Tomasz Włosok, aktor dobrze już znany z takich filmów, jak „Diablo”, „Boże ciało”, „Jak zostałem gangsterem” czy „Zielona granica”. Jest przekonywający i dobrze boksuje. Jego filmowa żona to urodziwa Michalina Olszańska, aktorka, której kariera w ostatnich latach rozwija się bardzo ciekawie.
Atrakcyjna, obdarzana seksapilem, w roli Heleny Kulej jest również kobietą mądrą, dojrzałą i tworzy piękny portret żony sławnego boksera. W tej filmowej biografii Kuleja porusza też Andrzeja Chyry jako Papa Stamm. To właśnie on przypomina, jak zaczęła się wielka sportowa kariera chłopaka z ubogiej dzielnicy Częstochowy, zwanej Ostatni Grosz.
Dokuczali wtedy Kulejowi koledzy w szkole i na podwórku, bo był słaby, chuderlawy i jak sam mówił o sobie: „mizerny i kruchy”. Chyra jako Feliks Stamm jest perfekcyjnie ustawioną postacią. Wyciszony, opanowany, świadomy możliwości sportowych Kuleja, umie obudzić w nim wolę walki i chęć rywalizacji. Świetnie ucharakteryzowany Chyra rzeczywiście przypomina Papę Stamma.
Polecam Państwu ten film, bo historię Jerzego Kuleja ogląda się z prawdziwym zaciekawieniem, a burzliwe życie prywatne sportowca i społeczno-polityczne konteksty dodają filmowi ważnego kolorytu. To kino tzw. środka, skierowane do szerokiego grona odbiorców.
Alina Kietrys