WYWIAD MIESIĄCA
Piotr Samerek to dyplomata dobrze znany na Słowacji, bowiem w latach 2013 – 2019 pracował w ambasadzie RP w RS jako zastępca aż trzech ambasadorów. Teraz powraca do Bratysławy w roli szefa polskiej placówki dyplomatycznej. Znalazł się w gronie ponad 20 dyplomatów, wybranych przez ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego na ambasadorów, którzy zyskali pozytywne rekomendacje sejmowej komisji spraw zagranicznych, ale – tak jak jego koledzy – czeka na listy uwierzytelniające od prezydenta RP. Podobna sytuacja miała miejsce w Bratysławie piętnaście lat temu, kiedy to Andrzej Krawczyk czekał na listy uwierzytelniające od prezydenta Lecha Kaczyńskiego (otrzymał je dopiero po kilku miesiącach urzędowania na Słowacji).
Co Pan zobaczył, wchodząc poniekąd drugi raz do tej samej rzeki?
Z Bratysławy wyjechałem pięć lat temu i ku mojemu zaskoczeniu wróciłem ponownie. Nie sądziłem, że moja kariera dyplomatyczna będzie znów wiodła przez Słowację, ale bardzo się ucieszyłem z propozycji, którą otrzymałem. Traktuję ją jako swoistą premię za czas, który spędziłem w Bratysławie w roli zastępcy ambasadora.
Nawiązując do pani porównania z rzeką, postrzegam ją jako tę samą, choć bardziej dynamiczną, ponieważ Bratysława w ciągu tych lat uległa widocznemu rozwojowi – zupełnie nowe oblicze mają Mlynské Nivy czy obrzeża jeziora Kuchajda. Widać, że miasto żyje i się rozwija. To zachęta, żeby temu państwu i jego społeczeństwu w tym rozwoju towarzyszyć i jeszcze bardziej pogłębiać tematy polsko-słowackie.
Cieszy mnie, że ludzie, z którymi tu współpracowałem, na szczęście są tak samo uśmiechnięci i życzliwi, co sprawia, że nasz dialog to kontynuacja rozmów sprzed lat.
W tych rozmowach są na pewno tematy priorytetowe. Które?
Priorytety mam, oczywiście, bo przecież nie oddaję się mojej pracy spontanicznie. Chcę jednak podkreślić, że rola dyplomaty coraz częściej staje się rolą tłumacza. Nie tylko tłumacza z jednego języka na drugi, bo i tak czasami bywa, ale tłumacza rzeczywistości społeczeństwa i świata, do którego jesteśmy posłani. Ja jako dyplomata wysłany do Bratysławy będą tłumaczyć w Warszawie to, co się dzieje tu na miejscu, po to, żeby nie opierać się tylko na relacjach medialnych.
Zależy mi na utrzymywaniu kontaktów politycznych na każdym możliwym stopniu. Na szczęście między naszymi krajami jest wiele obszarów współpracy: od politycznej, gospodarczej, przez transgraniczną, po kulturalną, ale to już domena Instytutu Polskiego, chociaż wcale się nie odżegnuję od tego, żeby wspierać działania kulturalne. To priorytet numer jeden.
Drugi priorytet, który tu jest nowością, to wspieranie polskich przedsiębiorców. Jeszcze 5 – 7 lat temu nie było ich tu tak wielu jak dziś i przyznam, że kiedy przygotowywałem się do przyjazdu na Słowację, to największą radość sprawiło mi, kiedy zobaczyłem, ile dużych i rozpoznawalnych firm polskich jest tu obecnych.
Priorytet numer trzy jest nam wszystkim doskonale znany – to priorytet każdego z moich poprzedników i – obawiam się – że moich następców również, czyli drogi, drogi, drogi. Infrastruktura, przejścia graniczne, budowa kolei. Nie muszę tego nikomu na Słowacji tłumaczyć, od tego tematu nie można uciec.
Czwarty temat jest też bardzo żywy – chodzi o współpracę transgraniczną i to nie taką, jaka została ukształtowana przed 20 laty. Rzeczywistość, kiedy powstawały różne więzi transgraniczne, uległa zmianie. Jesteśmy ponad 20 lat w Unii Europejskiej, więc trzeba poddać pewnej rewizji dotychczasowe działania i może je nieco zmienić.
Teraz jest czas, żeby się wspólnie zastanowić, jak wykorzystać czas otwartych granic, a jednocześnie zmierzyć się z sytuacją, kiedy to granice europejskie znajdują się pod coraz większą presją. To temat, który jest mi bliski, nad którym będę starał się pracować. I ostatnia rzecz, która jest bardzo ważna to mówienie dobrze o swoim kraju – i w tym zadaniu Klub Polski jest nieodzownym sojusznikiem.
Mówi Pan o roli dyplomaty jako roli tłumacza, jak zatem Pan tłumaczy w Warszawie to, co się dzieje na Słowacji? To jest zrozumiałe?
Jest zrozumiałe. My dyplomaci często przegrywamy z dziennikarzami, którzy działają szybko, walcząc o uwagę odbiorcy. My przyglądamy się zagadnieniom dłużej, by przekazać obraz pełniejszy.
Czy to znaczy, że dyplomaci patrzą łaskawszym okiem na Słowację niż dziennikarze?
Myślę, że tak. Coraz bardziej zaczynamy rozumieć, że potrzebujemy się nawzajem. Z niektórymi sąsiadami nie mamy tak czytelnych, dobrych relacji, a polsko-słowacka granica jest skarbem. To najbardziej stabilna granica od początku jej istnienia. Powinniśmy ją pokazywać jako przykład.
Niestety, dostrzegam deficyty, jeśli chodzi o zainteresowanie Polaków Słowakami. A Pan?
Podzielam pani zdanie. Wystarczy wziąć gazetę słowacką i zobaczyć, ile tam jest informacji o Polsce. Z kolei w Polsce o południowym sąsiedzie jest ich znacznie mniej. Natomiast w Polsce powstają książki na temat krajów Europy Środkowej, w tym Słowacji, które są popularne, co jest miarą zainteresowania.
Jest jeszcze inna pozytywna zmiana – i Polacy, i Słowacy są mobilni, a ponieważ więcej Słowaków przyjeżdża do pracy w międzynarodowych firmach działających w naszym kraju, poznaje Polskę, to przywozi wiedzę o nas do swojego kraju. Podobnie zresztą dzieje się odwrotnie. To, że na Słowacji są duże polskie firmy, powoduje, że nasz kraj staje się bardziej rozpoznawalny. Mam nadzieję, że przyjdzie czas, że trafimy także do świadomości dziennikarzy, którzy zaczną więcej uwagi poświęcać sąsiadom.
Był Pan zastępcą aż trzech ambasadorów RP w Bratysławie. Stali się dla Pana inspiracją przed objęciem najwyższego stanowiska w ambasadzie?
Od każdego uczyłem się czegoś innego. Bratysława na polskiej mapie dyplomatycznej jest tym miejscem, gdzie każdy z ambasadorów coś budował na bazie tego, co zostawił poprzednik. Pamiętam ambasadora Tomasza Chłonia, który był wyjątkowy, jeśli chodzi o kontakty z mediami, ze słowackim społeczeństwem – jego otwartość, wyjście do ludzi były bardzo inspirujące.
Z ambasadorem Leszkiem Soczewicą mieliśmy też świetne stosunki. Wspomnę tu słowa kandydata na prezydenta RS Ivana Korčoka, który powiedział, że ambasador Leszek Soczewica jest wzorem humanizmu w dyplomacji, uśmiechu, pogody ducha, mądrości i pewnego spokoju w podejmowaniu decyzji i ocenianiu. I tego się od niego nauczyłem.
Z ambasadorem Krzysztofem Strzałką pracowaliśmy przez rok. Od niego nauczyłem się współpracy z ośrodkami akademickimi. On miał dużą łatwość i naturalną chęć przebywania w tym środowisku, umiejętność rozmawiania z każdym. Były to trzy bardzo dobre lekcje dyplomatyczne.
Czego Panu brakowało po wyjeździe ze Słowacji?
Na pewno gór. Przyroda słowacka jest fascynująca. Brakowało mi dystansu do świata, który niosą ze sobą Słowacy. Ja wracam do tego z dużą sympatią, doceniając to słowackie podejście.
Co Pan robił przez tych pięć lat?
Przez trzy lata byłem na placówce w Niderlandach, stąd ta tęsknota za górami. Byłem tam zastępcą szefa placówki, a przez kolejne dwa lata zajmowałem się dyplomacją publiczną i kulturalną oraz projektami z zakresu historii. Z tymi nowymi doświadczeniami powracam tutaj.
Przyjechał Pan do Bratysławy z rodziną?
Tym razem tylko z żoną, bo dzieci są już dorosłe i zostały w Warszawie.
Jak Pan odbiera fakt, że jest Pan w gronie dyplomatów wysłanych przez ministra Sikorskiego, którym prezydent Andrzej Duda nie wręczył listów uwierzytelniających?
Minister Sikorski bardzo o to zabiegał, by zostały zachowane wszystkie procedury, związane z wysyłaniem ambasadorów do krajów działania. Wszystkie kandydatury były omawiane na spotkaniach z przedstawicielami prezydenta. Ponieważ nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, dlaczego jest tak, jak jest, więc nie analizuję tego.
Bywają takie momenty, kiedy dyplomata rozkłada ręce, bo wie, że nic nie jest w stanie zdziałać. Przeżył Pan już taką sytuację?
Pewnie tak. Nadzieja umiera ostatnia. Trzeba nieść nadzieję i uśmiechniętą twarz swojego narodu. Wobec ekstremalnych sytuacji, z którymi teraz mamy do czynienia, myślę tu o wojnie w Ukrainie i na Bliskim Wschodzie, nie możemy dać się złamać, choć widzimy, że pewne rzeczy się nie powiodły, bo zniknie nadzieja na rozwiązanie tych problemów, a zadaniem dyplomaty jest nie tylko rozwiązywanie problemów, ale przede wszystkim budowanie pozytywnego myślenia i tworzenie pozytywnych więzi.
Wspominał Pan, że pomocny w tym zadaniu jest Klub Polski, który właśnie obchodzi jubileusz. Czego Pan życzy trzydziestolatkowi?
Cieszę się, że Klub Polski się rozwija i że jest wspaniałą organizacją, zrzeszającą Polaków z całej Słowacji. Życzę mu, by był mocniejszy, bardziej świadomy swoich atutów, żeby przyciągał tych, którzy jeszcze nie znają Polaków. By nadal promował uśmiechniętą twarz Polski.
Dziękuję Klubowi Polskiemu za wsparcie, za obecność, za różne inicjatywy.
Małgorzata Wojcieszyńska
Zdjęcia: Stano Stehlik