W przededniu jubileuszu 75-latka

Rozmowa z Agnieszką Kwiatkowską, nową dyrektor Instytutu Polskiego w Bratysławie

 WYWIAD MIESIĄCA 

Obejmuje Pani stanowisko dyrektora Instytut Polskiego w Bratysławie po dyrektorze Piotrze Drobniaku, podobnie jak przed laty w Pradze. Można zatem mówić o sztafecie, która wygrywa?

Coś w tym jest. To słowo, którego pani użyła, dosyć dobrze oddaje sytuację. Ta swoista sztafeta – w Pradze i w Bratysławie – wynika z tego, że my lubimy Europę Środkową, współpracę między Polską a Czechami oraz Polską a Słowacją. To nas interesuje. To nam daje satysfakcję. Wybieramy te miejsca, które są nam bliskie, gdzie możemy dać z siebie wszystko. Jedziemy do kraju, który lubimy, którego język znamy – i wtedy ta praca jest bardziej efektywna.

 

Jak większość dyplomatów przyjeżdżających z placówki w Pradze zapewne zna Pani czeski. Czy stawia Pani także na słowacki?

Byłam w Czechach sześć lat, najpierw jako pracownik ambasady, następnie jako zastępca dyrektora i dyrektor w Instytucie Polskim. Pracując w ambasadzie, obracając się w środowisku dyplomatów, nie odczuwałam aż tak mocnej potrzeby znajomości języka czeskiego, bo większość korpusu dyplomatycznego porozumiewała się językiem angielskim.

Ale kiedy rozpoczęłam pracę w Instytucie Polskim, poczułam wielką potrzebę i chęć, by bardzo szybko nauczyć się czeskiego. Tu, mam nadzieję, będzie tak samo. Zresztą już podjęłam kroki, żeby uczyć się słowackiego. Choć czeski i słowacki to podobne języki, to czasami ta bliskość bywa przeszkodą.

Mam nadzieję, że szybko opanuję tajniki słowackiego, bo z partnerami chciałabym porozumiewać się w ich ojczystym języku. Na razie radzę sobie po czesku i cieszę się, że wszyscy mnie rozumieją.

 

Coś Panią zaskoczyło przy zestawieniu czeskiego ze słowackim?

Dostrzegam różnice – niektóre słowa, które znam z czeskiego, znaczą coś innego. Na przykład robić czy słuchać to zupełnie inne słowa, na które muszę uważać. Wszyscy traktują mój czeski bardzo życzliwie, zwłaszcza starsze pokolenie. Młodsze też bardzo się stara.

 

Dość często polscy dyplomaci po misji w Pradze przyjeżdżają na placówkę do Bratysławy. Nasuwa się więc pytanie, czy dlatego, że praca w Czechach jest trudniejsza, więc tu mogą sobie odpocząć, czy też odwrotnie – w Pradze przeszli chrzest bojowy, by tu wykorzystać wszystkie swoje umiejętności?

Myślę, że ten ruch nie jest taki jednostronny, bo są również dyplomaci, którzy zaczynali swoją misję w Bratysławie, by potem pojechać do Pragi i takich sytuacji jest mniej więcej pół na pół. To, że ktoś pracował w Bratysławie i w Pradze, to kwestia doceniania obu tych krajów i satysfakcji z pracy na tych terenach.

Lokalizacja i dostępność Instytutu Polskiego w Bratysławie jest fantastyczna w porównaniu z instytutami w innych krajach. Jak Pani zamierza to wykorzystać?

Tak, to wielki atut. Jesteśmy tu wiele lat, wszyscy znają to miejsce. Tu jest przepiękna, łatwo dostępna galeria. Będę chciała wraz z moim zespołem kontynuować pracę poprzedników, organizując wystawy, koncerty, spotkania z ciekawymi ludźmi. Stawiam również na współpracę z Polakami, z Klubem Polskim, który organizuje tu bardzo ciekawe przedsięwzięcia. Są Państwo naszymi sojusznikami w propagowaniu Polski w Bratysławie i nie tylko.

 

Co w przygotowaniu na najbliższe miesiące?

Będzie polski film, będą wystawy, bierzemy udział w Białych Nocach, Miesiącu Fotografii. W październiku będzie w Bratysławie ciekawa wystawa śląskich prymitywistów, a w Preszowie razem z władzami miasta i uniwersytetem organizujemy Dni Polskie.

W listopadzie będziemy świętować stulecie języka polskiego na Uniwersytecie Komeńskiego. To ważne dla naszych dwustronnych stosunków, by celebrować takie rocznice. Istotne jest też to, że mamy projekty w całej Słowacji – i w największych miastach i w tych mniejszych – bo staramy się dotrzeć wszędzie i do wszystkich z naszą opowieścią o Polsce.

 

Każdy z dyrektorów Instytutu kładzie nacisk na to, co bliskie jego sercu. Co to jest w Pani przypadku?

Współpraca z młodymi artystami. Uważam, że młodzi ludzie na początku swojej kariery w obszarze kultury, sztuki, muzyki potrzebują szans, by mogli się dalej rozwijać. Chętnie wspieram młode pokolenie, ludzi, którym się chce, którzy mają pomysły.

Kontakt z kolegami z zagranicy jest dla nich bardzo ważny, więc chcę im to umożliwiać. Mam nadzieję, że za 20 lat ci ludzie będą tu jak u siebie, współpracując z tutejszymi artystami. Uważam też, że ważne jest wspominanie i rozumienie naszej historii, a ponieważ Polacy są mistrzami w łączeniu historii z nowymi trendami, co widać w muzyce, w której potrafią wykorzystywać folklor, to także taki aspekt kulturalny jest bliski mojemu sercu.

 

W przyszłym roku Instytut Polski będzie obchodził 75-lecie powstania. Jak wyglądają przygotowania do tak ważnego jubileuszu?

Mamy pomysły, ale nie chciałabym jeszcze zdradzać szczegółów. Chcę, żeby to była niespodzianka. Instytut Polski to symbol naszej współpracy ze Słowakami.

 

To proszę chociaż zdradzić, których dziedzin kultury będzie dotyczyć ta uroczystość? Czy szykują Państwo wielką galę?

Chcemy się raczej skupić na przykładach naszej najlepszej współpracy. Nie sądzę, by dla naszego świętowania była konieczna jakaś gala. Wartościowsze wydaje mi się przypomnienie historii naszej współpracy, co mogłoby być opowiedziane w nowy, kreatywny sposób, tak, by ta opowieść zapadła w pamięć. To będzie duże wyzwanie.

 

To jeszcze podpytam, na kiedy planowane jest to wydarzenie?

Myślę, że to będzie w drugiej połowie przyszłego roku, raczej na jesieni, co związane jest z dynamiką kalendarza wydarzeń – właśnie jesienią publiczność oczekuje bogatej oferty kulturalnej.

 

Obejmując stanowisko dyrektora Instytutu Polskiego w Bratysławie otrzymała Pani informację, że stanowisko zastępcy zostało zlikwidowane. Jak to wpłynie na pracę tej placówki kultury?

Faktycznie, Instytut ma teraz jednego dyplomatę – dyrektora – ale to nie jest jakaś wyjątkowa sytuacja. Jest taki trend, który wynika z racjonalizacji wydatków i podejścia nowego kierownictwa do całokształtu działań polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Na świecie jest ponad 20 instytutów i są wśród nich takie, które mają jednego dyrektora. Tak jest np. w Sofii. Instytuty innych krajów działają w podobnej formule.

Dla publiczności nic się nie zmieni. Instytut ma wspaniałych pracowników, którzy są kreatywni, mają pamięć instytucjonalną i oni również odpowiadają za program i jego jakość. Program jest wynikiem pracy zespołu, który daje lepszy wynik niż praca jednostki. Najważniejsze są dobre pomysły i działania.

Wiadomo, zmiana jest naturalnym procesem i – jak mówi przysłowie – jest jedynym pewnikiem w życiu.

 

Jak się Pani odnalazła w Bratysławie?

Bratysława to wspaniałe miasto, pełne pięknej architektury. Jest tu dużo miejsc do odkrycia. Czuję się tu bardzo dobrze od pierwszego dnia. Lubię spacerować po mieście. Wtedy chętnie zatrzymuję się przed różnymi instytucjami i zapoznaję się z ich ofertami kulturalnymi. Ponieważ przyjechałam tu latem, śledziłam plakaty Kulturnego leta. Byłam na występie Lučnicy, na który przyszło mnóstwo ludzi. Koncert był wspaniały!

Ma Pani już jakieś swoje ulubione miejsca?

Za każdym razem, gdy spaceruję po mieście, odkrywam coś nowego. Lubię uliczki Starego Miasta i Slavín. Odkrywam go także dzięki książce „Wille pod Slavínem“, dzięki której poznaję historię różnych domów i miejsc. No i są tam piękne stare ogrody ze wspaniałymi figami i gruszami – tego się nie zobaczy w wielkich metropoliach.

Wielu moich znajomych i przyjaciół, dowiedziawszy się, że tu pracuję, jest ciekawa tego miasta. Naturalnie większość turystów najpierw odwiedza Pragę, która jest bardzo popularna. Bratysława to perełka. Jak już wszyscy wszystko zwiedzą, to pragną czegoś nowego i Bratysława właśnie jest takim miejscem dla podróżników, którzy szukają miejsc nieoczywistych.

 

Zasmakowały Pani halušky?

To jedno z pierwszych dań, którego spróbowałam. Będę je polecać wszystkim moim znajomym, odwiedzającym Bratysławę, bo turystyka kulinarna jest elementem poznawania miejsc.

 

Przyjechała Pani do Bratysławy z rodziną?

Z mężem, bo moja córka właśnie zaczyna studia i swoje dorosłe życie. Będzie studiowała w Polsce. To dla nas wszystkich nowe doświadczenie. Na poprzedniej placówce byłam z małym dzieckiem i to było duże wyzwanie, by połączyć pracę zawodową z rolą mamy, dlatego potrafię docenić rodziców małych dzieci – oni są najlepiej zorganizowanymi ludźmi na świecie!

Małgorzata Wojcieszyńska

Zdjęcia: Stano Stehlik

MP 10/2024