post-title Zdechł czy umarł?

Zdechł czy umarł?

Zdechł czy umarł?

 OKIENKO JĘZYKOWE 

Znany i lubiany, przynajmniej do niedawna, autorytet z zakresu polszczyzny, prof. Jerzy Bralczyk wywołał w lipcu burzę, stwierdzając na antenie TVP Info: „Mówienie, że choćby najulubieńszy pies umarł, będzie dla mnie obce. Nie, pies niestety zdechł”. I choć po chwili zaznaczył, że bardzo lubi zwierzęta, to jego zdaniem w stosunku do nich nie należy stosować określeń związanych z ludźmi.

Ponadto dodał, że także słowa adopcja nie powinno się stosować, gdy przygarnia się zwierzaka. Do tej pory rzadko kto odważył się oponować profesorskim rozstrzygnięciom. Tym razem jednak stało się inaczej. Jego wypowiedź spotkała się ze zdecydowanym sprzeciwem ogromnej części społeczeństwa – nie tylko psiarzy. W całym Internecie zawrzało. Bralczyka odsądzono od czci i wiary, zarzucając mu głównie brak empatii. On sam, nie angażując się w dyskusje na wywołany temat, twardo obstawał przy swoim. A szkoda!

Na temat kontrowersyjnej wypowiedzi profesora wypowiadali się dziennikarze, politycy, działacze społeczni, nawet biolodzy i fizycy. I tylko brak było wypowiedzi innych językoznawców. Dopiero później, trochę wywołany do odpowiedzi inny językowy autorytet, prof. Jan Miodek, na łamach portalu „Drugi dom” stwierdził, iż „umieranie rzeczywiście odnosi się w różnych typach komunikacji do ludzi oraz – mniej lub bardziej przenośnie – do różnych sfer działalności człowieka i otaczającego go świata”, co jednak jego zdaniem nie prowadzi do wniosku, że w przypadku zwierząt właściwe jest wyłącznie użycie słowa zdychać.

Zatem czy zwierzęta umierają, czy też – jak chce prof. Bralczyk – zdychają?

Prawdą jest, że z punktu widzenia semantyki umierają ludzie, zaś zwierzęta zdychają. No, może nie wszystkie, bowiem zwyczajowo umierają także pszczoły, od wieków cieszące się szacunkiem człowieka! Ale prawdą też jest, że dziś czasownik zdychać ma ewidentnie negatywne nacechowanie stylistyczne, choć przecież ma on związki z dychać czy oddychać i etymologicznie znaczy tyle co ‘przestać oddychać’.

Zatem jego negatywne nacechowanie wynika z tego, że zwierzęta zawsze były (i niestety są) traktowane przedmiotowo, czyli gorzej. Jeszcze 30 lat temu rzadko komu przyszłoby do głowy obrażać się na prof. Bralczyka za jego taką, a nie inną wypowiedź. Jednak świat się zmienia i przepaść między ludźmi a niektórymi innymi gatunkami zwierząt zdecydowanie zmalała, co znalazło odzwierciedlenie w języku – obelżywe zdechnąć użyte wobec człowieka stało się obelżywe wobec zwierzęcia bliskiego człowiekowi.

Znaczenia słów bowiem mogą ulegać zmianom – niekiedy się zawężają, czasami rozszerzają. I o tym prof. Bralczyk dobrze wie jako językoznawca zajmujący się opisywaniem języka. Ma też on prawo do wyrażania własnych opinii na temat zmian semantycznych (i innych) w języku, ale chyba jednak nie powinien mówić, jak te zmiany powinny wyglądać, bo to działanie preskryptywne, a nie deskryptywne. Tym bardziej, że słownik ani nie nakazuje, ani nie zakazuje stosowania wobec zwierząt słów używanych zwyczajowo w stosunku do ludzi i odwrotnie.

Kończąc, przytoczę jeszcze tylko fragmenty wierszyka Jeremiego Przybory z 1970 r.:

Zdechł pies, zdechł pies.

Czy ładnie tak nazywać kres?

Zdechł pies, zdechł pies.

W tym cała smutku suma,

że zdechł pies, a nie umarł.

[…]

Więc tu bym proponował,

że psa bym awansował,

mu podwyższając śmierć

o tę awansu ćwierć:

Zmarł pies, zmarł pies.

I już mu nie żyć milej jest.

Zmarł pies, zmarł pies.

Maria Magdalena Nowakowska

MP 9/2024