post-title Rozmowa z Piotrem Drobniakiem

Rozmowa z Piotrem Drobniakiem

Rozmowa z Piotrem Drobniakiem

Obcowania z żywą kulturą żadna forma online nie zastąpi

W Instytucie Polskim w Bratysławie kończy swoją misję dyplomatyczną dyrektor programowy tej placówki, pełniący przez kilka miesięcy także funkcję jej dyrektora Piotr Drobniak. W rozmowie dla „Monitora“ poprosiliśmy więc go o podsumowanie swojej pracy na rzecz tej placówki kulturalnej.

 

Jak Pan ocenia swoją misję kulturalną na Słowacji?

Przyjechałem tu w szczególnym momencie, w roku 2022, czyli tuż po pandemii. Moją rolą była pomoc w powrocie Instytutu Polskiego do działalności sprzed pandemii. Wiadomo przecież, jakie były jej skutki: instytucje kultury były pozamykane, ich działalność odbywała się online. Kiedy wszystko zaczęło wracać do normalności, trzeba było działać dużo intensywniej, by konkurować z ofertą kulturalną innych instytucji, wracających do intensywnych działań po pandemii.

 

Udało się pobudzić zainteresowanie polską kulturą, czy też wersje wydarzeń online rozleniwiły widzów?

To zależy, bo w przypadku kursów języka polskiego, które Instytut Polski organizuje, zaobserwowaliśmy zdecydowane odejście od tradycyjnych metod. Słuchacze raczej nie chcą przychodzić na kursy, forma online jest dla nich bardzo wygodna, co jestem w stanie zrozumieć. Dotyczy to zwłaszcza osób spoza Bratysławy, dla których uczestnictwo w takich kursach jest łatwiejsze.

Natomiast jeśli chodzi o tradycyjne imprezy kulturalne, jak koncerty czy wystawy, to w tym zakresie były duże oczekiwania, którym towarzyszyła radość choćby z tego, że nasz instytutowy fortepian ożył, że można uczestniczyć bezpośrednio w kolejnych wydarzeniach artystycznych i towarzyskich, wystawach, koncertach. Tego żadna forma online nie zastąpi.

 

Każdy z dyrektorów Instytutu z większym zaangażowaniem realizuje to, co najbliższe jego sercu. Co to jest w Pańskim przypadku?

Jestem z wykształcenia polonistą, historykiem literatury, ale jednocześnie bardzo interesuję się muzyką, szczególnie muzyką klasyczną. Wydarzeniem, które łączy te dwie rzeczy, z którego jestem bardzo zadowolony i które udało się zrealizować w pierwszych miesiącach mojej pracy w Bratysławie, była słowacka premiera opery „Król Roger“ Karola Szymanowskiego.

 

Podejrzewałam, że ta działka jest Panu szczególnie bliska.

Wskazuję na to wydarzenie z jeszcze jednego powodu – najważniejszymi projektami instytutów są te realizowane w dużych instytucjach kulturalnych kraju, gdzie instytuty działają. Premiera wspominanej opery miała miejsce w Koszycach, czyli w drugim co do wielkości mieście Słowacji, w przepięknym obiekcie, jakim jest tamtejszy teatr, będący pod względem architektonicznym prawdziwą perełką. Uczestniczenie w tak ważnym wydarzeniu kulturalnym było tym bardziej przyjemne, że zostało ono zrealizowane na najwyższym artystycznym poziomie. Dla mnie to olbrzymia satysfakcja, że ten projekt doszedł do skutku.

 

Co poza „Królem Rogerem“ uznaje Pan za swój największy sukces?

Realizacji największego projektu w pewnym sensie nie doczekam, bowiem będzie on miał miejsce na początku 2025 r. Rozpocząłem rozmowy na jego temat z dyrekcją Filharmonii Słowackiej i zdradzę, że czeka nas tam bardzo duży polski koncert. Będzie to wydarzenie z okazji inauguracji naszej prezydencji w Unii Europejskiej, która będzie miała miejsce w pierwszym półroczu przyszłego roku. No, ale to są dopiero plany.

Gdybym miał wskazać wydarzenie, które się odbyło, to zwróciłbym uwagę na koncert pieśni polskich i ukraińskich w wykonaniu wybitnych artystek, sióstr Pasiecznik, który odbył się w lutym tego roku w sali koncertowej w Klariskach. Był to koncert zorganizowany w drugą rocznicę agresji Rosji na Ukrainę. I choć dotyczył smutnego wydarzenia, to warto podkreślić, że obie siostry to wybitne artystki, zwłaszcza Olga Pasiecznik, która należy do najwybitniejszych polskich śpiewaczek.

Najlepsza impreza Instytutu? Top of the top?

Trudne pytanie. Może wskażę na wydarzenie, które zaowocowało innymi wątkami. Mam na myśli ubiegłoroczną wystawę „Rzeczpospolita Wielu Narodów“. Pierwszą swoją odsłonę miała w Republice Czeskiej, a jednym z jej autorów był Maciej Ruczaj, do niedawna ambasador Rzeczypospolitej Polskiej w Republice Słowackiej. Wystawa pokazywała Polskę od strony wielokulturowej.

To szczególnie ważne w kontekście wojny na Ukrainie i obecnej sytuacji na Białorusi, bowiem wypływało z niej, że nie wszyscy sąsiedzi Rosji dostawali się pod jej wyłączne wpływy i że Polska, ze swą demokracją szlachecką i łacińską kulturą, była przez całe wieki swoistym magnesem dla swoich wschodnich sąsiadów i innych narodów. Wokół tej wystawy, prezentowanej u nas w Instytucie, udało się zorganizować kilka innych wydarzeń do niej nawiązujących. Wystawa była też głównym punktem Dni Polskich w Preszowie, co pozwoliło nam tam zaplanować inne imprezy pod hasłem wielokulturowości.

 

Jak Pan ocenia współpracę z Polonią?

Oceniam bardzo dobrze. Nie dlatego, że chcę być miły, ale naprawdę tak myślę. Mam porównanie chociażby z Pragą czy Wilnem, gdzie pracowałem jako konsul. W porównaniu z Polonią w Pradze, która jest większa niż Bratysława, ta słowacka jest aktywniejsza, a współpraca z nią intensywniejsza dzięki bardzo ciekawym pomysłom Klubu Polskiego.

I jeszcze muszę pochwalić ofertę „Monitora Polonijnego“, który według mnie należy do najlepszych magazynów polonijnych, jakie w ogóle powstają w świecie – i pod względem merytorycznym, i redakcyjnym, bo jest to pismo niesłychanie ciekawe, różnorodne. Zawsze przyjemnie jest wziąć je do ręki, tym bardziej, że ja – jeżeli chodzi o książki i czasopisma – jestem tradycjonalistą i lubię je trzymać i dotykać.

 

Bardzo nas to cieszy. Jakie wyzwania dyplomatyczne przed Panem? Był Pan dwukrotnie na placówce w Bratysławie, kiedy więc kolejny powrót?

Tego nigdy nie wiemy. Wyjeżdżając stąd w 2020 r., nie wiedziałem, że wrócę. Wszystko jest możliwe. Co dalej? Jestem pracownikiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych, od dłuższego czasu specjalizuję się w dyplomacji kulturalnej, są jakieś plany względem mnie, o których na razie nie mogę mówić, ale będę dalej zajmował się promocją kultury polskiej w świecie. Bardzo to lubię, cenię sobie kontakt z ludźmi, no i dużo satysfakcji daje mi, jeśli dany koncert czy wystawa podobają się publiczności.

 

Jest jakaś myśl, którą chciałby się Pan z nami podzielić na zakończenie tej misji?

Zostawiam Instytut w dobrych rękach nowej dyrekcji. Proszę się przygotować na spektakularne wydarzenia – tych będzie w najbliższych czasie sporo, począwszy od 30-lecia Klubu Polskiego czy prezydencję Polski w Unii Europejskiej. Nie zapominajmy, że czeka nas też jubileusz 75-lecia Instytutu Polskiego w Bratysławie.

Małgorzata Wojcieszyńska
Zdjęcia: Stano Stehlik

MP 9/2024